[ Pobierz całość w formacie PDF ]

91
 To miejsce nie leży na żadnym z uczęszczanych szlaków handlowych. To
 martwy sektor.
 Nic dziwnego. Czyż można sobie wyobrazić lepszą kryjówkę od zakątka
galaktyki, gdzie opustoszałe planety krążą wokół dawno wygasłych słońc? Zakątka,
który omijają podróżnicy, gdyż nie ma tam żadnych przejawów życia, żadnych
możliwości prowadzenia handlu? W tym sektorze człowiek nie jest w stanie egzystować
bez niewygodnego kombinezonu ochronnego.
 Sugerujesz, że jedną z tych opustoszałych planet są Gwiezdne Wrota?
 rzuciłem na chybił trafił.
 Nie. Legenda mówi jasno, że Gwiezdne Wrota to sztuczny satelita.
Niewykluczone, że niegdyś była to stacja, założona przed tysiącami lat, kiedy martwe
światy tętniły życiem, a ich mieszkańcy podróżowali w przestrzeń kosmiczną. Jeśli tak,
to ma dłuższą historię, niż sądziliśmy, gdyż według naszych badań ten sektor był zawsze
pusty.
Trudno nam było to sobie wyobrazić. Ryzk zmarszczył brwi.
 %7ładna stacja, nawet zasilana energią atomową, nie mogłaby działać tak
długo.
 Jesteś pewien?  zapytał Zilwrich.  Niektórzy z Poprzedników dysponowali
urządzeniami, które nadal pozostają dla nas zagadką. Na pewno słyszałeś o Grotach
Arzoru albo o planecie Sargasso z układu Limba, gdzie wciąż działające machiny
wojenne przez tysiące lat przyciągały przelatujące statki, powodując rozbijanie się ich
o powierzchnię. Jest możliwe, że stacja stworzona przez kosmitów dysponujących tak
zaawansowaną techniką funkcjonowałaby do dzisiaj. Nie można też wykluczyć, że
baza została wyremontowana przez jakichś zdesperowanych uciekinierów. Gdyby ci
przestępcy zdołali się tam utrzymać, posiadaliby wówczas coś bardzo cennego, coś co
mogliby drogo sprzedać.
 Bezpieczeństwo!  wpadłem mu w słowo. Chociaż Gwiezdne Wrota nie były
własnością Bractwa, bez wątpienia posiadało ono tam jakieś wpływy.
 Z pewnością  potwierdził Eet.  Sprawa bezpieczeństwa. Jeśli czują się tam
tak pewnie, to możemy się domyślać dwóch rzeczy. Po pierwsze, zapewne mają jakieś
zabezpieczenia. Może nawet takie, które ochroniłyby ich przed atakiem Floty  bo
przecież muszą brać pod uwagę ewentualność, że kryjówka zostanie odkryta. Po drugie,
ich schronienie pozostaje tajemnicą od tak dawna, że być może stracili czujność... Nie
dokończył zdania. Ryzk przerwał mu, kręcąc głową.
 No, w to pierwsze chętnie uwierzę. Gdyby ktoś spoza ich kręgu odwiedził
to miejsce i zdołał się z niego wydostać, dowiedzielibyśmy się o tym. Taka historia
rozniosłaby się szeroko po gwiezdnych szlakach. Muszą mieć zabezpieczenia i to
diabelnie skuteczne.
Przywołałem na pomoc wyobraznię. Detektory... ale nie te reagujące na
tożsamość przybysza. Przyszły mi na myśl czujniki zdolne do odczytania czyichś
92
intencji, wpuszczające do środka jedynie kryminalistów i ludzi robiących z nimi
interesy. Powszechnie mówiło się, że Bractwo ma dostęp do wynalazków, o których
istnieniu zwykli zjadacze chleba nie wiedzą. Podobno utrzymywali je w ścisłej
tajemnicy, a korzystając z nich, zachowywali wielką ostrożność. Tak, bez wątpienia byli
w stanie zdobyć takie czujniki.
 Można by je zablokować  podsunął Eet.
Ryzk, który potrafił odbierać telepatyczne sygnały Eeta (ale nie moje, co  jak
dobrze wiedziałem  było błogosławieństwem dla nas obu), tym razem wyglądał na
zdziwionego.
 Zablokować? Niby jakim sposobem? Nie da się majstrować przy falach
identyfikacyjnych.
 Nikt jeszcze nie próbował wykorzystać do tego telepatii  odparł mutant.
 Przebranie potrafi oszukać oko, a ostrożna manipulacja impulsami dzwiękowymi
 ucho. Zmieniając bieg strumienia świadomości, można osiągnąć ten sam efekt
w odniesieniu do detektorów, o których myślał Murdoc.
 To prawda  potwierdził Zilwrich. Musiałem wierzyć tej dwójce, gdyż ani ja,
ani Ryzk nie orientowaliśmy się dobrze, do czego może służyć ten szósty zmysł, którego
natura poskąpiła większości ludzi.
Pilot usadowił się wygodniej w fotelu.
 Ja i Murdoc nie posiadamy potrzebnych umiejętności, co automatycznie
wyłącza nas z akcji. A wy dwaj  skinął głową w stronę Eeta i Zilwricha  sami nie
dacie sobie rady.
 Niestety, masz rację  przyznał Zakathanin.  W moim obecnym stanie
byłbym wam raczej zawadą niż pomocą, a jeśli zdecydujemy się czekać, aż wyzdrowieję,
to już przegraliśmy.  Widać było, że chętnie podkreśliłby swoje słowa jakimś gestem,
ale był na to za słaby.
 Tymczasem bandyci zdążą pozbyć się swojego łupu  ciągnął dalej.
 Nawiasem mówiąc, nasza ekspedycja znajdowała się pod stałą obserwacją Patrolu...
Zamarłem. Doprawdy, mieliśmy wiele szczęścia. Udało nam się sprawnie
wylądować i błyskawicznie opuścić planetę. Gdybyśmy przybyli tam w czasie wizyty
Patrolu...
 Kiedy nasza stacja przestała nadawać, z pewnością ich to zaalarmowało.
Mają pełną listę naszego personelu, toteż z pewnością zauważą, że nie ma mnie na
pobojowisku. W każdym razie znalezli tam dosyć dowodów, że napad rzeczywiście
nastąpił. Jacksowie musieli przewidzieć taki obrót spraw  informacje, których im
dostarczono, były przecież bardzo dokładne i wyczerpujące. Tak więc spróbują jak
najprędzej sprzedać zdobycz.
Chyba zauważyłem błąd w jego rozumowaniu.
 Jeśli przewiezli łup na Gwiezdne Wrota, to przecież nie muszą się obawiać
pościgu i mogą spokojnie czekać na klienta, który złoży najlepszą ofertę.
93
 Sprzedadzą go jak najprędzej, choćby nawet jakiemuś miejscowemu
handlarzowi. Nie sądzę, żeby jakakolwiek piracka załoga potrafiła się zdobyć na
cierpliwość.
Nieoczekiwanie Ryzk włączył się do dyskusji.
 Może mają jakiegoś protektora. Na przykład dostojnika, który chciałby
wykorzystać skradzione przedmioty do prywatnych transakcji.
 To niewykluczone. W każdym razie musimy tam dotrzeć, zanim kolekcja
zostanie rozprzedana, albo  przed czym niech nas Zludda chroni  rozbita
i rozdzielona na metal i kamienie. Mówię wam o tym, żebyście sobie zdali sprawę z wagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright 2016 Wiedziała, że to nieładnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogła się powstrzymać.
    Design: Solitaire