[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komputer rozszyfrowane notatki Grażynki i uporządkować podsłuchaną rozmowę mściwych
panienek. Nie musiałam w końcu wpatrywać się bez przerwy w żaden garnek, a do zajęć
prostych pchały mnie wzbierające emocje. Urządziłam nieszczęsną Grażynkę rewelacyjnie,
martwiłam się o nią i czułam się zobowiązana całą kretyńską gmatwaninę jakoś rozwikłać.
Przeniosłam wreszcie konferencję do pokoju razem z herbatą i winem, nie tknąwszy,
rzecz jasna, takich głupot, jak zmywanie czy sprzątanie. Stanowisko gospodyni domowej
przez całe życie było mi raczej obce.
- Wiadomości z ostatniej chwili - powiedział Janusz, nie czekając na moje pytania, i
popukał w wydruk komputerowy pogawędki. - Nie musisz już im tego pokazywać.
Stwierdzili, że Wiesław Kopeć, ten od złomu, był w obu miejscach, zarówno w domu
Fiałkowskich, jak i w tym nie zamieszkałym. Przyznał się zresztą do tego bez wielkiego
oporu, ponieważ na czas zabójstwa ma niezłomne alibi.
- Gwałcił Hanię? - ucieszyłam się, nie wiadomo dlaczego.
- Co do gwałtu, z uporem twierdzi, że to Hania się pchała, a on z grzeczności nie
protestował, ale owszem. Przebywał w owej willi razem z Hanią prawie do jedenastej,
Weronika zaś straciła życie najpózniej o dziewiątej trzydzieści. Wlazłaś im na ambicję i
poszli twoim śladem, badanie treści żołądka było przeprowadzone, ale dopiero teraz
zainteresowali się nim porządnie, dokładny wywiad w kuchni i tak dalej, ona tę kolację przed
śmiercią zjadła...
Zdumiałam się, bo w pamięci wciąż miałam kopiasty półmisek.
- Całą? - spytałam z niedowierzaniem.
- Co?
- Całą zawartość półmiska opchnęła na poczekaniu?
- Kto tak powiedział? - zdziwił się Janusz. - Część przełożyła do dwóch garnków,
stały na kuchni, a zjadła resztę. Mięso, kartofle, głównie surówkę z kapusty. A co...?
- To podlece! - powiedziałam, śmiertelnie oburzona. - Popatrz, ględziłam o półmisku
jak oszalała, powiedzieli, że był pusty, słowem nie napomknęli o garnkach! Co za ludzie,
skołowali mnie, do tej pory zastanawiałam się, kto tę kolację zeżarł, bo sama Weronika nie
dałaby jej rady. Złoczyńcy!
- Zdaje się, że troszeczkę im przerywałaś? Bo nie wspominają cię tkliwie...
No owszem, fakt, ustawicznie wpadałam im w słowa, złośliwie ukryli, co mogli.
Jednakże należało dyplomatyczniej...
Czym prędzej wróciłam do tematu.
- Z tego wynika, że złoczyńca wdarł się pózniej? Nie złapała go na gorącym uczynku?
- Złapała. Wdarł się wcześniej i przeczekiwał. Nie natknęła się na niego od razu, tylko
dopiero po jedzeniu, to są oczywiście dedukcje, ale tak ślady wskazują. I nie był to Wiesław
Kopeć, czekaj, bo nie skończyłem, Kopcia z Hanią podglądały dwie osoby, nie razem,
oddzielnie. Z ulicy masochistycznie śledziła ich porzucona Zawadzka, a do okienka
piwnicznego zaglądał z drugiej strony gówniarz z sąsiedztwa. Gówniarz od razu
rozpowiedział kumplom, bardzo mu pozazdrościli, bo zawsze co na żywo, to rajcowniej niż
na filmie, a Zawadzka zeznała swoje zgoła radośnie, w przekonaniu, że pomaga oskarżeniu o
gwałt. Kopeć odpada.
- Ale był!
- Był. I chyba odrobinę wrabia Patryka Grażyny.
Jęknęłam.
- To musisz mi powiedzieć bardzo porządnie, żeby nie było miejsca nawet na cień
wątpliwości. Inaczej Grażynka się nie uspokoi.
- Myślisz, że pewność posiadania wielbiciela-mordercy tak doskonale wpłynie na jej
samopoczucie? - zainteresował się Janusz.
- Niepewność jest najgorsza - powiadomiłam go stanowczo. - A przynajmniej
przestanie się miotać uczuciowo. Cholera, ależ ona ma fart...!
- Ma. Szkoda jej. Chcesz dalszy ciÄ…g?
- Pewnie, że chcę, Boże drogi, bo gdyby wątpliwości istniały, sam wiesz, jak to jest,
uniewinniony, ale może jednak sprawca, człowiek się nie wyplącze do końca życia i co z
takim fantem zrobić...
Zamiast słuchać dalszego ciągu, zaczęłam gorączkowo rozpatrywać sytuację, w której
Grażynka, i tak już rozwichrzona wewnętrznie i pełna rozterek, zostaje przy boku faceta, nie
wiadomo, cynicznego zbrodniarza czy ofiary, skrzywdzonej niesłusznym posądzeniem, z
drżeniem serca czekając na jego kolejne czyny. Całą resztę życia miałaby zmarnowaną! Ja
chyba też, to przeze mnie, po diabła ją wysyłałam do Weroniki...!
Odzyskałam odrobinę równowagi po napoczęciu drugiej butelki wina, pod wpływem
perswazji Janusza. Wyjątkowo przyzwoity człowiek, uniewinnia mnie, zamiast dobijać i
pogrążać do reszty, jakim cudem mógł mi się taki przytrafić...?
- No dobrze, mów dalej, skupiam się i słucham.
- Dalej - podjął szybko, żeby mi nie pozwolić na rozkwit ekspiacji - ta narzeczona, jak
jej tam, Marlenka, niepotrzebnie przyleciała do komendy, mam na myśli: na własną szkodę.
Zainteresowali się jej bratem, brat w opuszczonym domu bywał często, gdzie znajdował się w
chwili zabójstwa, wciąż nie wiadomo, najprawdopodobniej właśnie u Weroniki. Z wódki z
Wiesiem już zrezygnował, ale poza tym wykręca kota ogonem na wszystkie strony,
zasłaniając się upojeniem alkoholowym i przerwą w życiorysie. Jednakże, ogólnie biorąc... a,
właśnie...! Powinienem ci to powiedzieć na początku. Opinia w kwestii śladów uległa
zmianie, wchodziły do tego domu cztery osoby, pomijając Grażynkę. Wchodził Kopeć i
wchodził ten brat, z tym że brat wcześniej, ślady Kopcia pokrywają ślady brata...
- On też się chyba jakoś nazywa?
- Antoni Gabryś. I to on był w sypialni, najprawdopodobniej robiąc tam bałagan, ale
na to dowodów brak...
- Na wchodzenie czy na bałagan?
- Na bałagan. Patryk był w czasie nieokreślonym, przeszedł tak, że nikogo nie
przydeptał i przez nikogo nie został przydeptany, można mu zatem przyłożyć, wedle
kolejności, wszystkie cztery miejsca. No, a przed dwoma wymienionymi był czwarty, jeszcze
nie zidentyfikowany.
Zaczęło mi się to wszystko mylić, więc zażądałam uściślenia. Wyszło mi, że
niezidentyfikowany był pierwszy, po nim brat narzeczonej, Antoni Gabryś, ostatni zaś Wiesio
Kopeć. Patryk w chwili dowolnej. Następnie wszyscy, w tej samej kolejności, polecieli do
opuszczonego domu, gdzie zgubili tackÄ™ do monet i klamerkÄ™ od paska. WnioskujÄ…c z ich
poczynań, Weronika już nie żyła, zabił ją zatem pierwszy, ten jakiś nieznany, albo Patryk.
Patryk miał motyw najprostszy, dziedziczy...
- Istna procesja tam szalała - powiedziałam z irytacją. - Palce i buty to są dowody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]