[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jestem w stanie dokonać wszystkiego, pomyślała.
Rozdzielili się, opuścił ją delikatnie na siedzenie samochodu, czuli wzajemną
bliskość. Udało im się jakoś pozbierać ubrania. Odpoczywali, spokojni i
rozluźnieni, Maddie była pewna, ze już nigdy nie zdoła się poruszyć, czuła
zapach kapryfolium, miłości, słońca na koszuli W.S. Oblizała wargi, słone od
jego potu. Rozkoszowała się tym smakiem, rozkoszowała się bliskością jego
masywnego ciała, nadal drżała z rozkoszy, która okazała się
wszechogarniająca. Obserwowała go w świetle księżyca: błyszcząca skóra,
cień gęstych rzęs na policzkach, lekki uśmiech na pełnych wargach.
Przesunęła po nich palcem, a on pocałował ten palec, nie otwierając oczu.
- Dziwnie się uśmiechasz - powiedziała rozmarzona. - Tak tajemniczo.
- Mam to zmienić? - spytał sennym głosem.
- Nie. - Pieściła dłonią jego wargi. - Twój uśmiech jest bardzo seksowny.
- No to nie zmienię go - obiecał. Oczy nadal miał zamknięte.
- Szczerze mówiąc, wszystko w tobie jest bardzo seksowne.
- Dziękuję.
Maddie przytuliła się do niego.
- Sądzisz, że ja też jestem seksowna? Otworzył jedno oko.
- Moim zdaniem należałoby ogłosić cię skarbem narodowym i chronić
prawnie. Czy ty zawsze robisz się po tym taka rozmowna?
- Nie. - Szczery uśmiech rozjaśnił twarz Maddie. - Jeszcze nigdy nie byłam po
tym tak szczęśliwa.
W.S. zamknął oczy.
- W takim razie niech będzie, mów. Obiecuję, że cię wysłucham. - Pocałował
ją delikatnie w szyję. Zadrżała. - Masz aksamitną skórę.
Leżała bezwładnie, czując go obok siebie, słuchając cykania świerszczy,
wdychając zapach kapryfolium i W.S. Przesunęła dłonią po jego barku i
ramieniu. Mięśnie miał twarde, wspaniałe. Wszystko w nim było wspaniałe.
Nagle chwycił ją skurcz uda i uprzytomniła sobie, że wspaniały czy nawet
najwspanialszy W.S. jest także ciężki. Próbowała znaleźć jakąś wygodniejszą
pozycję, ale okazało się to niewykonalne. Jeśli nie uda się jej wyprostować
nogi, okuleje na całe życie.
- W.S. - szepnęła, a on entuzjastycznie przytulił ją jeszcze mocniej. Ból z uda
promieniował aż na biodro. - W.S.!
Co za szczęście. Obudził się!
- Co, co...?
- Przygniatasz mnie. Nogę mam przekrzywioną...
- Och, przepraszam. Zaraz...
- Ooo...!
- Przepraszam.
Pomógł jej usiąść, ale Maddie natychmiast zsunęła się z jego kolan. Krew
napłynęła do zdrętwiałej nogi, powodując nieznośny ból. Kolano
wyprostowało się z oporami, trzaskając groźnie.
- Boże, złapałam reumatyzm!
- Dzięki Bogu, lubię zreumatyzowane kobiety.
Mówił jak człowiek krańcowo wyczerpany. No cóż, miał prawo do
zmęczenia.
- Zabierz mnie do domu - zlitowała się nad nim. - Musisz się przespać.
- Nie możemy przespać się razem?
Objął ją mocno i Maddie nie zamierzała mu się wyrywać. Nie była w stanie.
- Niestety, nawet Brent zacząłby się czegoś domyślać, gdyby złapał cię w
moim łóżku.
- A tak, dobry, stary Brent. - W.S. zawahał się. - Masz jakieś plany, o których
powinienem wiedzieć?
- Owszem. Rozwodzę się. W poniedziałek wnoszę sprawę. Tylko że jeszcze
mu o tym nie powiedziałam.
Westchnął, delikatnie dotknął jej piersi.
- Zdjęłaś mi kamień z serca. Powiedz mu od razu, to będziemy mogli spać ze
sobą bez problemu.
- Nie!
- Kochanie... przecież żartowałem.
- Pozostaniesz moją tajemnicą aż do rozwodu.
- Dlaczego? Maddie zadrżała.
- Mam córeczkę. Nie chcę, żeby jemu przyznano opiekę nad nią.
W,S, z podziwem potrząsnął głową.
- Maddie, matka nie traci prawa do opieki nad dzieckiem tylko dlatego, źe ma
kochanka. Zwłaszcza jeśli ojciec ma kochanek na kopy!
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie mam zamiaru ryzykować, gdy w grę wchodzi
moje dziecko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]