[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak czy owak, była już prawie na miejscu i tylko to
się liczyło. Za godzinę czy dwie wyląduje na lotnisku
w Rio de Janeiro i natychmiast przystÄ…pi do organizo
wania ekspedycji w głąb dżungli. Kiedy wszystko będzie
zapięte na ostatni guzik, wyśle telegram do Jake'a i Ster-
linga.
Była tak podniecona swą misją - tym, że gdy znajdzie
brakujący składnik, krem odmładzający Marzenie" wre
szcie stanie się rzeczywistością - że zamiast lecieć
220
w stronę miasta, postanowiła zboczyć z trasy i zrobić
kółko nad słynnym lasem tropikalnym.
Nie przyszło jej do głowy, by rano, przed wyrusze-
niem w drogę, dokładnie sprawdzić wnętrze samolotu.
Nie wiedziała więc, że w nocy na pokład wśliznął się
porywacz i skrył się w tylnej części maszyny. Nie za
uważyła też, jak wyszedł z ukrycia i ruszył w stronę ka
biny pilota.
Zanim zorientowała się, co się dzieje, mężczyzna
bezceremonialnie przytknÄ…Å‚ jej do skroni lufÄ™ pistoletu.
- Słuchaj uważnie, ty stara raszplo - powiedział szor
stkim, zimnym głosem, który przejął ją dreszczem. - Bo
to, czy będziesz żyła, zależy od tego, czy wykonasz moje
polecenia. Rozumiemy siÄ™?
Przełykając z trudem ślinę, Kate w milczeniu skinęła
głową. Starała się nie okazywać strachu. Podejrzewała,
że musi to być ten sam człowiek, który włamał się do
gmachu Fortune Cosmetics, podpalił laboratorium i pró
bował ukraść recepturę. Jakim cudem dostał się na pokład
samolotu? Tego nie wiedziała, wiedziała natomiast jedno:
że nie pójdzie mu z nią łatwo. Może jest staruszką, ale
jeszcze nie leży w grobie! Pomyślała sobie, iż wiek może
działać na jej korzyść, albowiem bandyta będzie prze
konany, że ma do czynienia ze słabą, kruchą, bezradną
istotÄ….
Ha! Czeka go niespodzianka!
- W porządku. A teraz rozejrzyj się dokładnie i po
szukaj miejsca, gdzie mogłabyś bezpiecznie wylądować
- poinstruował.
- Bezpiecznie wylądować? A gdzie ja tu znajdę od-
221
powiedni pas? - spytała ostro Kate. - Sam widzisz, że
prawie wcale nie ma wolnej przestrzeni, a już na pewno
nie tyle, żeby można było sprowadzić na dół mały, bo
mały, ale jednak odrzutowiec. Nie lecimy awionetką, jak
się zapewne domyślasz.
Porywacz dzgnÄ…Å‚ jÄ… ostrzegawczo lufÄ….
- Nigdy nie lubiłem rudych, więc nie wymądrzaj się,
babciu, bo ci Å‚eb odstrzelÄ™! - ryknÄ…Å‚. - A teraz lÄ…duj, do
jasnej cholery!
- Dobrze - oznajmiła chłodno Kate. - Na prawo wi
dać spalony las. Myślę, że tubylcy ścinali i palili drzewa,
żeby puścić tędy drogę. Spróbuję. Ale lojalnie uprze
dzam: możemy się rozbić. Ta maszyna różni się od gra
tów, którymi szmugluje się tu narkotyki, a ja nie jestem
jednym z tych śmiałków, którzy potrafią lądować w każ
dych warunkach.
- Ląduj, raszplo! - rozkazał gniewnie.
Kate skupiła się na przyrządach; samolot zaczął scho
dzić w dół. Cały czas intensywnie analizowała sytuację,
w jakiej się znalazła. Nie ulegało wątpliwości, że pory
wacz nie potrafi prowadzić samolotu. Gdyby potrafił, nie
byłaby mu do niczego potrzebna. Czy będzie jej potrze
bował, kiedy wylądują? Co dalej zamierzał?
Wyobraziła sobie różne okropne scenariusze. W naj
gorszym ze wszystkich ujrzała siebie, otępiałą od narko
tyków, bezradną, oczekującą śmierci jak wybawienia.
Uznała, że woli zginąć, niż dać się otępić i zniewolić.
Kiedy koła samolotu niemal stykały się z ziemią, Kate
obróciła się gwałtownie, wytrąciła porywaczowi z ręki
broń i poderwała się z fotela, usiłując minąć bandytę.
222
Koła uderzyły w nierówny grunt, a właściwie wąski, leś
ny trakt. Samolot zachybotał, skrzydła zaczęły się gwał
townie kołysać, silnik warczeć złowrogo. Kate wiedziała,
że nie zatrzyma maszyny, że teraz wszystko jest już poza
jej kontrolÄ….
Pistolet upadł na podłogę i podczas kolejnego wstrzą
su przesunął się na koniec pokładu. Kate i porywaczem
również zarzuciło i też znalezli się z tyłu pokładu. Ale
mężczyzna był młodszy i silniejszy. Przytrzymawszy się
oparcia fotela, chwycił pistolet i podciągnął się na nogi.
Po chwili wycelował.
Kate wiedziała, że to koniec, że lada moment ją za
strzeli. Była to ostatnia myśl, jaka przyszła jej do głowy,
zanim - pod wpływem serii kolejnych wstrząsów - huk
nęła ciałem w drzwi. Siła uderzenia była tak potężna, że
drzwi się otworzyły, a ona wyleciała na zewnątrz.
Przez moment toczyła się po ziemi, czując koszmarne
rwanie w biodrze; myślała, że zwariuje z bólu. A potem
nagle oślepił ją potężny blask: jedno skrzydło samolotu za
haczyło o ścianę drzew i odpadło od kadłuba. Maszyna
uderzyła nosem w ziemię, po czym nastąpił ogłuszający
wybuch: Kate zobaczyła ścianę ognia oraz lecące na wszy
stkie strony metalowe części. Wtem coś ją rąbnęło w głowę.
Nie wiedziała co, bo pogrążyła się w mrocznej otchłani.
Tubylcy, którzy widzieli katastrofę i znalezli ciało nie
przytomnej kobiety, byli przyjaznie nastawieni do obcych
oraz mieli w swoim gronie kilku doskonałych znachorów.
Ułożywszy kobietę na prowizorycznych noszach, zabrali
ją do swojej wioski leżącej w sercu amazońskiej dżungli.
ROZDZIAA DZIEWITNASTY
Byli u siebie w domu nad jeziorem.
- Caroline, kochanie, co ci jest? - spytał z zatroska
niem Nick, słysząc, jak żona najpierw wydaje z siebie
okrzyk pełen żalu i niedowierzania, a potem wybucha
płaczem.
Wbiegł do kuchni. Caroline drżącą ręką odłożyła słu
chawkę na widełki. Azy płynęły jej strumieniem po twa
rzy. Prawie nic nie widząc, przysunęła się do męża, w je
go objęciach szukając pocieszenia.
- Boże, Nick! - Ledwo mogła mówić, tak bardzo łka
ła. - Babcia... babcia nie żyje!
- Nie wierzę! To niemożliwe! Jesteś pewna, Caro?
- Tak. Rozmawiałam z tatą. Przed chwilą Sterling
dzwonił z Ameryki Południowej. Znaleziono samolot.
Babcia musiała mieć jakieś kłopoty z silnikiem, bo pró
bowała wylądować w dżungli. Nick, ona... Samolot się
rozbił i stanął w płomieniach! Pośród szczątków znale
ziono ciało, właściwie zwęglone resztki. Sterling twierdzi,
że nie sposób dokonać identyfikacji zwłok. Boże, Nick!
- Cicho, maleńka. Cicho, najdroższa. Wiem, jak bar
dzo kochałaś Kate. Tak strasznie mi przykro... Chodz,
zaprowadzę cię na górę, położę do łóżka, a potem przy
rzÄ…dzÄ™ ci jakiegoÅ› drinka.
224
Otumaniona, ruszyła w stronę schodów. Ponieważ łzy
lały się jej ciurkiem i nie widziała, dokąd idzie, potknęła
się i omal nie upadła. Niewiele się zastanawiając, Nick
wziął ją na ręce i wniósł po schodach do swojej sypialni.
Tam położył ją na łóżku, zaciągnął zasłony, żeby słońca
które coraz mocniej przygrzewało, nie raziło jej w oczy,
następnie wszedł do łazienki, zmoczył w zimnej wodzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]