[ Pobierz całość w formacie PDF ]

razy. . .
Syn Wasiaka powiedział szeptem:
— Pan Czerski odnalazł ukryty skarb. . .
Uśmiechnąłem się.
— Nie sądzę, chłopcze, żeby to był skarb. Z sylwetki, jaką nakreślił nam twój
ojciec, wynika, że Czerski reprezentował typ naukowca-amatora. Czy wiesz, co
dla takiego człowieka byłoby naprawdę wielkim odkryciem? Nie złoto i brylanty,
lecz gdyby na przykład udało mu się udowodnić, że Biblia Leopolity wcale nie
jest pierwszym polskim przekładem, bowiem istniał wcześniejszy. Albo gdyby
odnalazł tekst starszy niż Bogurodzica.
— I podobnego odkrycia mógł dokonać w dworku? — powątpiewał chłopiec.
— Naturalnie. Czy wiesz, w jaki sposób odnaleziony został fragment Kazań
Świętokrzyskich? Stanowiły one oprawę do cennej zresztą książki. W zapisany na
pergaminie tekst kazań ktoś potem oprawił inną książkę. Takiego odkrycia można
dokonać siedząc w bibliotece w starym dworku.
Spojrzałem na zegarek. Obiad przeciągał się zbyt długo.
— Wracamy do dworu — zakomenderowałem. Żegnając pana Wasiaka i jego
syna, rzekłem: — Bardzo jestem panu wdzięczny za informacje. Postaram się zro-
bić wszystko, aby wyjaśnić zagadkową sprawę odkrycia dokonanego przez Czer-
skiego.
Gdy to mówiłem, panna Wierzchoń spojrzała na mnie z politowaniem. Wiem,
że uważała mnie za głupca. Opuszczając jadalnię westchnąłem głośno:
— A śliczna panna Marysia nie przyszła na obiad. . .
— Hm — smutno mruknął kolega Bigos.
— Ach, gdyby tu był ten Pan Samochodzik. . . — powiedziała nagle panna
Wierzchoń. — On natychmiast by wyjaśnił zagadkowe odkrycie Czerskiego.
— A pani gorsza? Niech pani spróbuje swoich sił — zaproponowałem.
— Naturalnie, że spróbuję — z pewną siebie miną stwierdziła panna Wierz-
choń.
Bigos odezwał się podstępnie:
42
— Pan kustosz również zobowiązał się zająć tą sprawą. Będę miał piękną za-
bawę, obserwując, jak rywalizujecie z sobą w rozwikłaniu zagadki starego dworu.
Szliśmy drogą wzdłuż brzegu rzeki, który w tym miejscu był dość wysoki.
Widziało się stąd wielkie mielizny piasku, bardzo złotego w promieniach jesien-
nego słońca. Za rzeką rósł gęsty sosnowy bór. Pomyślałem: „Jak dobrze byłoby
pójść na samotny spacer. . . ” Ale we dworze czekało mnie jeszcze wiele pracy
związanej z inwentaryzacją zbiorów Czerskiego. Toteż, skrywając swe pragnie-
nia, powiedziałem głośno:
— Powinienem pojechać do miasta po segregatory. . .
Moje słowa rozgniewały pannę Wierzchoń.
— Tak, właśnie tak. Dla pana kustosza najważniejsze są segregatory. To nic,
że jakieś tajemnicze osoby krążą nocą po dworze i usiłują wpaść na trop odkrycia
Czerskiego. . .
— Po naszym dworze krążą nocą tajemnicze osoby? — udałem zdumienie.
— A co? Może wierzy pan w duchy? Biurko, kancelaria, segregatory! Biurko,
kancelaria, segregatory! — powtarzała ze złością. — Pan tylko myśli o karierze,
a prawdziwa wielka sprawa nic pana nie obchodzi.
— Przecież nie bronię pani zająć się zagadką naszego dworu. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire