[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarzy krwawe strużki łez. Tom nie widział jeszcze przyjaciela w takim
stanie: wampir wydawał się niezdolny do zrobienia czegokolwiek czy
powiedzenia choćby słowa. Ale najwyrazniej wreszcie zebrał się w sobie i
przemówił, zwracając się do wszystkich:
- Czy możecie zostawić mnie na chwilę samego? Potrzebuję trochę czasu
na zastanowienie siÄ™.
7
- Znalazłam ją! - zawołała Helde. Wpadła jak burza do pokoju na szczycie
wieży.
Cisza, jaka zapadła, przypomniała jej, że powinna była zapukać, lecz
nawet jeśli Kaliban był poirytowany nagłym pojawieniem się czarodziejki,
nie dał tego po sobie poznać. Właściwie w ogóle nie zareagował. Siedział bez
ruchu na tronie, jakby w ogóle nie zauważył, że przyszła. W pokoju były też
oba zombie; kobieta siedziała na kamiennej podłodze, przygarbiona i
odwrócona plecami do czarodziejki, mężczyzna stał przy oknie. Zerknął
przelotnie na Helde i jęknął cicho.
- Słyszałeś, co powiedziałam? - zapytała czarodziejka. - Znalazłam zródło
Tarczy.
Wampir skierował ku niej spojrzenie. Zmarszczył brwi, jakby usiłował
przypomnieć sobie, kim jest ta kobieta i co tutaj robi.
Helde rozejrzała się, szukając przyczyny dziwnego zachowania wampira.
- Mój brat - rzekł Kaliban. - Wie, gdzie jestem.
- Co? SkÄ…d?
- Zdaje się, że naprawdę potrafi patrzeć moimi oczami, kiedy się tego nie
spodziewam. - Wyrzucił dłonie w górę i splunął.
- Kiedy to się stało? - zapytała Helde.
- Dopiero co. Coś mnie obudziło ze snu. Podniosłem się i rozejrzałem, ale
niczego nie zauważyłem, a przynajmniej żadnego zagrożenia. A potem
powoli poczułem go. Był we mnie, patrzył moimi oczami i dzielił moje myśli.
Tak samo czułem się, zanim opuściliśmy Otchłań. - Mówił coraz głośniej. -
Co się ze mną dzieje, czarodziejko? Jak to możliwe? - Uderzył pięścią w
kamienną poręcz tronu z taką siłą, że obsydian pękł i duży fragment spadł z
hukiem na podłogę. Wampir zerwał się na nogi, mierząc czarodziejkę
groznym spojrzeniem, jakby to ona była wszystkiemu winna.
Uniosła dłoń w uspokajającym geście i ruchem głowy kazała, by usiadł.
Zdążyła już zasmakować brutalności Kalibana, dlatego zależało jej, aby jak
najszybciej ochłonął, zanim zdecyduje się wyładować na niej swoją frustrację.
- Dlaczego mnie nie wezwałeś? - zapytała.
- Ja... nie wiem. Początkowo myślałem, że może mi się tylko wydawało,
lecz teraz jestem pewny, że to się zdarzyło. On był tutaj. - Wampir klepnął
się kościstym palcem po czole. - W mojej głowie!
- Czy przed incydentem w Otchłani doświadczaliście jakichkolwiek
wymian natury psychicznej czy telepatycznej?
- Nigdy.
- Na pewno?
Wampir syknął i zgromił czarodziejkę wzrokiem.
- Między wampirami to nie działa. Tylko między ludzmi. - Wziął głęboki
oddech i mówił dalej: - Posiadamy zdolność zajrzenia na krótko w myśli i
wspomnienia człowieka, ale nie potrafimy wykorzystywać tej mocy wobec
osobników naszego rodzaju. - Zamilkł na moment.
- Lecz to było coś innego. Coś zupełnie innego. Jakby wpełzł we mnie,
jakbyśmy mieli to samo ciało.
Czarodziejka milczała jakiś czas, zastanawiając się nad tym, co usłyszała.
- Zajrzę do starożytnych tekstów z tutejszej biblioteki i sprawdzę, czy jest
tam coś o podobnych zjawiskach. - Spojrzała na zombie i uniosła wyżej
głowę, jakby ożywiona jakąś myślą. - To rzuca nowe światło na nasze
plany.
- Trzeba natychmiast przenieść wieżę, aby móc porywać ludzi i...
- A jeśli brat odwiedzi cię ponownie? Może nawet niejeden raz?
Przenosząc się z miejsca na miejsce, stracimy dużo czasu i nic nie zyskamy.
Z ust wampira popłynął pełen frustracji ryk, a oba zombie uniosły na
chwilę głowy.
Czarodziejka nie widziała go takiego. Zerkała z niepokojem, gdy wampir
przechadzał się tam i z powrotem po podwyższeniu tronu, mrucząc coś pod
nosem. Dziwnie było patrzeć na to prastare stworzenie, zwykle tak pewne
swoich mocy i umiejętności, zmagające się teraz z nowymi, nieznanymi
emocjami.
- Musimy zmienić plany. I działać szybko. - Helde zerknęła na wspólnika i
kiwnęła głową. - Teraz chyba rozumiesz, dlaczego poświęciłam tyle energii
na poszukiwanie Tarczy? Nie mogłam jej znalezć w bardziej dogodnym
momencie.
- Znalazłaś ją?
- Przyszłam tu właśnie po to, żeby ci o tym powiedzieć.
- Co masz na myśli, mówiąc o zmianie planów?
- Nie wiemy, czy tylko odkryto naszą pozycję. Może twój brat wie też, że
zamierzamy chwytać ludzi i zamieniać ich w zombie tutaj, w Leroth? Nie,
trzeba działać, dopóki jeszcze da się ich zaskoczyć. Zmienimy sposób
rozprzestrzeniania. - Spojrzała w zamyśleniu na swoje ciało, po czym dwoma
palcami zdjęła z brzucha dużego żuka i uniosła go na wysokość twarzy.
Przyglądała mu się przez chwilę, a potem upuściła go na podłogę, gdzie
zwierzę dołączyło do żuków tworzących jej stopę. - Zamiast wykańczać ludzi
tutaj czy gdzie indziej, musimy wykorzystać to, co mamy, by wzmocnić efekt
końcowy. Trzeba przenieść Leroth tam, gdzie będzie dużo ludzi, i wypuścić
te dwa - pokazała głową na zombie - żeby zaczęły siać spustoszenie.
- Tylko dwa?
- Jeśli tłum okaże się odpowiednio duży, powinny wystarczyć.
- A Tarcza? Jaka będzie jej rola?
- Jeżeli uda mi się zmaksymalizować promień jej zasięgu, osłoni nas
parasolem ochronnym i nie pozwoli nikomu wyjść ani wejść w jej obręb.
- A jak duży stworzysz parasol?
- Im większa odległość, tym słabsza moc bariery, tak więc będę musiała
uważać, żeby jej nie nadwerężyć. Myślę, że jest możliwy promień długości
kilkuset metrów. Do utrzymania aktywnej bariery będę potrzebowała
wszystkich swoich sił i umiejętności. - Posłała mu dziwne spojrzenie. - Będę
wtedy narażona na atak, dlatego musisz mnie osłaniać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]