[ Pobierz całość w formacie PDF ]

innych kobiet, a jedną z jego pierwszych kochanek była ,La Castaglione",
bardzo piękna kobieta z ptasim móżdżkiem. Jeśli więc nawet cesarz nie robił
tajemnicy ze swoich przygód miłosnych, wyższe sfery towarzyskie mogły tylko
pójść za jego przykładem. Książę Napoleon pysznił się swoimi kochankami, a
baron Haussman, w chwilach wolnych od pracy nad projektowaniem nowego
Paryża, zwykł był jezdzić bez żenady powozem z piękną, młodą aktoreczką,
Francine. Król Niderlandów, który spędzał więcej czasu w Paryżu, niż w
swoim własnym kraju, był zakochany w Madame Musard. Urządzane przez tę
damę wieczory, przypominające przyjęcie, z którego markiz powrócił właśnie,
znudzony, były nieodmiennie egzotyczne i bardzo kosztowne.
Faza dogadzania sobie i ulegania swoim zachciankom nie trwała u markiza
długo. W miarę, jak stawał się coraz bardziej wymagający i krytyczny,
narastało w nim szybko niezadowolenie, robił się niecierpliwy oraz,
nieuchronnie, coraz bardziej wybredny. Kiedy decydował się wybrać jakąś
kobietę na stanowisko swojej oficjalnej kochanki, musiała być tak inna i
niespotykana, jak nowa odmiana orchidei czy jedna z tych bliskich
doskonałości pereł, które Oscar Massin pokazywał markizowi z dumą, gdy
tylko weszła w jego posiadanie. Ale nawet w takim wypadku pozbywał się
kochanki, w chwili gdy zaspokoił swą pychę właściciela.
Markiz zdawał sobie sprawę, że pod tym względem różni się od innych
mężczyzn. Podobnie jak po ślubie, kiedy przekonał się, że nie jest w stanie
zbliżyć się do swojej żony, tak potem okazało się, iż w momencie, kiedy
kochanka go zawiedzie - a tak to sam przed sobą określał - nie potrafi, nawet
przez grzeczność, okazać jej jakiejkolwiek formy uczucia. Kurtyna opadła,
sztuka dobiegła końca i nie odbędzie się żadne więcej przedstawienie.
Teraz, jakby wszelka myśl o kobietach przestała go interesować, uświadomił
sobie z satysfakcją, że Brantome usunie ślady ostatniej kochanki. Rankiem
markiz wsiądzie do pociągu, by opuścić Paryż i znalezć się poza zasięgiem
zaborczych ramion Jeanne. Pojedzie do Chateau Sare, gdzie będzie mógł
cieszyć się życiem w sposób, w jaki zawsze to robił i poświęcić czas czemuś,
na co ostatnio go brakowało, mianowicie na myślenie.
Właściwie chodziło o coś więcej, niż możność spokojnego myślenia bo o
rodzaj wewnętrznych porządków i czystki; przy tego typu okazjach - pobytu
nad morzem czy na wsi - markiz czuł, że wstępują w niego nowe siły. Było w
tym coś magicznego, coś niezmiernie istotnego, co było mu witalnie potrzebne.
Nie potrafiłby sam wyjaśnić, co to takiego, miał jednak przemożne poczucie, że
chodzi o coś nieodłącznie z nim związanego.
Odkrył to po raz pierwszy, kiedy jako zupełnie młody człowiek zwiedzał
niewielkie państwo Nepalu, położone u stóp Himalajów. Spojrzał wówczas na
pokryte śniegiem, lśniące wierzchołki gór ponad głową i zrozumiał, że musi,
mówiąc przenośnie, wspiąć się na same ich szczyty. Inaczej nie zdoła osiągnąć
zadowolenia i wypełnić swego życia.
Potem, w najrozmaitszych chwilach życiowych, kiedy przyszło mu podjąć
jakieś arcyważne decyzje, lub gdy los go w tym wyręczał, markiz świadomy
był, że przed oczami wyobrazni jawi mu się znów obraz oślepiających w
promieniach słońca himalajskich szczytów, jakby został na zawsze wyryty w
jego duszy.
W komfortowym wagonie, który zaprojektował osobiście i gdzie
obsługiwało go dwóch służących, markiz zamknął oczy, żeby nie patrzeć na
uciekający za oknami krajobraz. Nie spał jednak, pogrążony w zadumie. Czuł,
że jego myśli ulatują poza Paryż i rozpierzchają się swobodnie po całym
świecie. Pierwszy raz od tygodni, a może miesięcy, odnalazł w sobie
zadowolenie i pełnię, których mu brakowało. Jednocześnie zrodziło siew
markizie poczucie, że, podobnie jak po śmierci żony, teraz także pozbył się
wszystkich zalegających na sercu ciężarów i krępujących więzów, osiągając w
ten sposób stan ładu i gotowości. Do czego? O tym nie miał na razie
najmniejszego pojęcia.
Rozdział piąty
Teresa zeszła ze schodów kuchennych stopień po stopniu, nie zadając sobie
nawet trudu, by zachowywać się cicho, ponieważ w pobliżu nie było nikogo, a
następnie wyszła przez drzwi prowadzące do ogrodu. Zwit ledwie zdążył
rozjaśnić niebo; wątpliwe, by ktoś ze służby był już na nogach czy podążał w
stronę kuchni na pierwszą poranną filiżankę kawy.
Poprzedniego wieczora wszyscy poszli spać pózniej niż zwykle, ponieważ
zupełnie nieoczekiwanie do zamku przyjechał markiz, a jego powrót zrobił co
najmniej takie wrażenie jak nagła eksplozja. W ciągu trzech tygodni
spędzonych w Chateau Sare Teresa czuła się tak szczęśliwa, że zdołała niemal
zapomnieć o panu tego zamku, który był jej pracodawcą. Na początku żywiła
pewne obawy, podobnie jak Gennie, która lękała się, że służba może odnieść
się do nich nieprzychylnie, okazując wrogość, co byłoby dla obu kobiet
upokarzające. Jednakże jadąc ze stacji pośród lasów i pól, mijając nieliczne
domy i chaty, Teresa zrozumiała, że znalazła się w jakimś innym, nieznanym
dotąd świecie. W oddali, poza zasięgiem wzroku, wznosiły się Pireneje, od
których musiały wiać niekiedy zimne wiatry, zwłaszcza w zimie. Na zachodzie,
także niewidoczne, szumiało morze. Zdawało jej się, że wyczuwa sól w
powietrzu i wyobrażała sobie ogromną przestrzeń oceanu toczącego swe fale od
wybrzeży Francji do nowego świata, o którym tak niewiele wiedziała.
Wreszcie, jadąc leśną drogą pośród świeżej, wiosennej zieleni, ujrzała po raz
pierwszy zamek, tak piękny, tak bajkowy, że wydał jej się niemal wytworem
własnej wyobrazni. Patrzyła więc z zapartym tchem przekonana, że nie może
być rzeczywisty.
Poznawszy go lepiej, utwierdziła się w przekonaniu, że jest miejscem
niezrównanej urody, począwszy od ogrodów w stylu Ludwika XIV, do
wspaniałych sal i komnat, zaprojektowanych i urządzonych w tej samej epoce,
a zachowanych niemal bez zmian. Zamek Sare, skąd do najbliższego miasta
było dobrych parę mil, znajdował się tak daleko od Paryża, że uniknął horrorów
rewolucji i zniszczeń oraz spustoszeń w wyniku wojen napoleońskich, ukryty
bezpiecznie pośród otaczających go lasów. Odkryć ów klejnot i docenić mogli
jedynie ci, którzy byli nim prawdziwie zainteresowani, a Teresę fascynował on
z każdym dniem coraz bardziej.
Służba w zamku składała się z ludzi wiekowych, którzy mieszkali i
pracowali tu od lat. Oswoiwszy się z myślą, że nowy szef kuchni jest kobietą, a
do tego bardzo młodą, zaczęli traktować ją jak dziecko, którym należy się
opiekować i które trzeba chronić. Spełniali gorliwie wszystkie jej polecenia i
usiłowali powstrzymać Teresę od pracy, nie dlatego, żeby byli zazdrośni czy
uważali ją za intruza, ale ponieważ sądzili, że może być przemęczona. Jednakże
Teresa miała w gruncie rzeczy bardzo niewiele do roboty.
Służba stanowiła też jedną wielką rodzinę. Znajdowała się pośród nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright 2016 Wiedziała, że to nieładnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogła się powstrzymać.
    Design: Solitaire