[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ścianę, nadepnęła komuś na nogę.
 Przepraszam.  Podniosła wzrok i spojrzała prosto w oczy mę\czyzny, który kilka
godzin wcześniej uciekł od niej. Skąd Tom się tu wziął?
 Nic nie szkodzi.  Uśmiechnął się, a Lexi ciarki przeszły po plecach. Zauwa\yła jednak,
\e jego oczy sÄ… smutne.
 Co tu robisz?
 Mówiąc szczerze, nie wiem.
 Miałam do ciebie oddzwonić.
 Wiem.
Lexi widziała, \e mama i Mollie szukają jej wzrokiem, więc podniosła rękę, by dostrzegły
ją w tym tłumie. Tom mówił właśnie:
 Chciałem cię widzieć, nie tylko pogadać, więc przyszedłem.
W dalszym ciągu wyglądał, jakby dzwigał na ramionach cię\ar wydarzeń tego dnia. Jego
wzrok przesłaniał cień. Lexi to wcale nie zdziwiło.
Zdawało się, \e po godzinach samotności, której tak bardzo potrzebował, zapragnął
towarzystwa. Mgła rozczarowania, która pogrą\yła ją w smutku od chwili, gdy Tom odwrócił
się od niej na pla\y, zaczęła się unosić.
W tym samym momencie dotarła do nich jej matka, i Lexi musiała dokonać prezentacji.
Zresztą zrobiła to z radością, podniesiona na duchu faktem, \e Tom jednak oczekiwał od niej
wsparcia.
 Mamo, poznaj Toma, Tom, to moja matka Trina, a to Mollie.
Tom wyciągnął rękę.
 Pani Patterson, miło panią poznać.  Potem podał rękę dziewczynce ze słowami: 
Mollie, byłaś pięknym aniołem.
Mollie najpierw uśmiechnęła się promiennie, a potem onieśmielona schowała się za
babcię. Lexi zauwa\yła, \e matka przygląda się Tomowi.
 Mnie te\ jest miło  powiedziała.  Słyszałam, \e miał pan dosyć cię\ki dzień.
Tom skinął głową.
 Bez szczęśliwego zakończenia.
Lexi odniosła wra\enie, \e Tom stara się wlać nieco energii w swój głos, w którym
pozostała nuta przygnębienia.
 Na pewno zrobił pan wszystko, co nale\ało.
 Chciałbym mieć tę pewność.
Trina wa\yła jego słowa w myśli, po czym przeniosła wzrok na córkę.
 Mo\e pojechałby pan z nami do domu na kieliszeczek czegoś mocniejszego. Dobrze
panu zrobi.
 Bardzo dziękuję, ale nie śmiem się narzucać.
 Nonsens. Ma pan samochód? Tom przytaknął.
 Mo\e pan zabrać Lexi.
Lexi poczuła się jak piętnastolatka, której matka organizuje partnera na lekcje tańca, ale
nie zdą\yła nic powiedzieć, bo Tom ją uprzedził:
 Nie chciałbym przeszkadzać, to rodzinny wieczór.
 Mollie zaśnie, zanim dojedziemy, ale jeśli nie chce pan do nas dołączyć, to mo\e
pójdziecie we dwójkę na spacer? Jest jeszcze wcześnie.
Tom spojrzał na Lexi niepewnym wzrokiem, który poruszył ją bardziej ni\ błysk, jaki
miał zwykle w oczach.
Przeciskali się przez tłum pełnych entuzjazmu dzieci i dumnych rodziców. Panował tam
taki hałas, \e Lexi nawet nie usiłowała nic powiedzieć. Tom wziął ją za rękę, a ona
przypomniała sobie, jak kojąco działał na nią kiedyś jego dotyk. Powróciły wspomnienia
czasów, kiedy powoli przekroczyli granicę przyjazni i ostro\nie wyznali sobie miłość. Kiedy
trzymając się za ręce, nie musieli nic mówić. Teraz poruszyła palcami, a Tom w odpowiedzi
mocniej zacisnął jej dłoń. Zamknęła na moment oczy i odpłynęła myślami w przeszłość, do
ich pierwszej nocy, do cudownego odkrycia, \e jej oczekiwania okazały się tylko bladym
cieniem tego, czego doświadczyła.
Kierowali się na pla\ę, do miejsca, gdzie Tom poczęstował ją pączkami i mlekiem
czekoladowym. Na wodzie tańczyło światło księ\yca.
 Usiądziemy czy przejdziemy się?  Tom odezwał się po raz pierwszy, odkąd opuścili
teren szkoły.
Gdyby usiedli, musiałaby puścić jego rękę.
 Pospacerujmy  odparła.
Czuła, \e Tom się pojawi, poniewa\ musiał z kimś porozmawiać. Wiedziała te\, \e nie
będzie mu łatwo zacząć, więc zapytała:
 Jak ci minęło popołudnie?
 Spokojnie.
 Długo jeszcze pływałeś? Pokręcił głową.
 To nie pomagało.
Był zły. Nie znajdowała innego określenia dla jego nastroju.
 Jestem lekarzem, powinienem byl uratować tego człowieka. Cały czas zastanawiam się,
w jakim momencie nawaliłem.
 W \adnym.
 Przecie\ nie wiesz.
Musiała stawić czoła jego irytacji. Przystanęła i pociągnęła go za rękę, a\ stanął do niej
twarzą. Chciała, by zobaczył w jej oczach, \e ona w niego wierzy.
 Ka\dy z nas stracił jakiegoś pacjenta.
 Tak, ale mnie zdarzyło się to po raz pierwszy i mam wra\enie, \e to moja wina.
 Tom, sam powiedziałeś, \e jesteś dobrym lekarzem. Co jeszcze mogłeś zrobić, ty czy
ktokolwiek inny? Ja nie zdołałabym nawet dotrzeć z tym człowiekiem na brzeg.
 A ja dotarłem, ale on ju\ nie \ył.
 Rozmawiałeś z Pete em?
Kiedy Tom pokręcił głową, Lexi podjęła:
 Liam był jego pacjentem, miał nadwagę i astmę. Pete powiedział mu, \e pływanie mu
pomo\e, ale miał na myśli basen. Liam nie był dość sprawny, \eby pływać w oceanie. Pete
jest przekonany, \e to atak astmy spowodował tragedię. Nie jesteś winny tej śmierci.
 Gdybym zareagował szybciej, miałby szansę.
 A gdybyś nie był tak sprawny fizycznie, sam mógłbyś utonąć. Stracilibyśmy dwie
osoby. Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, \eby cię obwiniać.
 Był taki moment, kiedy myślałem, \e obaj pójdziemy na dno. Prąd był bardzo silny, nie
przypuszczałem, \e dam radę.
 Ale dałeś. Wzruszył ramionami.
 Nawet nie wiem jak. Pewnie jeszcze na mnie nie pora.
Mówił bez sensu, równocześnie się oskar\ał i przyznawał, \e o mały włos sam nie stracił
\ycia, ale Lexi nie chciała wytykać mu tych niekonsekwencji. Musiał sam to wszystko
przemyśleć, jej pozostała nadzieja, \e pewnego dnia Tom zacznie wierzyć w jej słowa.
 Chodzmy.  Wzięła go za rękę.
 DokÄ…d?
 Rzucić okiem na wszechświat. To pozwala zobaczyć wszystko we właściwej
perspektywie.
Ruszyli nabrze\em porośniętym ostrą trawą. Lexi potknęła się w ciemnościach,
przenosząc stopę z ubitej ziemi na miękki piasek. Tom w odpowiedzi ścisnął jej dłoń, a drugą
ręką objął w talii, by nie straciła równowagi. Wówczas przysunęła się do niego i poczuła jego
ciepło przez koszulę.
Coś się między nimi zmieniło. Unikali spotkania wzrokiem, w ka\dym razie Lexi nie
patrzyła na Toma, czując przy tym, \e nie tylko jej serce bije teraz szybko i nieregularnie. W
końcu zdobyła się na odwagę i wsparła głowę na jego ramieniu. Za ka\dym razem, gdy ktoś
umierał, miała potrzebę bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, chciała kogoś dotykać,
obejmować. W ten sposób potwierdzała, \e sama jeszcze \yje, oddycha, \e krew płynie w jej
\yłach. Tom nie musi tego wiedzieć. W końcu chodzi jej tak\e o niego, ta bliskość ma pomóc
im obojgu.
Tom pachniał chilli i ziołami. Lexi przełknęła ślinę, a w wyobrazni zobaczyła, jak unosi
głowę i go całuje. Dla odwrócenia uwagi przeniosła wzrok na ocean.
Gdzieś w oddali na horyzoncie woda spotykała się z granatowym niebem. Pragnienia
Lexi, jej \ycie, pod koniec tego dnia wydawały się niewa\ne. Pomyślała, a w zasadzie
poczuła intuicyjnie, \e skoro ona nic nie znaczy, jej błędy tak\e pozbawione są znaczenia. A
skoro tak, czemu nie zaryzykować, czemu nie podjąć walki o serce Toma?
Być mo\e pora nie była najlepsza, jego umysł wypełniały tego wieczoru ponure myśli, za
to znajdowali siÄ™ w idealnym do tego otoczeniu. I byli sami. Taka szansa mo\e siÄ™ nie
powtórzyć, nale\y ją chwytać, póki osłona nocy dodaje jej odwagi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire