[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem głodny - powiedział.
Nagle zacisnął pięść i uderzył się mocno w twarz.
- To ty - powiedziała rzeczowo Eleonora. Kiedy wstał, ugięły się pod nim nogi.
- Cieszę się. Więc to się naprawdę zdarzyło?
- Naprawdę. - Dziewczyna sięgnęła po papierosa. - I jeszcze nieraz się zdarzy -
dodała. - Tylko następnym razem będziesz przygotowany. Ty oraz dwudziestu
trzech innych bystrych młodych ludzi.
- Gdzie jest moje ubranie?
- Dlaczego pytasz?
- IdÄ™ stÄ…d.
Moore zerwał się błyskawicznie.
- Nie możesz stąd wyjść. Zastanów się. Odkryłeś tajemnicę Pelliga. Myślisz, że
Yerrick puści cię wolno?
- Gwałcicie reguły Konwencji Aowów. - Benteley znalazł swoje ubranie w
szafie i rozłożył je na łóżku. -Można wysłać tylko jednego mordercę naraz. Ten
wasz stwór jest tak zmontowany, że wygląda na jednego człowieka, ale...
- Powoli - wtrącił Moore. - Nie rozszyfrowałeś go do końca.
49
Philip K. Dick - SÅ‚oneczna Loteria
Benteley zdjął koszulę nocną i rzucił ją w kąt.
- Ten cały Pellig jest sztucznym tworem.
- Zgadza siÄ™.
- Pellig jest tylko pojazdem. Chcecie w nim zamknąć tuzin świetnych mózgów i
skierować go w stronę Bata-wii. Cartwright zginie, wy spalicie powłokę Pelliga
i nikt nie dowie się prawdy. Zapłacicie mózgom i odeślecie każdego do jego
pracy. Mnie również.
Moore zaśmiał się.
- Chciałbym, żeby tak było. Nawet próbowaliśmy czegoś w tym rodzaju.
Zamknęliśmy w Pelligu naraz trzy osobowości. W rezultacie wynikł chaos.
Każdy ciągnął w swoją stronę.
- Czy Pellig ma jakąś osobowość? - spytał Benteley, ubierając się. - Co się
dzieje po odłączeniu wszystkich mózgów?
- Pellig jest wtedy, jak my to nazywamy, rośliną. Nie umiera, tylko przechodzi
na prymitywny poziom istnienia. TrwajÄ… procesy organiczne, Pellig zapada w
półsen.
- A kto nim poruszał wczoraj na przyjęciu?
- Urzędnik z mojego laboratorium. Nieciekawy typ. Jak zauważyłeś, Pellig jest
dobrym medium, nie zniekształca ani nie rozszczepia osobowości.
Benteley wyrwał się z zamyślenia i powiedział:
- Kiedy ja w nim byłem, zdawało mi się, że Pelling jest tam razem ze mną.
- Ja też miałam to wrażenie - przyznała Eleonora. -Kiedy spróbowałam pierwszy
raz, zdawało mi się, że mam węża w spodniach. To złudzenie. Kiedy to
spostrzegłeś?
- Gdy spojrzałem w lustro.
- Staraj się nie patrzeć w lustro. Pomyśl, co ja czułam. W końcu ty jesteś
mężczyzną. Dla mnie to było ciężkie przeżycie. Myślę, że Moore nie powinien
eksperymentować z kobietami. To jest zbyt duży szok.
- Ale przecież nie pakujecie w niego ludzi bez uprzedzenia? - spytał Benteley.
- Mamy wytrenowaną ekipę - odparł Moore. - Przez ostatnie kilka miesięcy
wypróbowaliśmy setki ludzi. Większość odpadła. Po paru godzinach dostawali
klau-strofobii. Chcieli się z tego wydostać, zdawało im się, że dotykają, tak jak
Eleonora, czegoś oślizgłego i brudnego. - Wzruszył ramionami. - Ja tego tak nie
odczuwam. Uważam, że on jest piękny.
- Ilu w końcu zostało? - spytał Benteley.
- Dwudziestu czterech. Wśród nich twój przyjaciel
Davis. Ma odpowiednią osobowość, jest spokojny, łagodny, niewymagający.
Benteley wyprostował się.
- A więc to jest jego nowa klasa. Dzięki temu wygrał Kwiz.
- Każdy dostaje za to wyższą klasę. Oczywiście kupioną na czarnym rynku.
Yerrick mówi, że ty się nadajesz. Nie jest to tak ryzykowne, jak mogłoby się
wydawać. Gdyby coś nie wyszło, gdyby przyczepili się do Pelliga, wycofamy
tego, kto w nim w danej chwili siedzi.
50
Philip K. Dick - SÅ‚oneczna Loteria
- Więc na tym polega metoda - powiedział Benteley, na wpół do siebie. - Cóż,
skuteczna.
- Niech nam udowodnią pogwałcenie praw Konwencji - ożywił się Moore. -
Nasza ekipa prawna rozpatrzyła wszystkie za i przeciw. Prawo mówi o jednym
mordercy naraz, wybranym przez ogólną Konwencję. Keith Pellig jest wybrany
przez Konwencję i zawsze będzie tylko on jeden.
- Nie wiem, czemu to ma służyć.
- Zobaczysz - powiedziała Eleonora. - Moore ci to wszystko opowie ze
szczegółami.
- Najpierw muszę coś zjeść - stwierdził Benteley.
Wszyscy troje ruszyli powoli wyłożonym dywanami hallem w stronę jadalni. W
drzwiach Benteley zamarł w bezruchu - przy stole Yerricka siedział sobie
spokojnie Pellig, przed nim talerz z cielęciną i tłuczonymi ziemniakami, u
bladych, bezkrwistych warg szklanka wody.
- Co się stało? - spytała Eleonora.
- Kto w nim jest?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Technik z laboratorium. Zawsze kogoÅ› w nim trzymamy. Im bardziej siÄ™ z nim
oswoimy, tym większe mamy szansę.
Benteley usiadł możliwie najdalej od Pelliga. Krępowała go jego woskowa
bladość - wyglądał jak owad, który dopiero co wyszedł z kokonu i jeszcze nie
zdążył się wzmocnić i wyschnąć na słońcu. A potem sobie przypomniał.
- Słuchajcie - powiedział matowym głosem. - Jest jeszcze coś.
Moore i Eleonora wymienili spojrzenia.
- Nie przejmuj się tak, Benteley - powiedział Moore.
- Latanie. Uniosłem się w powietrze. Leciałem nad ziemią jak duch. A potem
ten kominek. Dotknął ręką czoła - ani guza, ani blizny. Oczywiście. Przecież to
inne ciało.
- Powiedzcie - domagał się natarczywie. - Co się ze mną działo?
- To ma związek z lżejszą wagą - powiedział Moore. -Tamto ciało jest nieco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]