[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiedzmy dawały nam noże i inne żelazne rzeczy. Ale teraz nie możemy tam pójść.
Tylko Oktin Hasz tam chodzi. Zostało nam mało strzał i noży.
A skąd wiedzmy mają żelazo?
Kto to wie? Wiedzmy go chyba robią& Bo niby skąd by brały?
Właśnie to mnie interesuje powiedział Andrew. Bardzo interesuje.
My tam nie pójdziemy powiedziała Białka tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Ale musimy uwolnić Jeana.
Mogłam cię uratować, bo czarownik miał mało ludzi. A Jeana uratować nie można.
Jak będziesz walczył ze wszystkimi wojownikami Oktina Hasza? Oni cię zabiją, Mają
tyle strzał, że zamienią cię w wielkiego jeża. Tyle strzał będzie z ciebie sterczeć.
Jechali bez dalszych przygód przez jakieś trzy godziny. Zrobiło się gorąco, Wiatr
ustał, niebo zblakło, stało się białe i rozżarzone. Konie ledwo przestawiały nogi.
One chcą pić powiedziała Białka.
Ja też przyznał się Andrew.
Niedługo będzie woda. Trzeba czekać. Jesteś jak malutki. Czy mężczyzna mówi, że
chce spać albo jeść?
A kobiety mówią?
Tylko niewolnice odparła Białka. Ton jej głosu świadczył o tym, że ona na pewno
nie jest niewolnicÄ….
Góry stawały się coraz bliższe i stopniowo traciły barwę przejrzystego błękitu.
Okazały się w istocie jasnopłowe.
Tam będziemy czekać powiedziała Białka. Tam przyjdą bracia. Teraz już nie
daleko.
Kopyta koni zastukotały po twardym gruncie. Zmiana odgłosu była tak
nieoczekiwana, że Andrew drgnął. Okazało się, że wjechali na drogę. Droga była
stara, pokryta spękanym betonem, w którego szczelinach rosła bujna trawa.
Poczekaj powiedział Andrew, zatrzymując konia i zeskakując na ziemię.
Musimy się spieszyć powiedziała Białka. Po co zszedłeś? Zmęczyłeś się?
Muszę to obejrzeć powiedział Andrew. Dokąd prowadzi ta droga?
Nie wiem.
Od dawna tu jest?
GÅ‚upi, to stara droga. Ona tu jest zawsze.
Andrew odłupał kawałek betonu był bardzo stary i kruszył się w palcach. Spojrzał
do przodu: droga ginęła w wysokiej jak człowiek trawie. Odwrócił się: tam również
szosa ginęła w zieleni.
Bardzo ciekawe powiedział, wdrapując się na konia. Są tu inne takie drogi?
SÄ…. A co?
49
Nigdy się nie zastanawiałaś, kto je zrobił?
My wiemy. To starzy ludzie. Ci, którzy mieszkali tu przed nami.
A gdzie siÄ™ oni podziali?
Przecież powiedziałam: starzy ludzie. Oni umarli.
Kto ci to powiedział?
To wszyscy wiedzą. Pojechali dalej drogą, która czasem zupełnie ginęła w
zaroślach krzewów i trawie,
a potem znów trafał się prawie nietknięty odcinek nawierzchni. W pewnym miejscu
droga przecinała lasek. Rozłożyste drzewo rosło pośrodku betonu. Miało co najmniej
sto lat.
Białka zupełnie się drogą nie interesowała, tylko czujnie popatrywała na boki.
Czego się boisz? zapytał Andrew. Zwierząt?
Ja się niczego nie boję odparła dziewczyna ale szukają nas. Cały step wie, że
cię ukradłam.
Powiedz mi, czy ty nigdy nie widziałaś domów? Nie takich jak twój dom, tylko
zrobionych z kamienia?
A po co dom z kamienia? zdziwiła się Białka. Jak go złożysz, kiedy chcesz
przenieść się z obozem w inne miejsce?
Może starzy ludzie nie koczowali. My przecież nie koczujemy.
Wy nie koczujecie? A zimą, kiedy zwierzęta odchodzą na południe do ciepłych
miejsc? Kiedy jest śnieg? Co będziecie jeść? Trzeba koczować.
To znaczy, że nie widziałaś?
Jedzmy szybciej powiedziała Białka. Nie podoba mi się.
Co ci siÄ™ nie podoba?
Nie podoba mi się i już! Białka ruszyła i Andrew chciał pójść w jej ślady, ale w
tym momencie zauważył na drodze, w szerokiej szczelinie, coś błyszczącego.
Poczekaj! krzyknÄ…Å‚. SekundÄ™!
Zeskoczył z konia i pobiegł do tyłu.
Tak jest: wyciągnął ze szczeliny kilka metalowych kulek wielkości ziaren grochu. Ich
powierzchnia była zupełnie gładka, nietknięta korozją. %7ładen, najzdolniejszy nawet
kowal nie potrafłby odkuć lub odlać takich kulek.
Teraz już nie miał najmniejszej wątpliwości, że na tej planecie żyli dawniej inni
ludzie. Zwiątynia wiedzm stawała się przez to jeszcze bardziej interesująca. Może
związana jest z pamięcią o przybyszach z innej planety?
Białki nie było widać skryła ją wysoka trawa sięgająca ponad głowę. Koń, nie
czekając na Andrewa, poszedł za dziewczyną i Andrew musiał za nim pobiec,
zastanawiając się w biegu, co ma zrobić z metalowymi kulkami, bo przecież
okrywająca go skóra nie miała kieszeni.
50
Koń pozwolił mu zbliżyć się na parę metrów, ale zaraz się rozmyślił i potruchtał
dalej. Wepchnąwszy kulki za policzek, niewyraznie bełkocząc, Andrew popędził za
nim.
Hej! krzyknął, ale jego głos natychmiast utonął w trawie.
Wydawało mu się, że z przodu rozległ się krzyk.
Trawa stała nieruchoma i gęsta, brzęczały muchy, koło nóg prześlizgnęła się
jaszczurka o gigantycznej głowie. Pod nogami była twarda ziemia& Andrew
zrozumiał nagle, że jeśli nie odnajdzie Białki, to na zawsze już zostanie w tym
trawiastym lesie i przestraszył się.
Przestraszywszy się stanął i postarał trzezwo zastanowić nad swoją sytuacją.
Policzył do stu, nadstawił ucha i, niczego nie usłyszawszy, ruszył ostrożnie do
przodu. Spróbował wyobrazić sobie kierunek, w którym podążali. Słońce powinno
być o jakieś trzydzieści stopni w lewo od ich azymutu. Tam są wzgórza. Trzeba tam
iść, tam czekają bracia Białki. Droga powinna być w pobliżu. Droga jest bardzo
ważna.
Zarżał koń. Jego koń? Bardzo blisko.
Stukają kopyta. Głucho, coraz bliżej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]