[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem pewna, że potrafi to wszystko bez trudu logicznie
wytłumaczyć.
- O, tak! Wytłumaczenie jest bardzo logiczne. Chciała ukraść nam
Piorun".
Babcia niecierpliwie machnęła ręką.
147
RS
- Czekałem pięć godzin. W końcu wyjąłem z kosza na śmieci kartkę,
na której był odciśnięty adres. Pojechałem tam za nią i przyłapałem ją i jej
partnera, kiedy przekupywali czarnorynkowego handlarza.
Babcia zbladła jak ściana.
Zrobiło mu się jej żal, ale musiał dokończyć. Sydney była zła i
przewrotna. Była złodziejką.
- Widziałem ich przez okno. Całą trójkę.
- Cole. - Głos babci przeszedł w chrapliwy szept.
- Bardzo mi przykro, babciu. - Nikt bardziej niż on nie chciałby, żeby
sprawy potoczyły się inaczej. Nigdy dotąd nie spotkał kobiety takiej jak
Sydney. Nawet teraz, po tym wszystkim, co mu zrobiła, wciąż pamiętał jej
śmiech, jej delikatne pieszczoty i szmaragdowe oczy.
Babcia patrzyła nań w skupieniu. Zastanawiała się. Wahała. W końcu
skrzyżowała ramiona.
- Usiądz, Cole'u. Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Cole siedział sztywno na kanapie. Z rosnącym zdumieniem słuchał
wyznań babci. Jego dziadek? Babcia?!
Kiedy doszła do tego, że opowiedziała o wszystkim Sydney, zerwał się
i zaczął krążyć po pokoju.
Z każdym słowem babci, z każdą mijającą sekundą czuł zaciskającą się
coraz mocniej na jego sercu lodowatą obręcz.
Nie obwiniał babci, nie oskarżał Sydney. Miał tylko wielki żal do
dziadka. I do siebie. To do nich przecież należała ochrona rodziny.
- Odkupiła ją od twojego przyszywanego wuja - zakończyła babcia. -
A tobie niczego nie wyjaśniła, ponieważ ja na niej wymusiłam dochowanie
tajemnicy. I dotrzymała słowa, Cole'u. Pozwoliła ci się znienawidzić, ale nie
zdradziła mojej tajemnicy.
148
RS
Cole zatrzymał się przed kominkiem i posłał złe spojrzenie w stronę
fotografii dziadka. Dziadek się uśmiechał. Uśmiechał się!
Cole uderzył pięścią w ścianę.
- Czy coś przegapiłem? - usłyszeli głos Kyle'a. W pokoju zapanowała
głucha cisza.
- Cole i Sydney się posprzeczali - wyjaśniła babcia.
- Kiedy byłeś z Melanie, nigdy nie waliłeś w ścianę - zauważył Kyle.
Cole nie odrywał oczu od podobizny dziadka. Całe jego wnętrze
zamieniało się w kamień. W piersi czuł gorący ucisk. W ustach mu zaschło.
Był tak samo zły jak ten starzec.
Przegrał.
Powinien teraz klęczeć przed Sydney i gorąco jej dziękować.
Wykonała za niego zadanie.
- Cole? - Głos Kyle'a dolatywał do niego jakby z zaświatów. - Są
jakieś wieści o Piorunie"?
- Jest tutaj. - Babcia pokazała puzderko.
- Czyli to koniec? - spytał Kyle. - Czy stało się coś złego?
Coś złego? Wszystko.
Tuż pod jego bokiem urósł kryzys rodzinny, a on nawet tego nie
zauważył. A do tego zniszczył kobietę swoich marzeń. Wróciła do Nowego
Jorku, żeby odwołać wystawę o wikingach i zrujnować swoją karierę. Nie
zasługiwała na to.
Przypomniał sobie wszystkie oskarżenia, które cisnął jej w twarz, i
skrzywił się boleśnie. Zagroził jej nawet aresztem, a ona nie zaprotestowała
ani jednym słowem. Do końca strzegła tajemnicy babci.
- Cole? - powtórzył Kyle już mniej wesołym tonem.
149
RS
Cole nie zwrócił na niego uwagi. Odwrócił się i spojrzał prosto w oczy
babci.
- Nie wiem co mam robić - powiedział z rozpaczą w głosie.
- Daj jej Piorun".
Potrząsnął głową. Było już za pózno. Sydney likwidowała już wystawę
i już nigdy się do niego nie odezwie.
- Myślałem, że się z nią żenisz. - Kyle niepewnie wodził wzrokiem od
brata do babci.
- Pokłócili się - wyjaśniła babcia. - Wsiadaj do najbliższego samolotu,
Cole'u. Jedz do Nowego Jorku i napraw wszystko.
- Nie mogę tego naprawić.
- Owszem, możesz.
Naprawdę? Miał jeszcze szansę?
Był tylko jeden sposób, by się o tym przekonać.
- Co tu się, do diabła, dzieje?! - rzucił Kyle.
Cole bez słowa minął go pospiesznie. Babcia może mu wszystko
wyjaśnić, pomyślał. On ma coś do zrobienia. Niemal biegiem dopadł
samochodu.
Sydney siedziała w pokoiku na antresoli Muzeum Laurenta. Było jej
zimno.
- Kochasz go, prawda? - spytała Gwen.
Sydney zamknęła oczy i pokiwała głową.
- Nie mogłam mu nic powiedzieć. A wtedy pojawił się Bradley...
- To przez Bradleya Cole uważa, że chciałaś ukraść broszę?
Sydney znów pokiwała głową. Wciąż nie potrafiła pojąć, jak w takim
wielkim mieście jak Miami Cole ją odnalazł.
150
RS
Gdyby na nią czekał w hotelu, opowiedziałaby mu jakąś historyjkę, a
kiedy dałaby mu Piorun", wiedziałby, że jest po jego stronie.
Gdyby. Gdyby.
Jęknęła głucho.
- %7łałuję, że nie mogę powiedzieć ci więcej.
- Hej. - Gwen uśmiechnęła się smutno. - Wszystko w porządku. Nie
muszę wiedzieć. Ale co powiesz szefowi? Jest wściekły. Tyle mu
obiecałyśmy. Ty i ja...
- %7łe nie chcieli mi jej wypożyczyć. - Wzruszyła ramionami. Co za
różnica? Jej kariera i tak była już skończona.
Sydney złamała podstawową zasadę. Dała obietnicę bez pokrycia. Ale
zaufała Cole'owi.
Jak się okazało, niesłusznie. Chociaż właściwie nie była to jego wina.
To ona odpowiadała za wszystko, co się stało.
- Może uda się zastąpić Piorun" - spekulowała Gwen. -Wystawimy
któryś z tych rubinowych naszyjników.
- Nikogo to nie zainteresuje. To musi być coś nowego. Coś
niezwykłego.
- To niesprawiedliwe, że na ciebie spada cała wina.
- Coś ci powiem. - Sydney zaśmiała się ponuro. - %7łycie w ogóle nie
jest sprawiedliwe.
Chociaż powinna się bardziej przejmować zrujnowaną karierą, wciąż
myślała tylko o tym, że straciła Cole'a.
Ilekroć zamykała oczy, widziała go w pokoju hotelowym w Miami...
Jego pełne współczucia oczy, kiedy opowiadała o niani Emmie i papie Halu.
Blask jego zrenic, kiedy karmił ją truskawkami. I mgiełkę pożądania, gdy
się schylał, żeby ją pocałować.
151
RS
Dość. Dosyć tych rozmy...
- Proszę o uwagę - usłyszała głos, który nieustannie dzwięczał w jej
duszy. - Oto dowód mojego zaufania.
Gwen zrobiła wielkie oczy. Sydney zakręciła się na pięcie. To był
Cole. Stał oparty niedbale o framugę.
- To ja już... - Gwen przecisnęła się obok Cole'a i wybiegła.
Sydney mrugała gwałtownie. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co
widziała.
- Pięć godzin czekałem w tamtym pokoju hotelowym -wypomniał jej. -
Pięć godzin zajęło mi przekonanie samego siebie, że mnie zdradziłaś.
- Co ty tu robisz?
Dlaczego to robił? To był autentyczny Piorun". Czemu ją torturował?
Podszedł bliżej.
- Babcia mi powiedziała.
- Co ci powiedziała?
- Całą prawdę.
Sydney potrząsnęła głową. Niemożliwe. Przecież nie zdradziłaby
swojego sekretu, odzyskawszy broszę. Oparła się o biurko.
- Nie - szepnęła.
- Tak. - Kiwnął głową. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, Sydney?
Co za pytanie?!
- Dałam słowo. Przysięgłam.
- Mogłem ci pomóc.
- To przed tobą chciała to ukryć.
- To była moja sprawa - krzyknął. - Moja odpowiedzialność.
Sydney zadrżała. Chciałaby umieć mu pomóc. Musiał to być straszny
cios dla jego dumy.
152
RS
- Przepraszam. - Palcami przeczesał włosy.
- Nic się nie stało. Wiem, że jesteś zdenerwowany.
Stanął tuż przed nią.
- Nie przepraszam za to, że krzyczałem. To znaczy, tak, za to też
przepraszam. - Urwał na moment. - Naprawdę przepraszam, że przestałem ci
ufać. Przepraszam, że tak obrzydliwie cię potraktowałem. Przepraszam, że
my... - Odwrócił wzrok.
- Tak? Cóż. Za to i ja przepraszam - powiedziała. Oboje igrali z
ogniem i się poparzyli. - Po co przyjechałeś?
Znieruchomiał.
- Przyjechałem, żeby ci ofiarować Piorun".
Nagle wyschło jej w gardle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]