[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrócił do domu, telefon wprost się urywał.
SZÓSTY ZMYSA " 147
Wreszcie Lita wkroczyła do akcji. Obwieściła synowi, że
albo zacznie sam odbierać telefony i umawiać się na odwie
dziny, albo wynajmie specjalną telefonistkę. Po półgodzinie
pojawił się pierwszy gość. A potem popłynął strumień przyja
ciół i klientów.
Przynosili kwiaty, ciasta, cukierki, owoce, rośliny donicz
kowe. Dzieci, wdzięczne za wyleczenie piesków czy chomi
ków, dekorowały sypialnię balonikami, a na gipsie rysowały
uśmiechnięte buzie. Przybyły też siostry Tripa. Elena z mę
żem i dziećmi spędzili na ranczu cały dzień. Bianca przyje
chała z Nowego Meksyku na dwa dni. Conrad Metz musiał
wypraszać gości podczas ćwiczeń rehabilitacyjnych.
- Jamison mnie zabije. Kiedy mówił o gościach, nie miał
na myśli tłumów - denerwowała się Lita, choć życzliwe i po
wszechne zainteresowanie synem sprawiało jej radość.
- Im więcej odwiedzających, tym lepiej Trip wygląda -
zapewniała Brenna.
I rzeczywiście. Po paru dniach Trip poweselał. Napady
złego humoru stawały się coraz rzadsze. A co najważniejsze,
przestał, nawet w żartach, nazywać się kaleką. Niestety, Bren
na niewiele czasu spędzała z Tripem, a i to zawsze w obecno
ści kogoś trzeciego.
Byron, Malia i koty oczywiście panowały niepodzielnie na
łóżku chorego. Przymilaniu i pieszczotom nie było końca.
Zanim doktor Jamison przyjechał z piątkową wizytą, zda
wało się, że cała okoliczna ludność przewinęła się przez pokój
ulubionego weterynarza.
- Czy mówiłem, że macie wpuszczać wszystkich? - spytał
Jamison ironicznie, obejrzawszy wnętrze sypialni i napisy na
gipsie.
148 " SZÓSTY ZMYSA
Po gruntownym zbadaniu Harta wkroczył do kuchni, gdzie
Brenna i Lita rozmawiały przy szklance mrożonej herbaty.
- Co by pani powiedziała na kolację w mieście? - zapro
ponował srebrny lis" Licie.
Matka Tripa oblała się rumieńcem i omal nie upuściła
szklanki. Zerknęła niepewnie na Brennę.
- Jak sÄ…dzisz, amigal Dasz sobie radÄ™ beze mnie dziÅ›
wieczorem?
- Jedz! - nakazała Brenna, błogosławiąc w duchu lekarza
za to, że zdołał oczarować Litę. - Przepracowujesz się. Jest
piÄ…tek. Jedz do domu na weekend.
- A ty, muchachal Przydałoby ci się trochę wolnego. Trip
wymaga jednak...
Brenna przerwała uniesieniem dłoni.
- Jedz. Zabaw się. A ja odegram rolę pielęgniarki. Mogę
wyłączyć telefon i odpocząć od klientów, jeśli cię to uspokoi.
- Muy bien - zdecydowała Lita. W oczach miała radość.
- Pójdę spakować rzeczy i powiedzieć Tripowi.
Tymczasem Brenna gawędziła z Jamisonem. Lita zjawiła
się z walizką i podniosła lament.
- On śpi, amigal Nie chciałam go budzić.
- Odwiozę panią do domu, seńora - zaoferował Jamison,
chwytając walizkę. Ruszyli do wyjścia.
Brenna włączyła automatyczną sekretarkę i wywiesiła na
drzwiach kartkę: Nikogo nie ma w domu". Napis miał po
wstrzymać ewentualnych gości. Umieściła Byrona i Malię na
wybiegu dla psów. W końcu przyjrzała się swemu ubraniu.
Dżinsy i sprana zielona koszula. Niezbyt ponętny strój, ale,
z drugiej strony, musiała włożyć coś, co zdejmuje się szybko
i bez trudu.
Zanim weszła pod prysznic, zerknęła w lustro na swoją
SZÓSTY ZMYSA " 149
zarumienioną twarz. Nigdy przedtem nie planowała uwiedze
nia mężczyzny. Czuła lęk. I podniecenie.
Planowała podać na kolację fettuccine Alfredo, do tego
sałatę w sosie winegret, butelkę wina, prezent od gości, i cze
koladki, również ofiarowane przez odwiedzających.
Wśliznęła się w żółtą jedwabną podomkę zapinaną z przo
du na suwak. %7ładnych guzików, zatrzasków, staników, majte
czek. Zadrżała z przejęcia na myśl o tym, jakże łatwo Trip
rozbierze ją do naga - jedną ręką.
Oczywiście, pozostawał jeszcze problem tego, czego Bren
na nie powiedziała Tripowi. Na razie nie zamierzała sobie
zaprzątać tym głowy. Rozczesała i wysuszyła włosy. Tego
wieczora pragnęła się kochać. Pózniej przyjdzie czas na wy
znania.
Podekscytowana, zaczęła przygotowywać kolację, a nastę
pnie zajrzała do Tripa. Pokój tonął w złotych promieniach
zachodzącego słońca. Na ścianach tańczyły pierwsze cienie
zmierzchu. W ciepłym powietrzu unosił się zapach kwiatów.
Wazony stały wszędzie. Brenna wciągnęła głęboko do płuc
słodką woń. Mężczyzna wyprężył się na łóżku, otworzył oczy
i spostrzegł ją.
- Brenna? - mruknÄ…Å‚ sennie.
- Cześć - odezwała się cichym, drżącym głosem. - Lita
pojechała do domu na noc. I na kolację z doktorem Jamiso-
nem - dodała pospiesznie.
- Do domu i na... ? - Zamrugał, odganiając sen z powiek.
- Jesteśmy sami?
Kiwnęła głową i zbliżyła się do łóżka.
- Aż do jutra.
Znów zamrugał.
- Masz dużo czasu na obudzenie się - zapowiedziała, wi-
150 " SZÓSTY ZMYSA
dząc, że dobre nowiny zbiły chorego z tropu. - Wzywa mnie
kuchnia ifettuccine.
Nieco pózniej przyniosła Tripowi szklaneczkę wina. Aóżko
było puste, a drzwi łazienki zamknięte. Dobiegał zza nich
szum wody lejÄ…cej siÄ™ do umywalki.
Brenna zostawiła szklankę na szafce nocnej i wróciła do
kuchni. Chodziła niecierpliwie z kąta w kąt. Wreszcie wkro
czyła ponownie do sypialni Harta. Niosła szklankę wina dla
siebie. Trip, przykryty do pasa prześcieradłem, leżał wsparty
o poduszki.
- Czy już czas na kolację? spytał, nie podnosząc wzroku
znad wina.
- Mogę podawać w każdej chwili.
- Wzniesiemy jakiś toast? Nie znoszę pić sam.
- Ja też. - Brenna usiadła na skraju materaca. Szklanki
stuknęły o siebie. - Za czyje zdrowie pijemy?
Uśmiechnął się lekko.
- Za Everetta Jamisona, doktora medycyny. Za człowieka,
który potrafi rozpoznać prawdziwą seńora bellissima.
- I za Carmelitę Hart - uzupełniła Brenna - która od pier
wszego wejrzenia rozpoznała zorro argentino.
Roześmieli się oboje. Sącząc wino, Brenna zrelacjonowała
wydarzenia całego tygodnia, sukcesy i porażki. Opowiedzia
ła, jak Jamison puścił oko do Lity.
Trip zachłannie obserwował jej usta. To wygładzały się
w uśmiechu, to ściągały w różowy romb, kiedy marszczyła
czoło. Brenna była prześliczna. Z żalem pomyślał, że ta wspa
niała kobieta chce się dla niego poświęcać.
Zauważyła, że Trip jej nie słucha.
- Przepraszam, ja... po prostu rozmyślałem.
SZÓSTY ZMYSA " 151
- Błądziłeś myślami po zakazanych regionach? - spytała
po długiej pauzie.
Skinął głową, dopił wino i odstawił szklankę.
- Te myśli nie dają mi spokoju od tygodnia. Nie uda się.
Brenna także odstawiła szklankę.
- Co siÄ™ nie uda?
- No wiesz, między nami.
- Dlaczego nie?
- Zasługujesz na mężczyznę, który porwałby cię na ręce
i nosił przez całe życie. Nie jestem już do tego zdolny.
- Masz na myśli mężczyznę w rodzaju Rhetta Butlera
z Przeminęło z wiatrem", który niesie Scarlett O'Hara
na rękach do sypialni, gdzie czekają na nią niebiańskie roz
kosze?
- Właśnie tak. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Oto co zro
biłbym, gdybym mógł. Co noc. Niezawodnie. Ale nie mogę.
- Nie musisz mnie wnosić do sypialni. Już tu jestem.
- Brenna dzielnie wytrzymywała wzrok Tripa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]