[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zastanawiam się, czy już jadłaś śniadanie - powiedziała,
słysząc pogodny głos przyjaciółki.
- Sara właśnie rozsypała płatki kukurydziane po całym dywanie.
- Każ jej je zebrać i włożyć z powrotem do torebki. Zapraszam
ciebie i Sarę na śniadanie w Hip Hop Cafe.
- No, ładnie. Widzę, że jesteś gotowa sprostać każdemu
wyzwaniu.
- Muszę wyjść. Chcę sobie poprawić humor. Poza tym... i tak na
pewno wszyscy zdążyli się już dowiedzieć o tym, że zerwałam z
Rossem.
- Tak sÄ…dzisz?
221
ous
l
a
and
c
s
- Aha. Mam ochotę na obfite śniadanie, którego nie muszę
przygotowywać sobie sama.
- Dobrze, przyjdziemy. Spotkamy siÄ™ w Hip Hop Cafe za
dwadzieścia minut.
- Do zobaczenia.
Lily Mae i Winona siedziały już przy swoim stoliku. Lily
powitała Lynn, machając ręką, jak zwykle obwieszoną brzęczącymi
bransoletkami. Nalegały, żeby przysiadła się do nich, a potem, kiedy
przyszła Danielle z Sarą, przysunęły jeszcze dwa krzesła.
Lynn szczerze wyznała starszym paniom, że ona i Ross zmienili
plany. Zlub się nie odbędzie.
Lily Mae zatrzepotała sztucznymi rzęsami.
- Nie martw się, złotko. Pamiętasz? To chyba Szekspir porównał
prawdziwą miłość do pokonywania wyboistej drogi. Ale dojdziecie do
celu, sama się przekonasz. Nie mam co do tego wątpliwości.
Lynn nie zamierzała zaprzeczać. W głębi duszy liczyła, że
Winona doda coś od siebie. Coś bardzo ważnego, a zarazem
mistycznego. Coś, co dałoby Lynn choć cień nadziei, że Lily Mae
może mieć rację.
Jednak tego dnia Winona nie roztaczała swych proroczych wizji.
Uśmiechnęła się tylko i poprosiła Lynn, żeby jej podała łyżeczkę do
śmietanki.
- Udało mi się ograniczyć cukier - powiedziała. - Ale jakoś nie
potrafię sobie odmówić śmietany.
222
ous
l
a
and
c
s
Pózniej Lynn poszła do swojej klasy, chociaż o tej porze nie
miała lekcji. Zdjęła dekoracje zawieszone na Zwięto Dziękczynienia i
przygotowała ozdoby i materiały na Boże Narodzenie.
Po południu zadzwoniła Trish. Chciała zaprosić ją do Arlene na
obiad.
Lynn przyjęła zaproszenie. Z rodzinnego spotkania wróciła do
domu o dziewiątej, wykąpała się i położyła do łóżka. Przez dłuższą
chwilę wpatrywała się w tonący w mroku sufit, rozmyślając.
Chciałaby...
Ależ nie. Przecież z Rossem wszystko skończone. Musi się
oswajać z tą myślą.
W poniedziałek spadł pierwszy śnieg. Duże, mokre płatki, które
szybko się roztapiały. Ross wyjrzał przez okno swej kancelarii, a
widząc śnieg... pomyślał o Lynn.
Wyobrażał sobie, jak wygląda, stojąc na boisku szkolnym ze
swoimi uczniami, jak śmieje się i podnosi twarz...
Sięgnął po telefon. Wiedział, że nie ma jej w domu, ale może
zdążyła już kupić automatyczną sekretarkę? Więc zadzwoni. A co
potem?
Wysłucha nagranego przez nią głosu, proszącego o
pozostawienie wiadomości, której wcale nie miał zamiaru zostawić?
Zaklął i błyskawicznie cofnął rękę, jakby telefon mógł go
oparzyć. Potem wstał i zaciągnął zasłony, by nie musiał wyobrażać jej
sobie z głową odchyloną do tyłu i płatkami śniegu rozpuszczającymi
siÄ™ na wargach.
223
ous
l
a
and
c
s
We wtorek niebo było pogodne. Ross wstał rano, zerknął na
brudną obwódkę z piany na wannie i postanowił zostać w domu, aby
porozmawiać z gosposią. Kiedy wreszcie się pojawiła, mocno
spózniona, podziękował jej za pracę.
Po przyjściu do kancelarii zapytał panią Simms, czy może mu
polecić kogoś do sprzątania domu.
- Dobrze się składa, bo moja kuzynka prowadzi małą firmę
zajmujÄ…cÄ… siÄ™ sprzÄ…taniem.
Ross zadzwonił do kuzynki pani Simms i umówił się z nią w
swoim domu na piątą po południu. Przyszła kobieta dość potężnej
postury, siwiejąca, sprawiająca wrażenie osoby bardzo konkretnej.
Miała na sobie kombinezon, flanelową koszulę i ciężkie buty robocze.
Rozejrzała się uważnie po salonie i zawyrokowała:
- Panie Garrison, nie ulega kwestii, że potrzebna panu pomoc.
Dobili targu i ustalili, że gosposia rozpocznie pracę w czwartek o
siódmej rano.
Gdy w czwartek wieczorem Ross wrócił z pracy, zastał
nieskazitelnie czysty dom, a na kartce papieru na kuchennym blacie
stał zgrabny czerwony pantofel Lynn.
Widok tego buta przyprawił go o katusze. Aktówka wypadła
mu z rąk z głuchym łoskotem i... natychmiast wróciła pamięć tamtej
wspólnej nocy. Czerwona suknia nakrapiana pyłem gwiezdnym.
Cichy śmiech Lynn. Tańczące bąbelki w kieliszku szampana.
224
ous
l
a
and
c
s
I to, co wydarzyło się potem, kiedy zaniósł ją na górę do
sypialni. I pantofel, który zsunął się z jej stopy i spadł na dół,
odbijając się od schodów.
I jeszcze pózniej, w jego pokoju, kiedy nazwała go swoim
Księciem Jednej Nocy.
Roześmiał się gorzko. Książę Jednej Nocy.
Ostrożnie wyciągnął rękę i odsunął but z kartki. Potem schylił
się, by odczytać notatkę pieczołowicie napisaną przez nową gosposię.
Panie Garrison. Znalazłam ten but wciśnięty w szparę pod
schodami. Nie wygląda na zniszczony. Właścicielka zapewne ucieszy
siÄ™, gdy go dostanie z powrotem".
Znów spojrzał na pantofel.
Tydzień. Przez cały tydzień trzymał się z dala od Lynn. I chciał,
żeby tak już zostało na zawsze, bo chyba nie przeżyłby spotkania z
niÄ….
Z drugiej strony kuzynka pani Simms miała rację. Trzeba
zwrócić Lynn tę zgubę. Przecież kilkakrotnie pytała go, co mogło się
stać z pantoflem.
Czy miał jakiś wybór?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]