[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gwałtownych kroków. Gdy dzieci pochyliły się nad albumem, zaczął nieznacznie przesuwać się w
stronÄ™ parawanu.
- Na tej fotografii - mówiła miarowym głosem staruszka - widzicie mnie w stroju siostry
miłosierdzia.
- Przed rewolucją? - zapytał rudy pionier.
- Tak, w Sewastopolu.
Znaczenie tych słów nie dotarło do pionierów. Szuroczka zdziwiła się. Nigdy nie widziała tego
albumu. Kobieta w średnim wieku, ubrana w długą białą suknię i czapeczek, stała na tle worków z
piaskiem między dwiema staroświeckimi armatami. Obok niej - oficerowie w czapkach z maleńkimi
daszkami. Twarz jednego z nich wydała się jej znajoma.
- Kto to jest? - zapytała.
- Pewien znajomy. Nie pamiętam już teraz, jak miał na imię - odparła pani Bakszt. - Bodajże
Lowoczka.
Standal kontynuował ruch ku parawanowi. Stąpał na palce, a dopiero pózniej opadał na pięty.
Na razie jego podchody nie zostały dostrzeżone.
- A tutaj jest wiersz poety Połońskiego. Pewnie nie znacie takiego. To był prześwietny poeta.
Sam imperator bardzo pochlebnie się o nim wyrażał.
Wiersz był poświęcony gospodyni.
Milica Fiodorowna zaczęła deklamować go z pamięci, a pionierzy porównywali z tekstem.
Okazało się, że deklamowała bezbłędnie.
Do parawanu zostało najwyżej półtora metra. Czubki butów poruszyły się i cofnęły. Wyleniała
stara kotka wyskoczyła zza parawanu i z dzikim wrzaskiem wskoczyła na pierś Standala. Misza
gwałtownie cofnął się i omal nie przewrócił fikusa.
- Boże święty! Co się tam dzieje? - wykrzyknęła młodym głosem Milica Fiodorowna.
- Kot - powiedział Standal.
- Proszę natychmiast tu wrócić - powiedziała Milica Fiodorowna - bo w przeciwnym razie
będę zmuszona wskazać wszystkim drzwi.
- Ja nic... - wyjąkał Standal. - Wydawało mi się tylko...
- Misza! - powiedziała Szuroczka.
W saloniku zapanował spokój. Standal wrócił do stołu I również zaczął oglądać album, ale
kątem oka zerkał na parawan. Kotka położyła się staruszce na kolanach i też zezowała - na Misze,
jakby mu groziła.
- A teraz pomówmy o mojej młodości - powiedziała stara pani Bakszt. Spieszyła się,
denerwowała i niemal krzyczała.
Na następnej stronie był akwarelowy portret panienki w sukni z głębokim dekoltem.
- To ja - powiedziała Milica Fiodorowna. - W okresie mojego pobytu w Sankt Petersburgu. A
ten wiersz wpisał mi do albumu Aleksander Siergiejewicz Puszkin. Tańczył ze mną na balu u
Wiaziemskich.
Pionierzy, Szuroczka i Standal zamarli, jak rażeni gromem. Staruszka powiedziała te słowa tak
zwyczajnie, że nie można było wątpić w ich prawdziwość. Stronica była zagryzmolona niewyraznym,
pospiesznym pismem. A u dołu widniał podpis: Puszkin (z  twardym znakiem na końcu).
W tym momencie zza parawanu szybko wyszedł staruszek z żółtawą brodą, dwoma susami
dopadł drzwi i zniknął za nimi, unosząc z sobą przenikliwy zapach wody kolońskiej. Nikt go nie
zauważył, nawet Standal, tylko syjamska kotka odprowadziła go swymi różnobarwnymi oczyma:
jednym czerwonym, drugim niebieskim.
10
Wieczór, użaliwszy się nad ludzmi wymęczonymi przez upał i nadzwyczajne wypadki,
wygramolił się zza granatowego, prastarego lasu, spędził słońce nad horyzont t zaczął igrać
krwawymi barwami zachodu. Kurz opalizował czerwienią, domy poróżowiały, rozzłociły się szyby.
Jedynie zapadlisko ziało czernią na sinawym asfalcie - wokół niego wznosiło się już ogrodzenie z
grubych lin rozwieszonych na słupkach. Wszystko złagodniało - i powietrze, i ludzie. Każdy, kto
szedł do kina lub po prostu na spacer, zatrzymywał się przy zapadlisku i rozpowszechniał różne
pogłoski o bajecznych skarbach, które znaleziono w piwnicy. Opowiadano o pewnym operatorze
koparki, co to zabrał po cichu zloty łańcuch wagi dwóch pudów, i chwalono się znajomością z nim.
Pokazywano palcem oficera śledczego, spacerującego z żoną ulicą Puszkina, przekonując słuchaczy,
że wcale nie spaceruje, tylko śledzi. Ludzie okropnie zazdrościli operatorowi koparki i mieli
nadzieję, że go złapią i przykładnie ukarzą.
Udałow leżał tuż przy oknie na dużej sali szpitalnej. Ręka już go prawie nie bolała. Grubin
słusznie przypuszczał, to było tylko pęknięcie, a nie złamanie. Chociaż w tym Udałow miał szczęście.
Lekarze obiecali jutro wypisać go do domu. Przybiegła żona, która najpierw denerwowała się i
złościła, a potem uspokoiła się i przyniosła z domu pieróg z kapustą. Przed odejściem postała przy
oknie, potrzymała męża za zdrową rękę. Przybiegał syn Maksymek, przychodziła córeczka -
przyprowadzali z sobą przyjaciół ! znajomych ze szkoły i przedszkola, chwalili się ojcem w
szpitalnym oknie.
Przechodnie kłaniali się, pozdrawiali. Udałowowi wkrótce znudziły się te oznaki współczucia,
odsunął się więc od okna, podkurczył nogi i przełożył poduszkę na środek łóżka. Nie wiedział, że
jego nazwisko jest również wymieniane w związku ze skarbem. Jedni mówili, że Udałow ucierpiał
starając się zatrzymać człowieka ze złotym łańcuchem. Inni utrzymywali, że starał się uciec wraz z
przestępcą w celu dokonania podziału zdobyczy, ale noga mu się powinęła.
Nad zapadlisko przyszedł również prowizor Sawicz. Popatrzył w czarną głębię i postanowił,
że jednak odwiedzi Helenę. - Dawno u niej nie byłem. Jeśli jej nie zastanę, to po prostu
przespaceruję się koło domu - pomyślał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire