[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyszłam tu pieszo, brzegiem jeziora, prawie cztery kilometry...
— No, niechże pani mówi — zniecierpliwiłem się.
— Chwileczkę, zaraz pan się wszystkiego dowie. Idąc tu brzegiem, zajrzałam do
wypróchniałego pnia potężnego dębu, który rośnie o pół kilometra stąd nad brzegiem
jeziora. Ma przy ziemi potężną dziuplę; dorosły człowiek może się w niej schować. Ja
też się kiedyś w niej ukryłam przed deszczem. Otóż, w tej dziupli, leżał... mokry strój
Kapitana Nemo.
— Co takiego?! — zerwałem się z ziemi. — To wspaniała okazja. Będziemy mogli
tam spotkać Nemo.
— Przecież nie pójdziemy tam i nie będziemy czekali, aż on wróci po swoje
ubranie. Nie wiadomo przecież, kiedy to będzie. Sądzę, że najlepiej zrobimy, jeśli napi-
szemy do niego listy. Pan — z wiadomością o obozie Czarnego Franka. A ja — liścik
miłosny.
— Napisze, że chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać.
— O czym? — zaciekawiła się.
— On chyba mógłby mi pomóc w pewnej sprawie.
Machnęła ręką.
— Ech, pan też próbuje być tajemniczy jak Kapitan Nemo...
Miałem w wehikule teczkę z papierem listowym i ołówkiem. Jeden komplet —
papier listowy i kopertę — dałem Marcie, a sam zacząłem bazgrać na drugim.
Szanowny
Panie
Kapitanie
Nemo
Obserwowałem Pana potyczki z bandą Czarnego Franka. Aczkolwiek nie wszystkie
Pana postępki aprobuję, rozumiem, jaki cel Panu przyświeca. Przybyłem tutaj z pewną
misją, sprawa jest szlachetna. Będę bardzo wdzięczny, jeśli zechce Pan spotkać się ze
mną w porze i miejscu dla Pana dogodnym. Mieszkam w namiocie o pięćset metrów od
wypróchniałego dębu, gdzie znajdzie Pan ten list, posiadam samochód-amfibię i po tym
potrafi
mnie
Pan
rozpoznać.
P.S. Obóz Czarnego Franka znajduje się na malutkiej wyspie obok Czaplaka.
List zakleiłem i jeszcze przez chwilę czekałem, aż panna Marta napisze swoje miło-
sne wyznania. Wreszcie i ona zakleiła kopertę.
— Idziemy! — oświadczyła, podnosząc się z trawy. — Ja zresztą już muszę wracać
do domu, a ten dąb jest po drodze. Odprowadzi mnie pan, prawda?
Zabrała swoją składaną wędkę i ruszyliśmy brzegiem. Obydwoje byliśmy milczący,
zapewne każde z nas rozmyślało, jak Kapitan Nemo zareaguje na nasze listy.
Zastanawiałem się też, dlaczego właśnie w tym spróchniałym dębie pozostawił
mokre ubranie, a nie zabrał go do swego mieszkania, bo przecież chyba gdzieś miesz-
kał?
Dziupla była dość głęboka. Kapitan Nemo włożył kije między jej brzegi i jak na ra-
miączku w szafie suszył w dębie swoje mokre ubranie rybackie.
Włożyliśmy listy do kieszeni kurtki, a potem pożegnałem Martę i zawróciłem do
swego obozu. Chciałem przespać się trochę, odpocząć przed wyprawą, którą zapla-
nowałem na dzisiejszą noc.
Na jeziorze, w czerwonym świetle gasnącego słońca, głośno krzyczały mewy, jakby
kłócąc się ze sobą o kolację. Nad brzegiem nisko latały jaskółki, zbierało się bowiem na
deszcz.
Idąc do swego namiotu wciąż spoglądałem na drugą stronę jeziora. Dlaczego nie
ma Człowieka z Blizną? Czyżby zawieść miały wszystkie moje rachuby i przewidy-
wania? Czyżby wyprawa na Jeziorak po zatopiony skarb gotowała mi klęskę?
Raptem od strony starego dębu usłyszałem warkot motoru ślizgacza.
„Nemo był w pobliżu dębu z dziuplą. I może nawet nas obserwował. A teraz odpły-
nął” — pomyślałem.
ROZDZIAŁ ÓSMY [top]
WYPRAWA W MROKACH NOCY • W TAJNYM OBOZIE BANDY • JENIEC •
ROZMOWA OPRYSZKOW • PRÓBA UWOLNIENIA JEŃCA • NIEWIDZIALNY WRÓG •
CZY JESTEM KAPITANEM NEMO • W NIEWOLI NA WYSPIE • RUDA BRONKA •
CIĘŻKI LOS JEŃCÓW
Zbudził mnie łomot kropel na brezentowej płachcie namiotu. Wyjrzałem na dwór i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]