[ Pobierz całość w formacie PDF ]
30
- Tak? - Zrobiło jej się miło. - Cieszę się.
- On też, I ulżyło mu, że teraz ty gotujesz.
- Od jak dawna pracujesz u niego?
- Odkąd pojawił się na wyspie pół roku temu.
- Już tu mieszkałeś?
- Przyjechałem w tym samym czasie.
- Och. - Zastanawiała się chwilę. - Jak on ma na imię? Skupił się na chwilę na
prowadzeniu, a dopiero po chwili odpowiedział.
- Guy.
- Guy Gaspar?
Zastanawiała się chwilę nad tym imieniem i doszła do wniosku, że ma w
sobie siłę i brzmi intrygująco. Dobre imię dla średniowiecznego rycerza.
Wyobraziła sobie poranionego w bitwach normańskiego wojownika, który
chowa twarz za przyłbicą. Stając na tyłach wielkiej sali, cierpiał, tęskniąc za
damą, którą mógł podziwiać tylko z daleka. Czy na zawsze pozostanie jej
sekretnym wielbicielem? Czy może ona wyciągnie go z cienia swoją miłością,
nie będzie dbała o blizny na jego twarzy? Miłość uleczy rany w jego sercu.
Westchnęła.
Marzenia jednak rozwiały się, gdy zjechali ze wzgórza. Lance skręcił na
główną ulicę miasteczka, gdzie po jednej stronie ciągnęły się sklepy, po drugiej
port.
Miasteczko ponownie oszołomiło Amy czystością i barwnością. Każda z
wysp, które widziała, miała odmienny charakter. Na większości mieszkali
czarnoskórzy potomkowie niewolników, którzy mówili po angielsku z akcentem
łączącym brytyjskie i kreolskie naleciałości. Tutaj dominowali Francuzi.
Kawałek Europy na Karaibach, gdzie sławy i bogacze przyjeżdżali odpocząć z
dala od tłumów.
Kiedy jechali, starała się nie gapić na rzędy jachtów przycumowanych tak
blisko siebie, że można było przejść z jednego końca portu na drugi, nawet nie
mocząc nóg. Aodzie nosiły nazwy portów całego świata. Steward w uniformie
na rufie jednego z jachtów wstawiał właśnie świeże kwiaty do wazonu na stole
nakrytym do obiadu. Na sąsiedniej łodzi członek załogi polerował metalowe
części - brąz lśnił w popołudniowym słońcu.
- Mój Boże - westchnęła. -Wyobrażasz sobie takie życie? Mieć służbę na
pokładzie własnego jachtu?
Zaśmiał się, najwyrazniej rozbawiony jej zachwytem. W pracy miała do
czynienia z kilkoma gwiazdami i ludzmi z pieniędzmi, ale nikim takim jak ci
tutaj.
- Nawet nie wiedziałabym, jak się zachować wobec takich ludzi.
- Nie różnią się tak bardzo od innych.
- Poza tym, że wypowiadają kwestie typu: Mój drogi, dokąd powinniśmy
teraz popłynąć?" - powiedziała, doskonale naśladując Katherine Hepburn, a
potem dodała tonem Cary'ego Granta - Nie wiem, najdroższa. Słyszałem, że
31
Jonesowie płyną na Arubę. Może powinniśmy do nich dołączyć". Och,
koniecznie. Aruba to doskonały pomysł o tej porze roku".
Lance zaśmiał się tak głośno, że sama się uśmiechnęła.
- Tres bon! Zwietne! Doskonale parodiujesz głosy.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się z dumą.
- Lubisz stare filmy?
- Uwielbiam - odparła z zapałem. - A ty?
Dobrze się zastanowił, nim odpowiedział.
- Gaspar bardziej lubi filmy. Mówi, że książki i filmy to rzeczy, dzięki
którym życie staje się znośne.
- Prawda. - Jej zdaniem słowa Gaspara trafiały w sedno. Poczuła z nim
wspólnotę duchową.
- -Tym właśnie zajmuje się całymi dniami? Ogląda filmy i czyta?
- To dobry sposób na spędzanie czasu, non? Bez takiej ucieczki świat byłby
smutniejszym miejscem.
- Zgadzam siÄ™.
Pomyślała o matce, która była uwięziona w sparaliżowanym ciele. Wspólnie
wymyślały różne historie. Wyobraznia zamieniła to, co mogło być tragicznym
życiem pełnym użalania się nad sobą, w coś magicznego.
Wtedy Meme je rozumiała, ale odkąd mama Amy zmarła z powodu
komplikacji wynikających z paraliżu, babcia zaczęła besztać wnuczkę za
nieustanne marzenia na jawie - jakby to i przedwczesna śmierć miały ze sobą
coś wspólnego.
Przynajmniej obawy Amy - że coś może stać się Meme podczas jej
nieobecności - były rozsądne. Poziom stresu u Meme zawsze osiągał absurdalne
poziomy, kiedy Amy nie było pod ręką, wyzwalając wszelkiej maści
dolegliwości. Lepiej nie mówić, jak podziałałaby na nią wiadomość o jej
przygodzie.
Znowu poczuła, że koniecznie musi się skontaktować z domem, i spojrzała na
Lance'a.
- Mówiłeś, że w Gustavii jest kafejka internetowa.
- Jak we wszystkich portowych miastach.
- Możemy najpierw tam się zatrzymać?
- Oczywiście. Też mam coś do załatwienia. Zostawię cię tam, a sam rozejrzę
się za pracownikami, którzy zajęliby się dziedzińcem. Możemy spotkać się w
sklepie... - zerknÄ…Å‚ na zegarek. - Za dwie godziny?
Zostawi ją i sama będzie musiała trafić do spożywczego? Dech jej zaparło na
samą myśl. Nie panikuj, powiedziała sobie. Gustavia to bardzo małe miasto.
Pomyślała, że już je trochę poznała. Poza tym będzie mogła wpaść do jakiegoś
sklepiku, kupić pamiątkowego T-shirta i jakieś szorty i powiedzieć, że sama
poszła po swoje rzeczy.
32
Mając to na uwadze, starała się zapamiętać charakterystyczne miejsca, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]