[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aspergilozę w płucach ból pleców, a także napierającą na serce masę dziesięciu tysięcy piw, pół
miliona papierosów i trzydziestu lat diety z ryb smażonych w oleju kokosowym. I żadna z tych
rzeczy - żadna! - nie ciążyła mu tak, jak możliwość, że jego nadzieje legną w gruzach. Dlaczego
otworzył się na przyszłość i na przegraną, skoro i tak przegrywał już całkiem udatnie?
- Nie możesz spać? - spytał oficer.
Pardee nie słyszał, jak żylasty marynarz podszedł do relingu. Wbrew przepisom pociągał
buda z wysokiej puszki. Na jej widok Pardee poczuł dojmujące pragnienie, jakby w jego piersi wił
siÄ™ jakiÅ› robak.
- Masz jeszcze jedno?
Tamten sięgnął do głębokiej kieszeni szortów, wyciągnął drugie piwo i podał
dziennikarzowi. Było ciepłe, ale Pardee otworzył puszkę i jednym haustem opróżnił połowę.
- Długo będziemy jeszcze płynąć na Alualu? - spytał.
- Trzy, może cztery godziny. Dotrzemy tam o wschodzie słońca. Wyrzucimy cię po
północnej stronie wyspy i popłyniesz.
- Co? - Pardee popatrzył na czarne fale, a potem znowu na oficera.
- Doktor nie wpuszcza nikogo na wyspę, chyba że z dostawami. Musisz popłynąć na drugą
stronę wyspy. Pół mili, może mniej.
- A jak wrócę na statek?
- Kapitan mówi, że jak wypłyniemy, znowu okrążymy wyspę i poczekamy godzinę.
Przypłyniesz z powrotem i cię zabierzemy.
- Nie możecie przysłać łodzi?
- Nie. Nie ma wyłomu w rafie, jest tylko po północnej stronie, gdzie mamy wyładunek.
Wieziemy dużo beczek i skrzyń. Będziesz miał siedem, może osiem godzin.
Na Truk Pardee tysiąc razy widział, jak Spirit wpływa do laguny. Statek zawsze otaczały
łodzie i czółna, pełne podnieconych tubylców.
- Może ktoś z plemienia Rekinów mnie podrzuci. - Nie chciał wchodzić do tej wody i z
pewnością nie chciał płynąć pół mili do brzegu, nie miał pewności, czy da radę.
- Rekiny nie majÄ… Å‚odzi. Nie ruszajÄ… siÄ™ z wyspy.
- Nie mają łodzi? - Pardee był zdumiony. Zycie na tych wyspach bez łodzi kojarzyło mu się
z życiem w Los Angeles bez samochodu. Tak się nie robiło. To było niemożliwe.
Oficer poklepał go po ramieniu.
- Będzie dobrze. Mam dla ciebie maskę i płetwy.
- A co z rekinami?
- Tam rekiny się boją. Zwykle człowiek boi się rekina. Na Alualu rekin boi się człowieka.
- JesteÅ› tego pewien?
- Nie.
- No to świetnie. Masz jeszcze jedno piwo?
Trzy godziny pózniej wschodzące słońce pojawiło się na horyzoncie niczym srebrna taca, a
oficer mocował taśmą klejącą płetwy na nogach Jeffersona Pardee. Na pokładzie roiło się od
podekscytowanych tubylców, którzy jedli kulki ryżowe i kleik z taro, palili papierosy, srali za
relingi, próbowali kupić coca - colę, serowe plantersy, australijską peklowaną wołowinę, a także,
oczywiście, mielonkę. Niewielki tłumek zgromadził się dookoła, by popatrzeć, jak biały
przygotowuje się do pływania. Pardee stał w bokserkach, bielutki jak larwa, z wyjątkiem rąk i
twarzy, które wyglądały tak, jakby zanurzył je w czerwonej farbie. Oficer włożył jego ubrania i
notes do worka na śmieci, który podał dziennikarzowi, a potem posmarował go grubą warstwą
wodoodpornego balsamu do opalania, co stanowiło nie mniejsze wyzwanie, niż gdyby musiał
smarować hipopotama. Dziennikarz warknął na grupkę chichoczących dzieci, a te z krzykiem
uciekły przez pokład.
Pardee usłyszał, że duże śruby statku zatrzymują się ze zgrzytem, a oficer rozpiął łańcuch,
przegradzajÄ…cy furtkÄ™ w relingu.
- Skacz - polecił.
Dziennikarz popatrzył na kryształową wodę dwanaście metrów niżej.
- Chyba cię pojebało. Nie macie drabinki?
- Nie możesz zejść po drabince w płetwach.
- Zdejmę płetwy i włożę je w wodzie.
- Nie. Paski zerwane. Musisz skakać.
Pardee pokręcił głową, a na jego ramionach i plecach zatrząsł się tłuszcz.
- Nic z tego.
Nagle dzieciaki, które wcześniej przestraszył, przebiegły przez mostek niczym kwiczące
stadko prosiąt. Dwaj chłopcy odłączyli się od grupki i pognali w stronę dziennikarza, który
rozejrzał się i w tym momencie poczuł cztery małe, brązowe rączki, uderzające go plecy. I Pardee
zobaczył niebo, potem wodę, potem niebo, a w końcu wyspę Alualu, leżącą na morzu niczym
zielona peruka, i po chwili uderzenie w wodę pozbawiło go tchu, zerwało mu z twarzy maskę i
wepchnęło do nosa i uszu strumienie słonej wody, na tyle silne, by wywołać krwawienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]