[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmiechu. Przesunął łakomym spojrzeniem po sylwetce żony. Miała na sobie dżinsy, a za górę posłużył
jej luzny bawełniany top zakrywający biodra. Doszła już do etapu, w którym zapinanie górnego
guzika dżinsów sprawiało jej kłopot. Ostatniej nocy w łóżku powiedział jej, że zaczyna odkrywać
nowe krągłości na jej delikatnym ciele. Pru odparła na to, że ma bujną wyobraznię, ale on wiedział
swoje. Zachodzące w niej zmiany podniecały go i fascynowały. Budziły też w nim instynkt
opiekuńczy.
Kochał się z nią powoli, niespiesznie, aż poczuł, że drży i tuli się do niego z całej siły. Wstrzymywał
moment kulminacji, czekając niecierpliwie na wyznanie miłości, na które cieszył się od dnia ślubu.
Ale Pru milczała. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego żona nie mówi otwarcie tego, co mógł z taką
łatwością Wyczytać w jej oczach.
Wiedział, że go kocha. Przy kilku okazjach, kiedy spytał ją o to wprost, nie zaprzeczała. Choć była
hojna i namiętna w łóżku, ani razu nie zapewniła go o swojej miłości w trakcie najintymniejszych
chwil, które z sobą dzielili. Przebiegające mu przez głowę myśli o ubiegłej nocy wywołały
natychmiastową reakcję. Z cichym, zduszonym jękiem odszedł od okna. Miał przed sobą długi
wieczór, zanim znów znajdzie się w łóżku z Pru.
J.P. Arlington z okazji pierwszej fety fundacji przeszedł samego siebie. Ubrał się na biało. Biały
kapelusz, biała koszula, biały krawat, biała marynarka w westernowym stylu, szerokie białe spodnie
i długie buty z białej skóry. Wyjątkowość stroju podkreślał starannie dobrany sztras i srebro. Lśniące
akcenty obramowywały rondo kapelusza, watowane ramiona marynarki i tworzyły lampasy na
zewnętrznych szwach spodni. Spiczaste noski butów były również okute srebrem.
Razem wziąwszy, J.P. przedstawiał sobą niezły widok, pomyślała Pru z rozbawieniem. Na szczęście
gościom przypadł do gustu zarówno ekstrawagancki gospodarz, jak i ekstrawaganckie potrawy,
rodem z południowego zachodu, umieszczone tuż obok wytwornych tac z kanapkami na stołach
pełniących rolę bufetu. J.P. ze swobodą poruszał się wśród tłumu wytwornie odzianych gości, sam
świetnie się bawiąc.
Hotelowa sala balowa, którą fundacja wynajęła na wieczór, tonęła w wyszukanych dekoracjach.
Biało-złote ściany i sufit migotały w blasku świateł dwóch wspaniałych żyrandoli. Na parkiecie
tłoczyły się pary zachwycone muzyką graną przez znakomitą orkiestrę, usytuowaną w jednym końcu
olbrzymiej sali. W drugim ustawiono olbrzymi bufet, z którego szybko znikało chili i chleb
kukurydziany z papryczkami jalapeno. Gościom komentującym niekonwencjonalne menu J.P.
wyjaśniał, że od czasu do czasu lubi wracać do korzeni.
Pru zawsze zadziwiało, o ile łatwiej jest wyciągnąć duże sumy pieniędzy od ludzi, jeśli otoczy się
ich atmosferą wyjątkowej gościnności. Podzieliła się tym spostrzeżeniem z mężem wcześniej tego
wieczoru, kiedy szykowali siÄ™ na bal.
- Nie podoba mi się, że trzeba zorganizować tak wystawną imprezę tylko po to, by nakłonić ludzi do
wsparcia fundacji, która próbuje zaradzić problemom głodu - zauważyła.
- Kochanie, nie da się zaprzeczyć, że pieniądz robi pieniądz. Zwiat kręci się wokół pieniędzy. To
brutalne, ale prawdziwe - odparł Case.
Pru postanowiła włożyć luzną żółtozieloną suknię, która swobodnie opływała jej sylwetkę. Nie udało
jej się wcisnąć w dopasowaną kreację, kupioną jakiś czas temu z myślą o balu. Podczas ubierania
McCord rzucił jakiś niewinny żart na temat zmian w jej figurze, więc zrobiła minę przed lustrem.
Ku jej zaskoczeniu nagle spoważniał. Stanął za nią i pomógł jej zapiąć cienki złoty łańcuszek na szyi.
- Czy ciąża będzie ci bardzo przeszkadzać?
- Trochę za pózno się o to martwić - odparła lekko, sięgając po kolczyki.
Wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć coś innego, ale nie potrafił znalezć odpowiednich słów.
Pochylił się tylko i pocałował ją w szyję, odsłoniętą, bo upięła włosy do góry.
- Nie będziesz sama, kiedy nadejdzie twój czas. Przyrzekam, że będę przy tobie.
Na pewno myślał o tym, przez co przeszła jego szwagierka, uświadomiła sobie Pru.
- Nie składaj pochopnych obietnic. J.P. zawsze wysyła cię w jakieś egzotyczne zakątki. Do licha, w
przyszłym tygodniu wybierasz się aż hen do Nebraski w związku z tym eksperymentem z kukurydzą.
- To dopiero będzie przeżycie. - Dotknął jej policzka i poszukał jej wzroku w lustrze. - Zamierzam
ograniczyć podróżowanie, Pru. Równie dobrze mogą zająć się tym inni. Wolałbym raczej spędzać
czas na doświadczalnych poletkach i w sali wykładowej. No i oczywiście z tobą i dzieckiem.
- Trzymam cię za słowo - powiedziała lekko Pru.
Wspomniawszy tę małą scenę w sypialni, oderwała wzrok od rzucającej się w oczy postaci J.P. i
rozejrzała się po sali, wypatrując męża. Wreszcie go spostrzegła. Właśnie przedstawiał Devina
Blancharda pewnej atrakcyjnej kobiecie o imieniu Julia, zatrudnionej w wydawnictwie fundacji.
Spełniwszy ten towarzyski obowiązek, zostawił Devina z nową znajomą i dołączył do grupy
mężczyzn otaczających J.P. Arlingtona. Rozmyślała, jak atrakcyjnie prezentuje się mąż w
wieczorowym stroju, kiedy tuż obok usłyszała znajomy głos.
- Tego rodzaju wydarzenie dla ciebie i Case a oznacza raczej pracę niż rozrywkę, prawda? - spytała
Evelyn McCord, która podeszła do niej w towarzystwie męża i stanęła tuż obok.
Pru roześmiała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]