[ Pobierz całość w formacie PDF ]

popadać w sentymentalizm i planować zacieśnienia znajomości
z Billie. Miał uzasadniony powód swojej wizyty w Jersey.
Kilka dodatkowych pytań o pobyt jej męża w Wietnamie. To,
czego zdążyliśmy się dowiedzieć od Owena Handlera, wyma-
gało uściślenia. Zaparł się, że rozwikła tę sprawę.
Cholera, ta mała cyniczna introspekcja zdecydowanie popsuła
mu humor i wyparła z głowy wszelkie mrzonki o nawiązywaniu
romansów.
I nagle zobaczył ją przed sobą na East Avenue.
Tak, to ona!
Billie wysiadała właśnie z naręczem toreb z zakupami z jas-
nozielonego kabrioletu. Uprzedził ją telefonicznie o swoim
ewentualnym przyjezdzie.
Dla kogo zrobiła te zakupy? Czyżby chciała go zatrzymać na
kolacji? O kurczę, tylko spokojnie. Nie podniecaj się, chłopie.
Jesteś tu służbowo. Prowadzisz śledztwo z ramienia policji.
W tym momencie Billie zobaczyła jego samochód i poma-
chała mu wolną ręką, a on wychylał się już przez okno cougara
i wrzeszczał na całą ulicę:
 Cześć, mała!
Cześć, mała?
Co, u diabła, wstąpiło w opanowanego, chłodnego i wynios-
Å‚ego Johna Sampsona? Co siÄ™ z nim wyprawia?
I dlaczego tak mu z tym dobrze?
Rozdział 75
Billie zgodziła się porozmawiać jeszcze raz z Johnem
Sampsonem o swoim mężu i okolicznościach, które dopro-
wadziły do jego śmierci. Widać była taka potrzeba, bo w ja-
kim innym celu Sampson by się tu ponownie fatygował.
Zrobiła dzbanek słodzonej mrożonej herbaty i usiedli na
wychodzÄ…cej na ocean werandzie. Tutaj przyjemniej siÄ™ bÄ™-
dzie rozmawiało. Byle tylko nie zrobić z siebie ostatniej
idiotki.
 Jeszcze jeden idealny dzień w raju  zauważył Sampson
i uśmiechnął się promiennie. Billie nie mogła się powstrzymać
od podsumowania go w skrytości ducha. Jest dobrze zbudowany,
przystojny i ma olśniewający uśmiech. Jaka szkoda, że tak
rzadko się uśmiecha. Ciekawe dlaczego? Jak wyglądało jego
dorastanie w Waszyngtonie? Jak mu się tam teraz żyje i pracuje?
Chciała wiedzieć o nim wszystko i ta naturalna ciekawość
obudziła się w niej po raz pierwszy od śmierci Laurence'a.
Nie wyobrażaj sobie niestworzonych rzeczy, upomniała się
w duchu. To policjant prowadzący śledztwo w sprawie morder-
stwa, i tyle. Nic z tego nie będzie.
 Dzień jak co dzień w raju  poprawiła go ze śmiechem,
ale zaraz spoważniała.  Chciałeś porozmawiać ze mną jeszcze
236
raz o Laurensie. Wyszło coś nowego, prawda? Dlatego
wróciłeś?
 Nie, przyjechałem zobaczyć się z tobą.
Znowu ten zachwycający uśmiech.
Billie machnęła lekceważąco ręką.
 Akurat. Tak czy inaczej, jak postępuje śledztwo?
Sampson opowiedział jej o zamordowaniu Roberta i Barbary
Bennettów w West Point i o zastrzeleniu tam kilka dni pózniej
pułkownika Owena Handlera. Podzielił się z nią naszą wspólną
opinią, że przynajmniej niektóre z dotychczasowych morderstw'
popełnione zostały przez trzech tajemniczych mężczyzn.
 Wszystkie poszlaki zdają się wskazywać na Wietnam.
Musiało się tam wydarzyć coś niezwykłego, coś tak godnego
potępienia, że teraz, po latach, wróciło serią morderstw.
Twój mąż mógł być w to w jakiś sposób uwikłany. Może
nawet coś wiedział, Billie.
 Mówiłam ci już za pierwszym razem, że on nie lubił
opowiadać o tym, co tam przeżył  odparła.  Zawsze to
szanowałam. Dwa lata temu stało się coś dziwnego.
Laurence przyniósł do domu kilka książek o wojnie.
Pamiętam tytuł jednej   Wojenne plotki". Potem
wypożyczył kasetę z filmem  Pluton", chociaż zarzekał się,
że go nie obejrzy. Ale o wojnie nadal nie chciał rozmawiać.
Przynajmniej ze mnÄ….
Billie siedziała w granatowym wiklinowym fotelu na biegu-
nach i patrzyła na ocean. Nad wydmami szybowały mewy. Na
widnokręgu majaczyła sylwetka oceanicznego liniowca.
 Nigdy nie stronił od alkoholu, ale przez te ostatnie lata
pił o wiele więcej niż zwykle. Mocne trunki, wino. Nigdy się
po pijanemu nie awanturował, lecz czułam, że coraz bardziej
siÄ™ ode mnie oddala.
Pewnego wieczoru, o zmierzchu, wziął wędkę, wiaderko na
to, co złowi, i poszedł na ryby. Był początek września, sezon na
błękitka. Można je było łapać gołymi rękami.
Długo nie wracał. W końcu postanowiłam go poszukać. Po
237
Zwięcie Pracy większość tych domów przy plaży stoi pusta.
Tak tu już jest. Przeszłam brzegiem dobrą milę, a jego ani
śladu. Zaczynałam się już nie na żarty niepokoić.
Miałam ze sobą latarkę. Zapaliłam ją i zawróciłam, idąc tym
razem bliżej wydm i tych opuszczonych domów przy plaży.
I tam go znalazłam.
Leżał na piasku, obok niego wędka, wiaderko i opróżniona
półlitrowa butelka po whisky. Wyglądał jak włóczęga, który
zabłądził i zasnął na plaży.
Położyłam się przy nim i objęłam. Spytałam, czy raczy mi
w końcu powiedzieć, co go tak gryzie. Odparł, że nie może.
Powiedział tylko:  Nie da się uciec od przeszłości". Wygląda
na to, że miał rację.
Rozdział 76
Rozmawiali jeszcze długo o Wietnamie i o przebiegu służby
jej męża po powrocie z wojny. Sampsona rozbolała w końcu
głowa, ale Billie ani razu nie poskarżyła się, że ma już dość.
Około czwartej po południu zrobili sobie przerwę i obserwowali
przypływ. Sampson nie mógł się nadziwić, że ta piękna plaża
świeci pustkami w taki słoneczny, bezchmurny dzień.
 Masz ze sobą kąpielówki?  spytała z uśmiechem Billie.
 Owszem, w samochodzie  odparł Sampson i odwzajemnił
jej uśmiech.
 Popływamy?
 Czemu nie. Z przyjemnością.
Przebrali się i spotkali na frontowym ganku. Billie miała na
sobie jednoczęściowy czarny kostium. Sampsonowi przemknęło
przez myśl, że musi często pływać albo ćwiczyć. Była drobna,
ale nie wyglądała wcale na młodą dziewczynę. Była praw-
dopodobnie po czterdziestce.
 Wiem, że niezle się prezentuję  powiedziała Billie i
okręciła się wkoło.  - Ty też. A teraz do wody, zanim cię
tchórz obleci.
 Tchórz? Mnie? Detektywa z wydziału zabójstw?
 Aha. Woda ma dzisiaj osiemnaście stopni, twardzielu.
239
 Co? Chcesz przez to powiedzieć, że jest zimna?
 Zaraz siÄ™ przekonasz.
Wspięli się na szczyt wydmy przed domem i stamtąd puścili
się biegiem. Sampson śmiał się, głównie z siebie, bo to nie było
w jego stylu.
UnoszÄ…c wysoko nogi, wbiegli do wody jak dzieci na waka-
cjach. Była cholernie zimna, wręcz lodowata, ale nie zwracali
na to uwagi.
 Umiesz pływać?  spytała Billie, popatrując to na nad-
ciągającą wodną górę, to na niego. Wydało jej się, że jakoś
niepewnie kiwnął głową.
 John?  spytała jeszcze raz.
 Umiem, umiem. A ty?
Zanurkowali oboje w załamującą się nad ich głowami falę.
Wynurzyli się daleko za nią. Billie zaczęła płynąć. Sampson
poszedł w jej ślady. Był dobrym, silnym pływakiem. Zaimpo-
nował jej.
 Niektóre dzieciaki z miasta  powiedziała, kiedy za-
trzymali się, żeby odetchnąć  nie potrafią pływać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire