[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tucholskiego. Nie pojawiła się nawet jedno zdanie na ten temat, tak jakby relikwia nie istniała.
Wpisał jeszcze hasła Konitz i Augustiner-Eremiten na niemieckiej wyszukiwarce
internetowej i szybko znalazł wzmiankę, potwierdzenie faktu wręczenia przez komtura
tucholskiego relikwii w 1383 roku. Były nim fragment Krzyża Zwiętego i krew Chrystusa.
Odnotowano to podobno w gnieznieńskich archiwach w roku 1384.
Wtedy to Paweł zerknął na swoją kopię zapisku anonimowego autora z XVII wieku,
którą sporządził na podstawie relacji Fiolki. Jego uwagę zwróciło owo zdanie napisane nad
krzyżem: Hoc est corpus meum .
Napis głosił po polsku: To jest ciało moje .
Paweł sięgnął po telefon. Była 21:43. Czas najwyższy zadzwonić.
ROZDZIAA CZWARTY
OGLDAM REPRINT " FOTOLAB " DLACZEGO ZUBILEWICZ
PODSAUCHIWAA? " ID NA BANKIET " ZPIOCH " KTO PRACUJE DLA SAINT-
GERMAINA? " JESZCZE RAZ NORWID " PROZBA BOGINI " ODMOWA " ZAOTE
RCE KONDUKTORA " CZY ILONA JEST SZPIEGIEM? " ZOSTAJ
NIEWIERNYM TOMASZEM " MTNE WYJAZNIENIA I GROyBY SAINT-
GERMAINA " STRASZNE ODKRYCIE W TOALECIE
Saint-Germain nie zadzwonił.
Byłem święcie przekonany, że po moim wtargnięciu do przedziału (około 18:47)
osobnik ten, zaniepokojony moim dziwnym zachowaniem na peronie, zadzwoni z pretensjami
i pytaniami. Aparat jednak uparcie milczał. Pociąg mijał peryferia Brukseli i mknął dalej na
północny wschód w kierunku Niemiec, wystukując o tory monotonny rytm. W oczekiwaniu
na telefon, przejrzałem zabrane ze skrytki bagażowej papiery.
Znalazłem tam doskonały reprint zapisanej szyfrem pożółkłej ze starości kartki,
której kopię miałem okazję przejrzeć wcześniej. Rysunek i napisy zostały wykonane dawno
temu czarnym atramentem, lecz nadal nie wiedziałem, czy był to papier czy pergamin. W
zasadzie reprint nie dał mi żadnych nowych wskazówek odnośnie miejsca ukrycia skarbu, nie
przybliżył mnie do rozwiązania szarady. Byłem miłośnikiem rozwiązywania podobnych
zagadek, więc każde niepowodzenie odbierałem z przesadnym zatroskaniem. I właśnie
złapałem się na tym, że propozycję Saint-Germaina traktuję już w kategoriach zagadki.
Popatrzmy na to z racjonalnego punktu widzenia. Jaki szaleniec zdobyłby się na taki
wysiłek, aby w skrytce bagażowej w Brukseli ukryć potrzebne do rozwiązania zagadki
materiały? Jaki dowcipniś potrafiłby kontrolować każdy mój ruch ze zręcznością zawodowca?
Kto byłby tak znakomicie zorganizowany? Jeśli ktoś dołożył tak wielu starań, aby zmusić
mnie do zajęcia się tą sprawą, musiał mieć doprawdy silną motywację. Poza tym reprint
przedstawiał naprawdę jakąś starą kartkę, jakby wyciągniętą na światło dzienne z
najgłębszych archiwalnych półek, i nie chciało mi się wierzyć, że Saint-Germain perfidnie ją
spreparował. Po co miałby to robić? A zatem?
Czyżby chodziło o jakiś skarb?
Oprócz reprintu listu znalazłem jeszcze w plastykowej koszulce spis klasztorów
augustiańskich działających w siedemnastowiecznej Polce oraz współczesnych. Do tego była
dołączona mapka Polski z zaznaczonymi miejscowościami. Wszystkie kartki były kopią
wziętą z jakiejś współczesnej niemieckiej publikacji, co automatycznie określało charakter
wcześniejszych studiów Saint-Germaina w tym zakresie.
Wyjąłem reprint z plastykowej koszulki i uważnie obejrzałem go pod lupą. Dopiero po
chwili zauważyłem coś interesującego, całkowicie nie związanego z treścią dokumentu. Na
skopiowanej kartce w górnym, prawym rogu odcisnął się jakiś ślad. Z początku myślałem, że
to znak wodny, ale im bardziej mu się przypatrywałem, tym nabierałem coraz większej
pewności, że był to ślad po odciśnięciu - prostokąt, w który wpisano jakieś litery. Pieczątka!
Tak, to było coś na kształt małej prostokątnej pieczątki. Na dokumencie, z którego wykonano
mój reprint odcisnęła się zwykła pieczątka. Pewnie dokument leżał pod jakąś inną kartką, do
której przystawiono pieczątkę. Małe, ale wypukłe czcionki odcisnęły się na obu kartkach, a
powstałe w ten sposób wgłębienia - na pierwszy rzut oka niewidoczne - zostały potem
zeskanowane. Gdyby do cyfrowego kopiowania zastosowano niską rozdzielczość, pewnie nie
ujrzałbym tego odciśniętego śladu, ale reprint był wykonany z iście wyborną jakością.
Jeśli tylko udałoby mi się ustalić nazwę firmy, która wykonała ten reprint, miałbym
jakiś namacalny ślad istnienia Saint-Germaina! Przystawiłem lupę i długo oglądałem w
powiększeniu ów odciśnięty po pieczątce ślad. O Boże! Coś tam było...
H. Braunschmidt. FOTOLAB. Koln... .
Dalej był jakiś nieczytelny adres i chyba telefon! Jeszcze raz przyłożyłem lupę do
prawego, górnego rogu reprintu i z trudem odczytałem nazwę z pieczątki. Nie martwiłem się o
podglądającego mnie Saint-Germaina, gdyż dla niego byłem jedynie badaczem dokumentu,
historykiem. Przypuszczałem, że Saint-Germain nie wiedział o odciśniętym śladzie pieczątki i
nawet jeśli w tej chwili mnie podglądał, myślał pewnie, że próbuję ustalić autentyczność
dokumentu. Aleja miałem wreszcie jakiś fizyczny ślad prowadzący do Kolonii w Niemczech,
do konkretnej firmy, która wykonała ten reprint dla Saint-Germaina. Fotolab !
Mam ciÄ™, Monsieur Saint-Germain!
Intuicyjnie przerwałem oglądanie dokumentów i zerknąłem na drzwi. W szparze nad
podłogą poruszył się jakiś cień, który nagle zastygł w martwym ujęciu. Drzwi wagonów
sypialnych nie są oszklone, tak jak to jest w zwykłych wagonach, a od wścibskich spojrzeń
pasażerów na korytarzu odgradzają nas drzwi obite sklejką. Jednak cienka szpara na samym
dole potrafiła być czasami doskonałym czujnikiem czyjejś obecności na zewnątrz. Nie ulegało
wątpliwości, że w tej chwili ktoś stał po drugiej stronie drzwi i najprawdopodobniej
podsłuchiwał, co dzieje się w moim przedziale.
Nie zastanawiając się otworzyłem drzwi, aby zdemaskować intruza. Ku mojemu
zaskoczeniu ujrzałem przestraszonego moim zachowaniem Zubilewicza. To chyba nie był
Saint-Germain.
- To pan? - zdumiałem się.
Wiktor stał z rozdziawioną buzią i nie mógł wydobyć z siebie głosu - musiałem go
nielicho zaskoczyć brutalnym otwarciem drzwi, jakbym był jasnowidzem
- Ale mnie pan wystraszył - odezwał się wreszcie ściszonym głosem i zrobił głęboki
wdech.
- I nawzajem - próbowałem się uśmiechnąć. - Czy pan chce czegoś ode mnie?
- Owszem. Doktor Kwiatkowski zaprasza wszystkich na spotkanie w wagonie
restauracyjnym. Taki mały bankiet...
- Kiedy ja właśnie zasypiałem - kłamałem, aby się go pozbyć.
- Pan doktor przewidział taką odpowiedz - rzekł i dyskretnie próbował zajrzeć do
wnętrza przedziału, jakby sprawdzał, czy mam posłane łóżko. Ale czy aby na pewno? A może
kolega Wiktor sprawdzał coś innego. - Doktor był pewny, że pan odmówi. Dlatego kazał
przekazać, że jeśli się pan się nie zjawi, to nabruzdzi panu w sprawozdaniu z naszej delegacji.
On zna osobiście panią minister...
- Szantażysta - zazgrzytałem zębami. - Zaraz przyjdę.
Odszedł, a ja zamknąłem drzwi. Założyłem zamszową marynarkę, do kieszeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]