[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lady Marian poznała resztę mojej rodziny, ale może pani
ustalić datę według swego uznania - odparł Reginald
oficjalnym tonem.
- Bardzo dobrze. Myślę, że pierwszy dzień przyszłego
miesiąca będzie odpowiedni. Nie chciałabym, by ktokolwiek
pomyślał, że musimy się spieszyć.
Nim lady Grace zdążyła powiedzieć coś więcej, jej
młodsza córka krzyknęła ze zdumieniem. Jessica patrzyła
w stronę wyjścia, gdzie zgromadził się niewielki tłum.
Większość gości udała się do stołów z jedzeniem, gdy
tylko muzycy przestali grać, jednak kilku maruderów
znalazło jakąś nową rozrywkę.
- On miał gołębia, mamo. Odleciał. Widziałaś to?
- Oczarowana tym pokazem, Jessica ruszyła w stronę
zgromadzenia.
Marianna próbowała odgadnąć, co tak ubawiło jej siostrę,
widziała jednak tylko niewielki tłum roześmianych ludzi,
którzy przyglądali się czemuś z uwagą. Reginald, który był
296
KLEJNOT
od niej wyższy i mógł więcej zobaczyć, zmarszczył czoło
i także nie odrywał oczu od tego spektaklu. Pociągnęła go
ze rękę.
- Co tam siÄ™ dzieje?
Pan Montague podsunÄ…Å‚ ramiÄ™ lady Oglethorp, Darley
szybko dołączył do Jessiki i wszyscy ruszyli w stronę
schodów i rozbawionego towarzystwa. Może książę za­
planował jakąś dodatkową rozrywkę w czasie przerwy na
kolację? Marianna wcale nie spieszyła się do stołów
z jedzeniem, więc chętnie dołączyła do Reginalda.
Tymczasem zmarszczka na czole pana Montague'a
pogłębiła się jeszcze bardziej, kiedy bez słowa przeprosin
przepychał się w tłumie widzów. Marianna szła obok
niego, nie chcÄ…c raczej zostawać w tyle. ZaczynaÅ‚a pode­
jrzewać, że wcale nie byÅ‚ to taki niewinny pokaz, a przynaj­
mniej na to wskazywaÅ‚a gniewna mina Reginalda. Roze­
jrzaÅ‚a siÄ™ dokoÅ‚a, szukajÄ…c zródÅ‚a powszechnego zaintere­
sowania.
Mężczyzna w czarnym kapeluszu i surducie podobnym
do tych, jakie nosili goście, stał obok kolumny i wyciągał
właśnie z kieszeni wstęgę kolorowych szalików. Gdy dojrzał
Mariannę, uśmiechnął się szeroko, zdjął kapelusz i złożył
jej głęboki ukłon. Gdy znów się wyprostował, trzymał
w wyciągniętej dłoni bukiet kwiatów.
Zdumiona lady Marian spojrzała w jego twarz, nim
przyjęła podarunek. Jej oczy otwierały się coraz szerzej
i szerzej....
Michael O'Toole, służący. Jej kuzyn.
Rozdział dwudziesty piąty
Marianna przyjęła bukiet kwiatów i położyła dłoń na
ramieniu Reginalda, bojąc się, że ten zrobi coś niemądrego.
Nie wiedziała, jak pan O'Toole uwolnił się z krępujących
go więzów. Na pewno nie zdążył tego zrobić markiz
i Charles. Musiała pamiętać, że był to jej krewny i że choć
miał okazję do ucieczki, nie wykorzystał jej. Markiz
powiedziaÅ‚, że O'Toole ma wÅ‚asne poczucie sprawiedliwo­
ści, i coś mówiło jej teraz, że ten dziwny człowiek nie
powinien być sÄ…dzony wedÅ‚ug zwykÅ‚ych standardów. Po­
stanowiła zaczekać i zobaczyć, co będzie działo się dalej.
Elegancki jak zawsze O'Toole - bo pod takim nazwis­
kiem znała go dotąd - oparł się o kolumnę, włożył dłoń do
kieszeni podejrzanie dużej jak na wieczorowe ubranie
i wyciągnął stamtąd drugi bukiet. Podszedł o krok i podał
go Jessice. MÅ‚oda dama dygnęła radoÅ›nie i szybko roz­
dzieliła kwiaty wśród stojących dokoła niej dam.
Kiedy uwaga części tłumu zajęta była Jessiką i jej
kwiatami, O'Toole wyprostował się i odchylił połę surduta,
298
KLEJNOT
jakby tam czegoś szukał. Nagle w powietrze wzbiło się
całe stadko gołębi, a stojący najbliżej widzowie cofnęli się
w zdumieniu. KorzystajÄ…c z chwilowego zamieszania,
rudowłosy młodzieniec ukłonił się lady Grace, sięgnął do
jej elegancko ułożonej fryzury i wyciągnął stamtąd maleńkie
emaliowane pudełeczko, które podał szacownej damie.
Lady Grace przyjęła podarunek z zaciekawieniem, doty­
kając jednocześnie włosów, jakby bała się, że czekają tam
na nią dalsze niespodzianki. Uradowana samym pudełkiem,
nie spieszyła się z jego otwieraniem. O'Toole zrobił to za
nią, strzelając palcami i wykonując nieznaczny ruch dłonią,
po którym wieczko odskoczyło z trzaskiem.
Odstraszeni przez gołębie goście wracali już na swoje
miejsca i przyglÄ…dali siÄ™ chichoczÄ…c, jak lady Grace wyciÄ…ga
delikatny naszyjnik z jasnych szafirów. A przynajmniej
Mariannie wydawało się, że to szafiry. Mogły być przecież
fałszywe, a ona i tak nie zauważyłaby różnicy, ale nie
wypadało jej podawać w wątpliwość wartości prezentu. Jej
matka uśmiechnęła się tak, jakby były to najprawdziwsze
diamenty, i tylko to się liczyło. O'Toole ukłonił się z gracją
i pocałował rękę damy, kiedy dziękowała mu za tę
niespodziankÄ™.
Rudzielec mrugnął figlarnie do Marianny i zwrócił się
ponownie ku oszołomionej Jessice. Marianna nie miała
odwagi, by odwrócić się od niego i spojrzeć w twarz
Reginalda. Syn hrabiego może nie być zachwycony faktem,
że będzie miał w rodzinie ulicznego sztukmistrza, choć
nawet Reginald musiał przyznać, że O'Toole to wyjątkowo
elegancki magik. I bardzo zręczny - musiała o tym
pamiętać. Zciągnęła gniewnie brwi, gdy sięgnął do kieszeni
Darleya.
299
PATRICIA RICE
Wicehrabia także był podejrzliwy i próbował cofnąć się
poza jego zasięg. Nagle z kieszeni i włosów stojących
dokoła niego gości zaczęły wypadać kolorowe pióra.
Roześmiany tłum zajął się łapaniem tych zabawnych
podarunków i wypchnął biednego Darleya do przodu. Nim
znowu mógł uciec, O'Toole wyciągnął zza jego ucha
pudełko. Wicehrabia zaczął głośno protestować i domagać
się zwrotu swojej własności.
- Chciał pan je wręczyć tej damie, prawda? - spytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire