[ Pobierz całość w formacie PDF ]
du, jaki sprawiła ojcu swym lekkomyślnym postępowaniem.
Z podniesioną głową przekroczyła próg lecznicy, przeszła
przez poczekalnię, gdzie zajęci przeglądaniem czasopism pa
cjenci rzucali jej zaciekawione spojrzenia, i skierowała się do
recepcji. Dwie urzędniczki zajęte były wyjmowaniem kart cho
rych z alfabetycznie uszeregowanych przegródek.
- Czym mogę służyć? - spytała jedna z nich.
- Jestem nowym lekarzem, nazywam siÄ™ Eryl Thomas. Do
ktor Dillon miał mnie dziś' przedstawić, ale niestety...
- Ach tak, słyszałam. Co za nieszczęście! - odparła kobieta.
- Jak on się miewa? Miała pani może jakieś wiadomości?
- zainteresowała się druga urzędniczka.
W tym momencie z gabinetu wyjrzał Lewis Caswell.
- Właśnie dzwoniłem do szpitala w Pandy - powiedział. -
Siostra oddziałowa zapewniła mnie, że miał spokojną noc. Wy
bieram się do niego po dyżurze. - Złożył Eryl trochę formalny
ukłon. - Pozwoli pani, że jej przedstawię nasze recepcjonistki:
Glynis Jones i Betty Williams. Udzielą pani wszystkich niezbęd
nych informacji.
Po czym wycofał się do gabinetu, a Eryl spojrzała na obie
panie z pełnym nadziei, wyczekującym uśmiechem. Glynis Jo
nes, która pierwsza ją powitała, była tęgą kobietą w średnim
wieku, o pogodnym, życzliwym spojrzeniu. Gorąco uścisnęła
dłoń Eryl.
- Miło mi panią poznać - powiedziała.
Betty Williams była młodsza. Szczupła, niemal sucha, miała
trochę wyniosłą twarz, która zapewne potrafiła przybrać odpy
chający wyraz. Może się przydać w trudnych sytuacjach z ucią
żliwymi pacjentami, odnotowała w pamięci Eryl.
- To lista pani dzisiejszych pacjentów - powiedziała, poda
jÄ…c Eryl spis nazwisk. - Ich karty zaraz przyniosÄ™ pani do gabi
netu. Komputer na pani biurku jest bardzo prosty w obsłudze
MIAOZ I UPRZEDZENIE 43
i zawiera wszystkie dane o pacjentach. Gdyby miała pani jakieś
trudności z programem, proszę do mnie zadzwonić.
Eryl podziękowała i zrobiła ruch, żeby odejść.
- Chwileczkę! - wtrąciła Glynis Jones. - Pani fartuch! -
Sięgnęła do biurka i wyciągnęła opakowany w plastik lekarski
kitel. - Chyba będzie dobry - dodała, mierząc Eryl wzrokiem.
Eryl z wahaniem wzięła podaną jej paczkę.
- W mojej poprzedniej pracy lekarze chodzili w cywilnym
ubraniu - rzekła.
- Ale u nas jest inaczej - odparła Glynis z uśmiechem wyż
szości, jakby wygłaszała odwieczną mądrość, obowiązującą
wszystkich walijskich lekarzy. Po czym dodała konfidencjonal
nym tonem: - Między nami mówiąc, to taki bzik naszego kocha
nego doktora Dillona. Lubi stare zwyczaje i wymaga, żeby ko
biety wyglądały w pracy , jak przystoi". Co robić? Taki już jest!
Znalazłszy się wreszcie w swoim gabinecie, Eryl usiadła za
wielkim, orzechowym biurkiem i włączyła komputer. Zawierał
on informacje o przebiegu choroby i leczenia pacjentów oraz ich
dane personalne. Szybko odnalazła dane osób umieszczonych na
jej dzisiejszej liście.
Do rozpoczęcia dyżuru zostało jeszcze dziesięć minut. Zdąży
przestawić biurko tak, aby mieć bezpośredni kontakt z chorymi.
Okazało się jednak, że sama go nie ruszy, poszła więc po pomoc
do recepcji.
- Czy któraś z pań czuje się na siłach pomóc mi w małym
przemeblowaniu? - spytała.
- Jakim przemeblowaniu? Dlaczego? - zdziwiła się Glynis.
- Chcę przestawić biurko. Czuję się... jak w twierdzy.
- Wszyscy lekarze przyjmują w ten sposób. Sądzę, że nie
należy...
- Czy coś jest nie w porządku? - wtrąciła Betty Williams,
odrywając się z nachmurzoną twarzą od segregowania papierów.
Aadnie zaczynasz, nie ma co, skarciła się w duchu Eryl.
44 MIAOZ I UPRZEDZENIE
W tym momencie z gabinetu wyszedł Lewis Caswell, pytając,
o co chodzi. Tego tylko brakowało, pomyślała Eryl, mając ochotę
zapaść się pod ziemię. Nie może się jednak poddać.
- Ach, nic wielkiego. Prosiłam tylko o pomoc w przestawie
niu biurka. Czy to naprawdę aż taki problem?
- Właśnie mówiłam doktor Thomas... - zaczęła Glynis.
- Proszę swoje uwagi zachować dla siebie. Doktor Thomas
ma pełne prawo robić w swoim gabinecie, co uważa za stosowne.
Ale proszę sobie nie przeszkadzać, sam jej pomogę.
Ujęta jego życzliwością i zawodową solidarnością, Eryl ru
szyła do swego gabinetu.
- Jak mam je ustawić? - zapytał.
- Może bokiem do wejścia, żebym nie czuła się tak odgro
dzona od pacjentów. A gdyby tak odsunąć biurko pod okno?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]