[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nagle cicho się roześmiała i powiedziała:
- Niezwykle ekscytujące, jak na zwykły pocałunek.
- Uhm.
- Nie należy z tym igrać... - dodała.
- A kto igra? - spytał Luke, obejmując jej nagie ramiona i wpatrując
się w twarz oświetloną światłem księżyca.
- Chodzi o to, że mamy przed sobą poważne zadanie i...
- Co takiego? - spytał ostrzejszym tonem.
- Może powinniśmy ograniczyć się do spraw czysto zawodowych -
zakończyła.
- Chyba żartujesz. - Luke patrzył na nią z niedowierzaniem. - Po
takim pocałunku - delikatnie przeciągnął kciukiem po jej ustach - nie
możesz żądać, byśmy o wszystkim zapomnieli i wrócili do pracy.
- Nie twierdzę, że to będzie łatwe, tylko... rozsądne.
- I niemożliwe - dodał. - Kochanie, z nas dwojga to ty czytasz w
myślach. Przecież musisz już to wiedzieć.
- Co?
- %7Å‚e to dopiero poczÄ…tek.
54
R S
ROZDZIAA PITY
To dopiero poczÄ…tek".
Słowa Luke'a od kilku dni brzmiały jak echo w myślach Megan.
Musiała przyznać, że nietrudno było je przywołać, bo wracały, ilekroć go
widziała... i gdy go nie widziała.
- Co myślisz o pokryciu dachów bungalowów palmowymi liśćmi? -
spytała, pragnąc skoncentrować uwagę na czymś innym.
Uniosła wzrok znad notatnika i czekała na odpowiedz Luke'a. Wcale
nie była pewna, czy potrzebuje w tej sprawie jego rady, lecz wszystko
wydawało się lepsze niż rozmyślanie o jego grozbach i obietnicach.
To okropne mieć go tak blisko, powiedziała w duchu i wstrzymała
oddech, bo właśnie na nią spojrzał. Siedział przy jej stole kreślarskim i
wcale nie wyglądał na właściciela czterech hoteli oraz poważnego konta.
W jej oczach prezentował się po prostu jak stuprocentowy mężczyzna,
Jasnoniebieska koszula uwydatniała potężne barki, a pod dżinsami
napinały się mięśnie ud. Tak długo mnie obserwuje w szortach i cienkich
bluzeczkach, że już dawno powinien zacząć się ubierać po hawajsku,
pomyślała z uśmiechem.
Dzień po przyjęciu u rodziców oboje spędzili w swoich pracowniach,
konsultując się niezliczoną ilość razy przez telefon. Było to bardzo
uciążliwe, więc następnego dnia Megan przeniosła się do Luke' a, zaś teraz
pracowali w jej domu.
- Co mówisz? - spytał trochę nieprzytomnie.
- Palmowe liście na dachach bungalowów - powtórzyła, pokazując
rysunek.
55
R S
- A mam jakiś wybór?
- Nie prowokuj. Wiesz, że jeśli istnieje kilka równorzędnych
rozwiązań, zawsze możesz wybierać. Odpowiednio zabezpieczona przed
ogniem trzcina też wygląda dobrze i jest równie autentyczna.
- Wolisz trzcinę? Skinęła głową.
- Więc zastosujmy ją - odrzekł, wracając do pracy nad plastycznym
modelem plantacji, który konstruował na podstawie rysunków Megan.
Uśmiechnęła się, wspominając reakcję Luke'a, gdy po raz pierwszy
zaczęła mu wyjaśniać, jak należy wykonać profesjonalną rekonstrukcję
starej plantacji. Najpierw był rozczarowany, a potem nagle wstąpiła w
niego determinacja. Wtedy zaproponowała mu, by najpierw wykonać
model plantacji. Lucas McCall okazał się zręcznym rzemieślnikiem i
dobrze się bawił, traktując czas spędzony przy tej pracy również jako
rozrywkÄ™ i wypoczynek.
- Niezle sobie radzisz - zauważyła, szkicując bungalowy pokryte
trzcinÄ….
- Nic dziwnego. W końcu jestem stolarzem - odparł, wycinając
drewniany model drzewa.
- Akurat. A ja pilotem odrzutowca.
- Mówię prawdę. A przynajmniej tak zaczynałem. Potem zdobyłem
licencję przedsiębiorcy budowlanego i postawiłem kilka hoteli. Trafiłem na
okres prosperity. Zainwestowałem, zarobiłem i osiągnąłem pewien sukces
w hotelowej branży.
- Tak po prostu?
- Mniej więcej - odparł, oglądając wyrzezbione przez siebie drzewko.
- Jasne. A co z rodzicami?
- Co ma być? - spytał dziwnie ostrym tonem.
56
R S
- Po prosta zastanawiałam się, czy też zajmowali się budownictwem
- wyjaśniła spokojnie.
- Nie - rzucił prawie niegrzecznie.
Megan zdziwiła się, że Luke tak ostro uciął temat. To prawda,
czasami bywał nadmiernie lakoniczny, ale teraz...
Wróciła myślami do spraw, nad którymi zastanawiała się wcześniej.
Ich współpraca jakoś się układała, jednak do szaleństwa doprowadzało ją
podskórne napięcie.
Rano Luke zajmował się sprawami swoich hoteli, a po południu
omawiali postępy pracy nad modelem plantacji i szczegóły kolejnych
rysunków Megan. Kolacje zamawiali do domu, a potem znów wracali do
pracy. W ten sposób spędzali wspólnie wieczory. Ale nigdy noce.
Megan musiała przyznać, że właśnie noce były dla niej
najtrudniejsze. Nagle stały się długie i beznadziejnie samotne. Miała zbyt
dużo czasu do rozważań.
Na początku, kiedy tylko zajęła się pracą nad restaurowaniem
zabudowań starej plantacji, do świtu rozmyślała nad zastosowaniem
różnych możliwych rozwiązań.
Teraz było niby podobnie, ale nie do końca. Nadchodził świt,
powietrze miało smak szampana, ranek zapowiadał coś cudownego.
Megan wydawało się, iż między nią i Lukiem przebiegają jakieś
szczególne prądy. Pewnie tak czują się zakochani.
W tych dniach wiele myślała o miłości. W jej rodzinie prawdziwe
uczucie często rodziło się od pierwszego wejrzenia. Tak było z rodzicami.
Matka mówiła, iż wystarczy raz spojrzeć, raz się spotkać.
57
R S
Megan obawiała się, że zwariuje od tych myśli. Jaka miłość?
Wszystko, co czuła, brało się z tego, że za dużo przebywali razem, nic
więcej.
- O co chodzi? - Luke podniósł wzrok.
- O nic - odpowiedziała Megan, ale w duchu dodała: O wszystko".
- Na pewno?
- Muszę sprawdzić kilka rzeczy - rzekła w zamyśleniu. - Chcę...
jeszcze raz poczuć tę plantację. Zwykle za pierwszym razem doznaję zbyt
wiele. To nie powinno zająć dużo czasu. - Pokręciła głową, gdy odłożył
narzędzia. - Nie odrywaj się od pracy. Po prostu wpadnę tam na moment
i...
- JadÄ™ z tobÄ….
- Luke, popatrz na mnie. Jestem już dużą dziewczynką, no i
przywykłam do tego, że wszystko robię sama.
- Wiem. - Złożył nóż i schował go do kieszeni. - Jednak ten dom
długo stał pusty i zżerały go termity, więc nie jest bezpieczny. Nie będę ci
przeszkadzał, ale sama tam nie pojedziesz. Zrobisz to ze mną albo wcale.
Niedługo potem dotarli na miejsce.
- Nie wiem, ile czasu mi to zajmie - powiedziała Megan i
wyskoczyła z auta.
- Wszystko jedno. PosiedzÄ™ pod tym wielkim drzewem i coÅ›
postrugam.
Uśmiechnął się tylko, gdy sapnęła trochę gniewnie, widząc jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]