[ Pobierz całość w formacie PDF ]
palcami o grzbiet mojej dłoni, zajrzała w oczy i szepnęła coś do ucha.
Wiedziałem, że oczekuje mojej szybkiej, równie dyskretnej reakcji. Nie mogłem
przytaknąć, bo może miałem zaprzeczyć. Nie zaprzeczyłem, bo może właściwsze było
przytaknięcie. Jednocześnie, nie chciałem, żeby się zorientowała, że nie dosłyszałem i przez
to nie wiem, o co jej chodzi.
Musiałem jakoś zareagować. Na myśl o tym uśmiechnąłem się bezradnie, jak
niewinne dziecko do kochającej mamusi i niechcący dotknąłem przedramienia Kamy, bo było
w zasięgu mojej zgiętej ręki.
Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że tym sposobem dałem jej oczekiwaną przez
nią odpowiedz. Zrozumiała mnie bez słów. Za to ja siebie nie zrozumiałem.
Jasny gwint! Nie wiem nawet, co jej odpowiedziałem - pomyślałem, wsiadając do
wehikułu.
ROZDZIAA PITY
MISJA JEST WIKSZA, NI%7Å‚ MYZLISZ " KOLEKCJONER Z OPOLA " CZECH U
ALKA " KIM JEST IGA? " BANDYCKI NAPAD " GORCZKOWE OBRADY
FILMOWCÓW " NIEMCY U ALKA " KTO NAPADA NA CZECHA " SAM NA SAM
Z KAM NA MARÓZIE " KOSTROPATY BANDZIOR " SYKSTUS NIE DAJE
ZA WYGRAN
Dzień zacząłem od porannego spotkania z Krzyśkiem i Sykstusem.
- Nie wiem, jak pisze się scenariusze - przyznałem szczerze i ziewnąłem. -
Przepraszam, ale spędziłem noc na dokładnym czytaniu i analizowaniu Wielkiego powrotu
Pana Samochodzika i jeszcze się nie kładłem.
- Podziwiam pana zaangażowanie i wytrwałość - podlizał się Sykstus, przestawiając
nerwowo nogi pod fotelem.
Skłoniłem głowę, dziękując za podziw.
- Produkcja tego filmu zbiegła się, przypadkowo, z moim rzeczywistym powrotem -
powiedziałem i ziewnąłem aż do łez, kończąc przeprosinami i oświadczeniem: - W dalszym
ciągu będę ziewał bez przepraszania, żeby nie tracić czasu na głupie konwenanse.
Sprzeciwu nie zauważyłem, bo opadły mi powieki. Znił mi się dziadek Wiewiórki
seniora. Uśmiechnął się dobrotliwie, podkręcił srebrzystego wąsa:
- Przyszłością wszystkich jest przeszłość - powiedział tajemniczo i zniknął. Za chwilę
pojawił się na krótko ponownie i dodał: - Aha! Miałem przypomnieć ci, żebyś dziś zadzwonił
do Opola.
- Zadzwonię! - obiecałem.
Dziadek uśmiechnął się, podniósł palec wskazujący do góry, jak prorok:
- Pamiętaj! Masz wielką misję do spełnienia. Jest większa, niż myślisz...
Gdy się obudziłem, słońce stało nieco wyżej. Zrobiło się cieplej i jaśniej. Krzysiek i
Sykstus siedzieli cierpliwie bez zmian. Mogłem zatem spokojnie kontynuować:
- Pod względem formy i treści, mój rzeczywisty powrót wydaje się bardziej
interesujący od scenariusza filmu Wielki powrót Pana Samochodzika .
Krzysiek przytaknął, patrząc w stronę Sykstusa, bo czytał scenariusz i jednocześnie
był osobą wtajemniczoną, faktycznie uczestniczącą w mojej misji. Miał więc możliwość
porównania obu powrotów.
Zaintrygowała mnie tajemnica pewnego dokumentu, czekająca setki lat na
wyjaśnienie. Z pewnością jednak nie powróciłbym z powodów wymyślonych przez
scenarzystę. Zapomniał on, bo nie zauważyłem w scenariuszu, że oficjalnie jestem
dyrektorem Departamentu Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Sztuki.
- Według scenariusza, powróciłem, bo służby odpowiedzialne, po wejściu Polski do
Unii Europejskiej, nie radzą sobie z rosnącym rozkradaniem i przemytem zabytków za
granicę. Oznacza to, że powracam, bo podległe mi służby, na czele ze mną, dyrektorem
odpowiedzialnego departamentu, są nieudolne... - zawiesiłem głos. - Kiedy moi przyjaciele
przedstawili mi przedwczoraj nieznanÄ… historiÄ™ tajemniczego testamentu sprzed ponad
siedmiuset lat...
Opowiedziałem pokrótce, omijając informacje zaliczone przeze mnie, do poufnych,
jakie były motywy mojego powrotu i co do tej pory z tego wynikło.
Sykstus słuchał bardzo uważnie. Nie przeszkadzał. Nawet coś szybko notował. Gdy
skończyłem, powiedział:
- W porównaniu z tym, co tu usłyszałem, scenariusz jest bardzo kiepski pod względem
formy i treści. Z jednej strony jest mi wstyd, z drugiej jednak się cieszę, że to coś ośmieliłem
się dać panu do czytania. Dzięki temu wiem, na czym stoję. Filmowy powrót Pana
Samochodzika powinien być wielki nie tylko z tytułu.
Muszę przyznać, że nie doceniałem Sykstusa.
Przeszliśmy na ty . Postanowiliśmy nie zawracać na razie głowy Kamie i Idze
pokusÄ… zrobienia kariery na srebrnym ekranie.
***
Miałem wreszcie czas zająć się swoją misją.
Ciekawe, co się dzieje z Kamą? - pomyślałem, wyciskając numer komórki, który
dostałem od niej w zajezdzie. Przedstawiłem się.
- Panie Tomaszu! Pan się nie musi przedstawiać aż tak szczegółowo - usłyszałem
czysty baryton. - Wiem, o czym mamy rozmawiać i nad czym pan pracuje.
- A czy jest o czym rozmawiać? - zażartowałem pod wpływem dobrego
samopoczucia.
- Oczywiście!
- Czym pan dysponuje?
- Oryginałem rękopisu, który widział pan na zdjęciu dziadka Igora. Alek, bo tak miał
na imię mój rozmówca z Opola, daleki kuzyn Igora, był kolekcjonerem zabytków
piśmiennictwa. Rodzina trafnie podejrzewała go, że w dniu pogrzebu ojca Igora wzbogacił
swoją kolekcję o rękopis dziadka. Przyznał się do tego dopiero wczoraj, gdy zadzwoniła do
niego Iga i powiedziała, że rękopis może bardzo pomóc pewnemu przyjacielowi w
wyjaśnieniu czegoś. Zainteresowało go, oczywiście, kim jest ten przyjaciel i co wyjaśnia.
Wówczas usłyszał, że zbyt wiele osób postronnych interesuje się ostatnio uzyskaniem tych
informacji, a ona nie jest upoważniona do ich udzielania. Powiedziała tylko, że ten przyjaciel
przedzwoni osobiście.
Chcąc zdobyć kolejnego partnera, potencjalnie pomocnego w wypełnieniu mojej
misji, w kilku zdaniach powiedziałem, o co chodzi.
- Nie powiedział pan nic o losach poszukiwanego dokumentu - usłyszałem.
- Tylko dlatego, żeby przypadkiem nie skusić pana do rozpoczęcia poszukiwań na
własną rękę - odpowiedziałem.
- Podejrzewam siebie, że dałbym się skusić - szczerze wyznał mój nowy
sprzymierzeniec. - Czy historia testamentu zawiera jakieś informacje, mogące podpowiedzieć
coÅ› o losach manuskryptu?
Obawiałem się, że opolski kolekcjoner przetłumaczył już dawno rękopis dziadka Igora
i rozpoczął własne poszukiwania. Okazało się, że prawdopodobnie nie zrobił tego. Musiałem
to sprawdzić i wykorzystać.
- Przecież historię testamentu trzyma pan od lat w swojej kolekcji - podpowiedziałem.
- Manuskrypt dziadka Igora?
- Oczywiście! - i zdziwiłem się: - To pan go jeszcze nie przetłumaczył?
- Próbowałem. Przyzna pan, że rozpoznanie znaczenia kilku wyrazów, to zbyt mało na
poznanie treści dokumentu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]