[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alan Mac-Kenzie Frazier. Niemniej jednak należy wziąć to
pod uwagÄ™. ZadzwoniÄ™ do Charlesa i zapytam, co o tym
wszystkim sÄ…dzi.
- Nadal jest w Chicago?
- Tak. Miałaś rację, to Leo. Najwyrazniej jego pensja nie była
dość godziwa, by zapewnić mu taki styl życia, jakiego pragnął
- głos Brana sprawiał wrażenie obojętnego. - Nie znał wilka,
któremu sprzedawał ofiary - razem z Alanem było ich sześć.
Nie wiedział też, do czego są potrzebne. Głupio z jego strony.
Całe przedsięwzięcie zorganizował zastępca Alfy. Nie
możemy wyciągnąć od niego informacji, ponieważ wyjechał
z miasta. Pewnie chwilÄ™ potrwa, zanim go znajdziemy.
Wydaje się, że reszta wilkołaków ze stada nie miała pojęcia,
co się działo, ale
i tak nad nimi pracujemy.
- Bran? Jeśli odezwie się do ciebie Samuel albo Adam,
powiesz im, żeby do mnie zadzwonili?
- Tak właśnie zrobię - powiedział łagodnie i przerwał
połączenie.
Rozdział 13
Po rozmowie z Branem nie byłam w nastroju do pracy, więc
zamknęłam warsztat i wróciłam do domu. Bran uważał moją
teorię za sensowną -wszystko pięknie i ładnie, tylko że mój
żołądek nadal się domagał, by ktoś do mnie zadzwonił. Nos
podpowiadał mi, że Adam i jego wilki nie znalezli Jesse w
pustym budynku w zachodnim Richland, ale nie dawał
żadnych wskazówek, dokąd pózniej pojechali.
Ponownie zatrzymałam się na prowadzących do domu
schodach, czując zapach śmierci. Doszłam do wniosku, że
Elizawieta Arkadiewna chce mnie ukarać, bo nie
powiedziałam jej, co się dzieje. Jeśli sama nie zrobię
porządku, przez najbliższe kilka miesięcy będę sobie
przypominać o śmierci Maca za każdym razem, gdy wejdę na
werandÄ™.
Otworzyłam drzwi nadal zamyślona i o jeden moment zbyt
pózno zdałam sobie sprawę, co jeszcze usiłowały powiedzieć
mi zmysły. Zdążyłam tylko opuścić podbródek, by stojący za
drzwiami mężczyzna nie zdołał mnie od razu udusić - a o to
mu właśnie chodziło. Jego ramię zacisnęło się wokół mojej
głowy i szyi.
Walczyłam z uściskiem napastnika tak długo, aż stanęłam z
nim twarzą w twarz. Włożyłam całą siłę w jeden krótki cios
w nerw po zewnętrznej stronie jego uda. Mężczyzna zaklął.
Uwolniłam się i zaczęłam wałczyć na serio.
Mój styl karate, Shi Sei Kai Kan, opracowano z myślą o
żołnierzach, którzy uczestniczą w starciach z wieloma
przeciwnikami jednocześnie - co się dobrze składało,
ponieważ w salonie było trzech mężczyzn. Wśród nich jeden
wilkołak, obecnie w ludzkiej postaci. Nie miałam czasu na
zastanowienie, tylko na błyskawiczną reakcję. Wyprowa-
dziłam kilka celnych ciosów, ale szybko stało się jasne, że ci
mężczyzni studiowali przemoc o wiele dłużej niż ja.
W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że wciąż żyję i
walczę, bo napastnicy bardzo uważali, by nie zrobić mi
krzywdy. Mniej więcej w tej samej chwili wilkołak uderzył
mnie z całej siły w przeponę, a następnie, podczas gdy z
trudem łapałam oddech, obalił mnie i przygwozdził do
podłogi.
- Złamała mój pie...
- Nie przy damach - warknął wilkołak, trzymając mnie tak
delikatnie, jak matka trzyma niemowlę, choć jednocześnie
uniemożliwiając mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Mówił
z tym samym akcentem, który czasem pobrzmiewał w głosie
Adama. - %7ładnych przekleństw.
- Złamała mój pieprzony nos - powiedział pierwszy
mężczyzna przytłumionym głosem. Prawdopodobnie nie
mylił się co do stanu swojej twarzy.
- Jutro będzie jak nowy. Czy jeszcze komuś coś dolega?
Próbowałam się uwolnić, ale wilkołak nawet nie zwracał na
mnie uwagi.
- Ugryzła Johna-Juliana.
- Ledwie ukąsiła. Nic mi nie jest, sir. Przepraszam, nie
przyszło mi do głowy, że trenowała. Nie byłem
przygotowany.
- Teraz to już musztarda po obiedzie. Wyciągnij z tego
nauczkę, chłopcze - powiedział wilkołak. Następnie zbliżył
twarz do mojego ucha i władczym głosem, którego wibracje
poczułam wzdłuż kręgosłupa,
oznajmił: - Pogadajmy troszkę, hm? Chodzi o to, nie chcemy
cię skrzywdzić. Gdybyś się nie szarpała, nie miałabyś nawet
siniaka. Dobrze wiesz, że moglibyśmy znacznie gorzej cię
urządzić. - Wiedziałam, co nie znaczyło, że pałałam do nich
sympatiÄ….
- Czego chcecie? - zapytałam tak spokojnie, jak tylko można,
kiedy się leży na ziemi pod obcym mężczyzną o niejasnych
zamiarach.
- Dobra dziewczynka - w głosie wilkołaka usłyszałam
aprobatę. Jakieś pół metra od mojej lewej ręki leżał sztylet
Zee. Musiał spaść na podłogę, kiedy kładłam się spać
poprzedniego wieczoru.
- Nie przyszliśmy tutaj, żeby zrobić ci krzywdę -powtórzył
wilkołak. - To pierwsza rzecz, jaką powinnaś wiedzieć. Druga
to taka, że wilk, który obserwował twój dom i dom sierża,
został odwołany, więc nikt ci nie pomoże. Trzecia rzecz. -
Przestał mówić i przechylił głowę, aby zaczerpnąć oddech. -
Jesteś łakiem? Nie wilkołakiem. Nie masz odpowiedniego
zapachu. Myślałem, że to po prostu kot -nigdy nie miałem
kota - ale to ty pachniesz sierścią i polowaniem.
- Dziadku?
- Wszystko w porzÄ…dku. Nie zrobi mi krzywdy. Czym jesteÅ›,
dziewczyno?
- Czy to ma jakieś znaczenie? - zapytałam. Nazwał Adama
 sierżem" - zdrobnienie od  sierżanta"?
- Nie - odrzekł i uwolnił mnie z uścisku. - Najmniejszego.
Podczołgałam się w stronę sztyletu, chwyciłam go i
rozplatałam z pasa. Jeden z intruzów ruszył do przodu, ale
wilkołak uspokoił go ruchem ręki.
Wstałam i wskoczyłam na oparcie kanapy. Oparłam się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire