[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wez sobie jeszcze - burknął i Bess zgarnęła jeszcze trzy słoje.
Przez chwilę stali w milczeniu, wreszcie Bess wzruszyła ramionami i
powiedziała pozornie obojętnym głosem:
- No cóż, to chyba wszystko. Do widzenia. - Przeszła przez kuchnię i
otworzyła drzwi, on zaś stał, nie zdolny się poruszyć.
- Bess, zaczekaj! - krzyknął, gdy była w już drzwiach. Zatrzymała się
i przez chwilę jego serce wypełniła nadzieja, że Bess jednak zostanie. Ona
jednak uśmiechnęła się tylko do niego niewyraznie, powiedziała cicho:
- Kocham cię - i po chwili już jej nie było.
SOBOTA
Bess zaparkowała swoje auto w garażu pod budynkiem i zgasiła
silnik. Nagle zrobiło się bardzo cicho. Zamarł monotonny hałas
wycieraczek, które włączyła zaraz za East Ridley, kiedy zaczęło padać, i
które pracowały nieustannie przez całą drogę do Bostonu. Teraz
pojedyncze krople spływały powoli po szybie, Bess zaś widok ten
112
R S
nieodparcie kojarzył się ze łzami. W końcu westchnęła, odpięła pas i
poszła do swojego mieszkania.
Nie zapaliła światła. Weszła prosto do kuchni i wyciągnęła z walizki
dwa ostatnie słoiki galaretki. Pozostałe dwa podarowała Keeley i Abby,
najlepszym przyjaciółkom, których przyjazń ceniła sobie teraz stokroć
bardziej niż kiedyś.
Wkrótce znów się z nimi spotkam, myślała. Na weselu. Nie wiadomo
tylko, czyje będzie wcześniej, Keeley czy Abby. Obie bowiem tuż przed
wyjazdem doszły do wniosku, że skoro nie da się cofnąć czasu i przeżyć
życia na nowo, należy cofnąć się do momentu, w którym podjęło się
błędną decyzję, i pójść tym razem we właściwym kierunku.
Bess była szczęśliwa z tego powodu, ale jej szczęście zaprawione
była goryczą. Cała ta czwórka - Keeley i Dominik, Abby i Joshua -
zdecydowała się wziąć życie w swoje ręce bez niepewności czy
tchórzostwa. Natomiast ona, Bess, stchórzyła. Tak, stchórzyła i nie miała
już co do tego żadnych wątpliwości.
Usiłowała tłumaczyć sobie, że postąpiła słusznie - to, co miało
czekać ją u boku Willa, było zbyt piękne, aby mogło okazać się
prawdziwe. Musiałaby być kompletną idiotką, żeby mu wierzyć, gdy
przekonywał ją, że czeka ich wspaniała przyszłość. Ale była też idiotką, że
nie wierzyła tak dobremu i mądremu mężczyznie.
To tylko zegar biologiczny tyka bezlitośnie i każe zapominać o
zdrowym rozsądku, próbowała przekonać sama siebie. Czy ma słuchać
rozumu, czy hormonów? Czy jednak właśnie dzisiaj, w piątą rocznicę
śmierci dziecka, nie powinna zwrócić uwagi na to tykanie?
113
R S
Bo to przecież nie tylko hormony, nie tylko zegar biologiczny
odpowiedzialny był za stan, w jakim się znalazła. Powiedziała Willowi, że
go kocha, i była to prawda. Prawda, która ją przerażała.
Pogłaskała słoik, który trzymała w dłoni. Wbrew temu, co jeszcze
dziesięć lat wcześniej głosiły babskie czasopisma, kobieta nie może mieć
wszystkiego, myślała z goryczą. W życiu niezbędne są kompromisy,
kompromisy między karierą a rodziną. Ona sama wiedziała o tym
najlepiej.
Przez długie lata jej życie biegło według ściśle określonego planu i
samo myślenie o jakichkolwiek zmianach ją przerażało. A przecież
uległoby całkowitej przemianie, gdyby przyjęła niewypowiedzianą
propozycję Willa. Nie mogła go prosić, aby pojechał z nią do Bostonu, bo
Will nigdy nie byłby szczęśliwy jako miastowy" weterynarz. To zaś
oznaczało, że musiałaby zostać w East Ridley i jej życiowe cele nigdy by
się nie ziściły.
Ale przecież mogła znalezć sobie nowe cele, może jej życie
nabrałoby wtedy sensu. Czasem ludzie trzymają się kurczowo pewnych
rzeczy, gdyż zbyt wiele poświęcili dla ich zdobycia i za nic w świecie nie
chcą się przyznać, że może nie warto było się poświęcać.
Czy to właśnie był jej przypadek?
Zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Tydzień temu znalazłam się na
drugim brzegu tęczy, pomyślała. Po raz drugi w życiu. Ten pierwszy raz
zdarzył się piętnaście lat wcześniej, kiedy przyjechała do Bostonu i
rozpoczęła swoją karierę. Tu zdarzyły się jej rozmaite przygody, a ona nie
przegapiła żadnej z nich. Może więc nadszedł czas, by jeszcze raz
przekroczyć świetlisty łuk? Przełamać lęk i odmienić wszystko?
114
R S
No tak, tylko czy za dwadzieścia lat nie będzie żałowała swojego
wyboru? Tego, że zrezygnowała z awansu na prezesa banku, który
praktycznie miała już w kieszeni?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]