[ Pobierz całość w formacie PDF ]

104
tę, raz w inną stronę, tak że żaden nie wyrządził mu krzywdy.
- Wygląda na to, że potrafisz poruszać się jak baletnica, Skywalkerze - zakpił
naczelnik imperialnej akademii.
- Wygląda na to, że potrafisz odnosić się do starożytnych budowli bez należytego
szacunku - odparł mistrz Jedi. Kaszląc, aby pozbyć się z gardła drobin kurzu, przeskoczył
przez kilka kamiennych bloków i znów stanął przed Brakissem. - Może powinieneś
sprawdzić, jak radzą sobie twoi Ciemni Jedi. Od jakiegoś czasu moi uczniowie odnoszą w
walkach z nimi same zwycięstwa.
Słyszał odgłosy toczonych w dżungli pojedynków i z utęsknieniem oczekiwał chwili,
kiedy będzie mógł tam wrócić i pomagać młodym rycerzom Jedi. Spotkanie z byłym
uczniem, który wkroczył na złą drogę, odwracało jego uwagę od ważniejszych spraw i
prowadziło donikąd.
- Myślę, że poświęciłem ci wystarczająco dużo czasu - odezwał się po chwili. -
Możesz albo się poddać, albo pokonam cię podczas walki. Muszę wracać do swoich zajęć.
Powinienem pomóc bronić akademii Jedi.
Kiedy po raz pierwszy ruszył do ataku, zamierzając jak najszybciej zakończyć walkę,
w zazwyczaj pogodnych i spokojnych oczach Brakissa pojawił się ledwo zauważalny cień
niepewności. Mistrz Jedi nacierał coraz śmielej, ani na chwilę nie tracąc jednak skupienia i
pogody ducha. Zmienił kierunek ruchu własnego miecza w taki sposób, aby ostrze nie
zetknęło się z ognistą klingą broni przeciwnika. Mógłby nadać ciosowi większą siłę i odciąć
dłoń byłego ucznia - podobnie, jak Vader odciął kiedyś jego rękę - ale nie zamierzał
okaleczać Brakissa w taki sposób. Pragnął tylko uszkodzić jego miecz świetlny.
Energetyczna klinga broni Skywalkera przeszła przez koniec rękojeści miecza mistrza
Ciemnych Jedi pomiędzy czubkami zaciśniętych palców a miejscem, skąd wyłaniało się
świetliste ostrze. Końcowe dwa centymetry ciemnego cylindra, gdzie wystawały ogniste
pazury, odłączyły się od reszty obudowy i topiąc się w bezkształtną masę, legły na murawie.
Brakiss zaskrzeczał i wypuścił kikut rękojeści świetlnego miecza, z którego nie
przestawały tryskać fontanny iskier. Nie nadająca się do użytku obudowa dymiąc i płonąc
spoczęła na trawie. Powoli zamieniała się w zbieraninę elektronicznych i optycznych
podzespołów, z których żaden nie działał prawidłowo.
Władca Akademii Ciemnej Strony uniósł ręce nad głowę i wycofał się na skraj polany.
- Nie zabijaj mnie, Skywalkerze! - krzyknął. - Proszę, daruj mi życie!
105
Na jego twarzy odmalowało się przerażenie nieproporcjonalnie wielkie w stosunku do
istniejącego zagrożenia. Mistrz Ciemnych Jedi musiał z pewnością wiedzieć, że Luke
Skywalker nie miał nigdy zwyczaju zabijania z zimną krwią bezbronnych przeciwników.
Zdrętwiały z przerażenia, Brakiss zaczął gorączkowo przebierać palcami przy zapince
utrzymujÄ…cej na ramionach srebrzystÄ… szatÄ™.
Mistrz Jedi ruszył ku niemu, ale na wszelki wypadek nie opuszczał ostrza świetlnego
miecza.
- Jesteś teraz moim jeńcem, Brakissie - oznajmił surowo. - Nadszedł czas, by położyć
kres tej bitwie. Wydaj rozkaz swoim Ciemnym Jedi, żeby się poddali.
Tymczasem jego przeciwnik odrzucił srebrzysty płaszcz na murawę. Miał pod nim
obcisły kombinezon, a na plecach niewielki pakunek mieszczący repulsorowy silnik.
- Nie. Muszę teraz zająć się innymi sprawami - odparł, włączając zapłon urządzenia.
Osłupiały Luke spoglądał, jak mężczyzna startuje i po chwili szybuje w powietrzu nad
jego głową. Zrozumiał, że nauczyciel Ciemnych Jedi musiał wylądować gdzieś w pobliżu, a
teraz bez wątpienia zamierza wrócić na pokład swojej jednostki i odlecieć nią prosto do
Akademii Ciemnej Strony.
Z niedowierzaniem obserwował, jak były uczeń po raz kolejny ucieka, wprawdzie
pokonany, ale nadal zdolny walczyć, niszczyć i przysparzać cierpień.
Miał wrażenie, że uczucie straty przepełnia jego umysł takim samym bólem, jaki
odczuwał wówczas, kiedy mężczyzna po raz pierwszy opuścił mury akademii Jedi.
- Brakissie, znów nie udało mi się ciebie uratować - jęknął cicho.
Jego nieprzyjaciel zamienił się w ciemny punkcik i po chwili rozpłynął się na tle
błękitu nieba.
106
ROZDZIAA 18
Tymczasem wyłaniające się jakby znikąd statki floty Drugiego Imperium
rozpoczynały ostrzeliwanie jednostek Nowej Republiki.
- Uwaga, wszyscy członkowie personelu! - krzyknął admirał Ackbar do mikrofonu
komunikatora, machając przypominającymi płetwy rękami. - Wzmocnić ochronne pola!
Przygotować się do otwarcia ognia!
Dwa imperialne zmodyfikowane niszczyciele, które pierwsze wyskoczyły z
nadprzestrzeni, uruchomiły potężne baterie turbolaserowych dział. W przestworzach pojawiły
siÄ™ jaskrawozielone smugi energii, szybujÄ…ce w stronÄ™ flagowego statku Ackbara.
Stojąc na mostku obok Kalamarianina, Jaina zacisnęła powieki na ułamek sekundy,
zanim oślepiające błyskawice rozprysnęły się na dziobowych osłonach energetycznych.
- Drugie Imperium musiało budować statki swojej floty w tajemnicy - oświadczyła. -
Te okręty sprawiają wrażenie, że konstruowano je w wielkim pośpiechu.
- Mimo to stanowią śmiertelne zagrożenie - odparł Ackbar, poważnie kiwając głową. -
Teraz wiadomo, co się stało z tymi rdzeniami jednostek napędu nadświetlnego i bateriami do
turbolaserów, które ukradli z ładowni  Diamentu .
Odwrócił się w stronę mikrofonu komunikatora i zaczął wydawać rozkazy dowódcom
pozostałych statków floty Nowej Republiki.
- Wstrzymać ostrzał Akademii Ciemnej Strony i podać komputerom urządzeń
namiarowych inne cele. Gwiezdna stacja przedstawia w tej chwili o wiele mniejsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire