[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jamie powściągnął uśmiech, widząc burzę uczuć, malującą
się na twarzy Jacques'a. Po powątpiewaniu nastąpił podej
rzliwy grymas; zastąpił go wyraz niewzruszonego uporu,
jakby Francuz postanowił odrzucić ofertę. Ale kiedy jeden
ze szczeniaków zaskomlił cicho i zaczął lizać jego buty,
nastąpiło błyskawiczne rozpogodzenie i zaczątki rozanielo-
nego uśmiechu.
Jacques opanował się, przybrał nieprzeniknioną minę
i spojrzał Szkotowi prosto w oczy.
- Czterdzieści - oznajmił - i ani pensa więcej.
MacTavish wyszczerzył zęby; jego orzechowe oczy błys
nęły wesoło w ogorzałej twarzy.
- Czterdzieści pięć.
- Zgoda! - zawołał Francuz i wyciągnął rękę, by przy
pieczętować transakcję.
121
Uścisnęli sobie dłonie. Jamie sięgnął po butelkę wina,
kryjąc twarz. Beaumonde nie byłby zachwycony na widok
jego roześmianych oczu. Biedak najwyrazniej sądził, że ubił
doskonały interes.
Natomiast Jamie miał dziwne wrażenie, że to Szkot
odniósł zwycięstwo nad byłym piratem.
Kiedy MacTavish odszedł, bogatszy o czterdzieści pięć
funtów, Jamie opowiedział przyjacielowi, czego się dowie
dział na temat miejsca zamieszkania ich służących. Potem
spytał otwarcie, czy w jego przeszłości jest coś, co tłuma
czyłoby taki podstęp.
Beaumonde przysiągł, że nie wie o niczym. Jamie mu
uwierzył. Byli sobie tak bliscy, że czytali w sobie nawzajem
jak w otwartej książce. Jamie wiedział, że szczere spojrzenie
Francuza niczego nie ukrywa, i przyznał to na głos.
- No, dobrze. - Jacques skinął głową. - Ale co teraz,
mon ami? Nom de Dieu! Nie mogę uwierzyć, że la belle
Mary jest zdolna do takiego podstępu.
- Mogła nie mieć nic do gadania - mruknął Jamie. -
Cała ta intryga jest dziełem kogoś przyzwyczajonego do
rozkazywania, a w wiosce powiadają, że lady Christina St.
John to hrabiowskie dziecko. Być może Mary jest jej służącą
i robi tylko to, co jej kazano.
Jamie rozlał resztkę wina do obu kubków.
- Wypijmy, przyjacielu, gdyż jutro poznamy prawdę!
Al e następnego ranka pierwsze odkrycie nie miało nic
wspólnego z fałszywą tożsamością obu kobiet, lecz z psami.
- Och! - wykrzyknęła Maire, kiedy dostrzegły dokazujące
122
na podwórku szczeniaki. - Co robi dobry irlandzki pies
pomiędzy tymi szkockimi chudzielcami?
Jacques, który głaskał jednego ze swoich ogarów, podniósł
głowę.
- Irlandzki pies?
Maire ze zdumieniem wpatrywała się w największego
szczeniaka.
- Legendarny wielki irlandzki wilczur, nie ma wÄ…tpliwo
ści! A słyszałam, że wyginęły!
Jamie, który wyszedł z chaty w samą porę, by to usłyszeć,
rzucił Jacques'owi spojrzenie pełne wstrzymywanego roz
bawienia. Mina Francuza świadczyła wyraznie, iż w końcu
zrozumiał, że został oszukany.
- Jesteś absolutnie pewna, cherie? - spytał żałośnie.
- Najpewniejsza na świecie. Spójrz tylko na niego! Jak
na obrazkach w tych starych księgach! Będzie ważył dobre
sześćdziesiąt kilo, jak dorośnie!
- Sześćdziesiąt... Mon Dieu! - powtórzył Jacques ze
zgrozÄ….
- Ciągle nie mogę uwierzyć! - mówiła rozradowana
Maire. - Prawdziwy irlandzki...
Ukradkowy kopniak w łydkę zdławił jej głos w pół
słowa. Christmas spiorunowała ją wzrokiem. Ktoś udający
Szkotkę nie powinien rozpływać się w zachwytach nad
irlandzkim psem.
Maire zagryzła wargę, gdyż na widok szczeniaka o tak
wspaniałych zaletach radosne okrzyki same pchały się
jej na usta.
Jamie stłumił śmiech. Zauważył całą scenę i doskonale
zdawał sobie sprawę z jej znaczenia.
12
Idąc za sugestią Maire, Jacques nazwał szczeniaki Mac-
Duff, MacRae i O'Kelly. Następnie postanowił zabrać je na
lekcję tresury. Obie kobiety odprowadziły go wzrokiem.
Francuz, mamroczący coś w swoim języku i rzucający
nieprzychylne spojrzenia na O'Kelly'ego, wkrótce zniknął
za drzewami.
Wyglądało na to, że Jamie także wyniósł się na cały dzień.
Widziały, że zawinął w szmatkę chleb i ser i poszedł
w stronę stajni. Po chwili usłyszały tętent kopyt.
- Wspaniale - oznajmiła Christina, przekonawszy się, iż
naprawdę odjechał. - Wreszcie mamy trochę czasu na
poszukiwania.
- Ach! - wykrzyknęła Maire. - Sama nie wiem, gdzie
jeszcze można szukać. Już mnie to zmęczyło. Nigdy nie
zrezygnujesz?
Christmas zagryzła wargę z konsternacją. Prawdę mówiąc,
ona także miała już dość. To, co w pierwszej chwili wydawało
się zabawą - choć do jej rozpoczęcia skłoniła ją paląca
potrzeba - teraz stało się męczące. Naśladowanie akcentu
124
i odgrywanie roli przez jeden dzień to zupełnie coś innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]