[ Pobierz całość w formacie PDF ]
55
Nie mam ochoty pakować się w te wasze dochodzenia oświadczył mój
brat cichym głosem. To właśnie te plugawe rozgrywki były początkowo po-
wodem, dla którego porzuciłem rozkosze Amberu. Proszę, mów dalej, ale już bez
odnośników.
No. . . tak chrząknąłem. Jak mówiłem, odbyliśmy kilka burzliwych
dyskusji na ten temat. Aż pewnego wieczora słowa przestały wystarczać. Podjęli-
śmy walkę.
Pojedynek?
Nic tak formalnego. Raczej równoczesną decyzję zabicia tego drugiego.
W każdym razie walczyliśmy dość długo. Eryk uzyskał przewagę i zaczął ścierać
mnie na proszek. Uprzedzę trochę fakty i powiem, że wszystko przypomniałem
sobie dopiero jakieś pięć lat temu.
Benedykt pokiwał głową, jakby rozumiał, o czym mówię.
Mogę się tylko domyślać, co zaszło po tym, jak straciłem przytomność
mówiłem dalej. Eryk powstrzymał się od zabicia mnie. Doszedłem do siebie
w Cieniu Ziemi, w miejscu zwanym Londynem. Szalała tam zaraza i rozchoro-
wałem się. Wyzdrowiałem nie mając żadnych wspomnień sprzed Londynu. %7łyłem
w tym świecie Cieniu przez całe wieki, szukając jakiejś wskazówki co do mojej
tożsamości. Przemierzałem go wszerz i wzdłuż, zwykle jako uczestnik kampanii
wojskowych. Uczęszczałem na ich uniwersytety, rozmawiałem z najmądrzejszy-
mi ludzmi, konsultowałem się ze słynnymi lekarzami. Nigdzie nie znalazłem klu-
cza do swej przeszłości. Było dla mnie oczywiste, że różniłem się od innych ludzi,
i z wielkim wysiłkiem starałem się to ukryć. Byłem jak wściekły, gdyż mogłem
mieć wszystko z wyjątkiem tego, czego pragnąłem najbardziej: mojej tożsamości,
mojej pamięci. Mijały lata, lecz nie malał mój gniew, nie gasła tęsknota. Trzeba
było wypadku i pęknięcia czaszki, żeby zaczęła się seria przemian prowadzących
do odzyskania wspomnień. To było jakieś pięć lat temu, a cała ironia polega na
rym, że Eryk był odpowiedzialny za ów wypadek. Wydaje się, że Flora przez cały
czas mieszkała w tym Cieniu Ziemi i pilnowała mnie. Wracając do hipotez:
Eryk musiał się powstrzymać w ostatniej chwili. Pragnął mojej śmierci, lecz nie
chciał, by ślady prowadziły do niego. Przetransportował mnie więc przez Cień do
miejsca, gdzie czekała szybka i niemal pewna śmierć. Bez wątpienia zamierzał
wrócić i powiedzieć, że się pokłóciliśmy i że odjechałem w gniewie, krzycząc, że
znowu odchodzę. Owego dnia polowaliśmy w Ardenie. Tylko my dwaj, razem.
To dziwne wtrącił Benedykt że tacy rywale jak wy zdecydowaliście
się na wspólne polowanie w takich okolicznościach.
Ayknąłem wina i uśmiechnąłem się.
Być może nie było to tak zupełnie przypadkowe, jak można by sądzić z mo-
jego opowiadania wyjaśniłem. Może obaj ucieszyliśmy się z możliwości
wspólnych łowów: tylko my dwaj i nikt więcej.
Rozumiem stwierdził. Nie jest więc wykluczone, że sytuacja mogła
56
ułożyć się odwrotnie.
No cóż, trudno powiedzieć. Nie wierzę, bym posunął się tak daleko. Przy-
najmniej teraz tak to odczuwam. Sam wiesz, ludzie siÄ™ zmieniajÄ…. A wtedy. . . ?
Tak, mógłbym zrobić to co on. Trudno być pewnym, ale to możliwe.
Znów pokiwał głową. Nagle ogarnął mnie gniew, który jednak szybko zmienił
siÄ™ w rozbawienie.
Na szczęście nie muszę szukać usprawiedliwień stwierdziłem. Wróć-
my do moich domysłów. Sądzę, że Eryk po tym wszystkim pilnował mnie, za-
pewne rozczarowany, że przeżyłem, ale usatysfakcjonowany moją bezradnością.
Nakazał, by Flora miała na mnie oko, i przez jakiś czas świat kręcił się spokojnie.
Potem przypuszczalnie tato abdykował i znikł, nie rozwiązując problemu następ-
stwa tronu. . .
Niech go diabli! przerwał mi Benedykt. Nie było żadnej abdyka-
cji. Po prostu znikł. Pewnego dnia zwyczajnie nie zastano go w pokojach. Na-
wet łóżko nie było ruszone. %7ładnych wiadomości. Widziano, jak wracał do siebie
wieczorem, ale nikt nie zauważył, jak wychodzi. Lecz nawet tego nie uznano za
niezwykłe. Z początku wszyscy myśleli, że znowu wyruszył w Cień, być może na
poszukiwanie kolejnej panny młodej. Długo trwało, nim ktokolwiek zaczął podej-
rzewać nieczystą grę lub domyślać się nowej formy abdykacji.
Nie wiedziałem o tym rzekłem. Twoje zródła informacji znajdowały
się wtedy bliżej centrum niż moje.
Skinął tylko głową pozostawiając mi pole do niepokojących domysłów. Mo-
głem przypuszczać, że był wtedy po stronie Eryka.
Kiedy tam byłeś ostatnio? zaryzykowałem.
Jakieś dwadzieścia lat temu odrzekł. Może trochę więcej. Ale jestem
w kontakcie.
Na pewno nie z kimś, kto uznałby za stosowne wspomnieć mi o tym! Musiał
to wiedzieć, kiedy mówił. Czyżby miało to być ostrzeżenie? A może grozba? My-
ślałem intensywnie. Miał oczywiście komplet Wielkich Atutów. Przerzucałem je
w myślach. Random wyznał mi, że nie wie nic o sytuacji Benedykta. Brand znikł
dość dawno. Mogłem się domyślać, że żyje jeszcze uwięziony w takim czy innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]