X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kogoś w odwiedziny wysoko w górach?
- Tak, idę do ojca. Mamy tam letni domek.
- Tatuś czeka na ciebie?
- Nie. On nawet nie wie, że się do niego wybieram. Właściwie to mam tam sprawę... -
Liv urwała gwałtownie. Obiecała przecież Jo, że z nikim nie będzie rozmawiać na ten temat.
Wprawdzie ów człowiek wygląda bardzo sympatycznie, ale...
- Jaką sprawę? - Harald zdawał się przynaglać.
Liv zniżyła głos.
- Nasza lokalna gazeta w Ulvodden przydzieliła mi zadanie. Mam napisać artykuł o
występowaniu różnych gatunków skalnic wokół M�nedalen.
Miała nadzieję, że on nie wystąpi z komentarzami typu, że skalnice dawno już
przekwitły albo coś w tym rodzaju.
- Co ty mówisz? - zawołał z podziwem. - Piękne zadanie, trzeba przyznać. Zwłaszcza
że przecież jesteś jeszcze bardzo młoda, prawda?
- O, znacznie starsza niż na to wyglądam - oznajmiła Liv tragicznym głosem. -
Zostałam oddana na wychowanie w młodości, to znaczy, chciałam powiedzieć, w
dzieciństwie. Trzymali mnie zamkniętą na strychu. Przez dziesięć lat nie widziałam ludzkiej
twarzy. I dlatego może wyglądam trochę dziecinnie. W rzeczywistości jednak jutro kończę
dwadzieścia pięć lat.
Harald patrzył jej w oczy z niedowierzaniem, ona jednak odpowiadała mu szczerym i
ufnym spojrzeniem.
W tej samej chwili zauważyła, że Jo Barheim usiadł naprzeciwko niej. Widziała, że
drżą mu wargi od powstrzymywanego śmiechu, i domyśliła się, że słyszał całą rozmowę. Po
raz pierwszy w życiu zarumieniła się dlatego, że została przyłapana na kłamstwie.
- Harald zastanawia się, czy mógłby się do nas przyłączyć - powiedziała onieśmielona.
- Bo sam nie znajdzie drogi.
Jo przyglądał się przez chwilę nieznajomemu uważnie, zadał mu kilka pytań, potem
skinął głową.
- Proszę bardzo, tylko nie mamy dodatkowego wyposażenia, śpiwora ani jedzenia.
- O, z rym dam sobie radę. Dziękuję za życzliwość.
- Nasza mała gromadka zaczyna się powiększać - zauważył Finn. - Jest nas już
pięcioro.
Ciężarówka zahamowała, cofnęła się trochę, zawróciła, znowu się cofnęła i
ostatecznie zatrzymała przy wielkim krzewie jałowca. Wyglądało na to, że końcowy
przystanek jest właśnie tam. Jo zeskoczył pierwszy. Młoda turystka wyciągnęła ku niemu
ramiona i poprosiła, by ją zsadził. Kiedy ją unosił, przywarła do niego całym ciałem, jakby
groziło jej niebezpieczeństwo.
- Dam sobie radę sama - oznajmiła Liv i dzielnie skoczyła w przepaść. Poszło dobrze,
choć może nie był to skok wykonany z największą gracją.
Młoda dama zapytała, czy zatrzymają się w hotelu, i była głęboko rozczarowana,
kiedy powiedzieli, że natychmiast wyruszają w góry. Nie ulegało wątpliwości, że dałaby
wiele, by móc się zamienić miejscami z Liv.
- Okropnie chce mi się pić - jęknęła Liv. - Wypiłabym ze trzy litry od razu.
- Nie wypiłabyś - poprawił ją Morten surowo. - Organizm ludzki nie przyjmie za
jednym razem więcej niż litr.
- Z pewnością niebawem natrafimy na jakiś strumyk - pocieszył Jo.
Mała procesja ruszała powoli w drogę.
Przodem maszerował Finn z mocno wypakowanym plecakiem i radiem
tranzystorowym w ręce. Za nim Liv, żeby nie wlokła się z tyłu i nie opózniała marszu,
następnie Harald, który wziął część instrumentów od chłopców, dalej Jo z jakimś ciężkim
statywem na ramionach i na końcu Morten. Wkrótce opuścili uczęszczane drogi i wkroczyli
do starego sosnowego boru.
- Idąc tą drogą oszczędzimy wiele godzin - powiedział Jo. - Dopiero jedenasta.
Zajdziemy dzisiaj daleko.
W lesie pachniało mchem i igliwiem, a podłoże było niczym dywan mieniący się
zielenią, przetykany żółtymi plamami słonecznego światła.
Liv zatrzymała się i wpadła pod nogi Haraldowi, który o mało się nie przewrócił.
- Latem to tutaj na pewno kwitnie zimoziele i gruszyczki.
- Jak widzę, naprawdę jesteś specjalistką w dziedzinie botaniki - roześmiał się Harald.
- Nie, tylko po prostu bardzo lubię górskie kwiaty. W zeszłym roku w szkole mieliśmy
robić zielniki, każdy miał zasuszyć czterdzieści roślin. Ja zebrałam sto czterdzieści pięć
różnych gatunków, prawie wszystkie górskie, i były wśród nich naprawdę rzadkie okazy. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright � 2016 Wiedziała, że to nieładnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogła się powstrzymać.
    Design: Solitaire

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.