[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wahadłowiec Organy był nieduży; mógł pomieścić najwyżej pięć osób. Miał małą, ale wydajną
jednostkę napędu nadświetlnego, utrzymaną w stanie idealnej sprawności. Na bokach kadłuba
widniały dwa herby. Jeden należał do rodu Organów, a drugi był godłem Alderaana. Senator
reprezentował więc zarówno swoją planetę, jak i swój ród. Nic nie wskazywało, żeby ktokolwiek
wtargnął na pokład jego wahadłowca, jeżeli nie liczyć niewielkiej kolonii skrzydlatych owadów,
które się zagniezdziły w małym, ale luksusowo wyposażonym przedziale dla pasażerów.
Wahadłowiec był rzeczywiście pusty. Uczeń odwrócił się do Juno, żeby oznajmić to, co
oczywiste, ale młoda pilotka wyciągnęła rękę i włączyła urządzenia kontrolne śluzy. Klapa się
zatrzasnęła i oto zostali uwięzieni razem z rojem rozdrażnionych owadów. Zanim uczeń zdążył coś
powiedzieć, Juno przyłożyła palec do warg i wyłączyła oba ich komunikatory.
- Już - powiedziała, cofnęła się i nerwowo wytarła dłonie o spodnie. Spodnie i buty były
jedynymi częściami stroju, jakie zachowała ze swojego munduru. - Teraz możemy swobodnie
porozmawiać.
- O co ci chodzi? - zapytał uczeń, zaczynając czuć się nieswojo. Niewielka śluza, w której
stali, nagle wydała mu się stanowczo za ciasna.
Juno uniknęła jego spojrzenia i wskazała na przedział dla pasażerów.
- Wydaje mi się, że Organa przyleciał tym statkiem - powiedziała.
- Wszystko na to wskazuje - przyznał coraz bardziej zaintrygowany uczeń.
- Skąd zamierzasz rozpocząć poszukiwania?
- Od miejsca, w którym pierwszy raz stawiłem czoło Shaak Ti - odparł Starkiller. - Jeżeli
Organa przybył aż tutaj jej śladami, może być teraz blisko tamtego miejsca.
- Nie przejmujesz się, że wróciłeś tu po tym... co stało się ostatnio?
- Nie - odparł uczeń, oddychając głośno. - Gdyby dręczyły mnie wyrzuty sumienia, Mistrz
Kota by to wyczuł.
- Właśnie. - Juno chwyciła go za ramię i dopiero wtedy spojrzała na niego. - To on mnie
najbardziej martwi. Może się stać niebezpieczny. Jeżeli odkryje, kim jesteś... kim jesteśmy, nigdy
nam tego nie wybaczy.
Uczeń poczuł nagły ciężar w żołądku.
- Nie mamy powodu do wyrzutów sumienia - powiedział.
- Wiem, ale...
- Nie martw się, Juno. Naprawdę. - Położył rękę na jej dłoni i nieporadnie ją uścisnął.
Poczuł miękkość skóry i kwiatowy zapach i uświadomił sobie, że stoją blisko siebie w tej ciasnocie.
Bardzo chciałby ją uspokoić, ale bał się, że słowa nie wystarczą. - Jeżeli Kota wyczuje, kim
naprawdę jestem, nie dam mu okazji, aby wyjawił to komukolwiek.
Jego zapewnienia nie poskutkowały. Juno oderwała się od niego i odwróciła do wyjścia.
- Właśnie tego się obawiam - wyznała i wyciągnęła rękę w kierunku urządzenia kontrolnego
śluzy.
Klapa się otworzyła, a do środka wpadło światło i powietrze. Uczeń zamrugał. %7łal mu było
nagłego zakończenia chwili, która bezpowrotnie minęła. Wiedział, że Juno usiłowała mu coś
przekazać, ale on tego nie zrozumiał. I choć się starał, nie potrafił jej pomóc. Mógł tylko mówić
prawdę o swoich planach. Teraz nie mógł wykrztusić słowa, żeby ją zawrócić; patrzył tylko, jak
wraca na pokład Cienia Aotra .
- PROXY! - zawołała Juno przez komunikator, zaglądając w głąb pokrytego zielonym
osadem wlotu systemu wentylacyjnego. - Zejdz z pokładu i pomóż mi zdrapać przynajmniej część
tego świństwa z kadłuba.
Uczeń zrozumiał sugestię. Z tym problemem będzie się musiał uporać pózniej, kiedy Bail
Organa znajdzie się bezpieczny w ich rękach. A wtedy jego misja stanie się jeszcze trudniejsza i
bardziej niebezpieczna. Czym innym było ratowanie ślepego starca, a czym innym - udowodnienie
swojej wartości napotkanej przypadkiem kilkunastoletniej dziewczynie... choćby nawet tak
utalentowanej jak Leia Organa. Bail Organa przeżył jednak dokonany przez Palpatine a zamach
stanu i czystkę Jedi, więc na pewno umiał wykrywać szpiegów i ich zwalczać. Uczeń zrozumiał, że
jeżeli przeciągnie go na swoją stronę, znajdzie się wreszcie poza linią frontu. Jeżeli ktokolwiek
odkryje, kim naprawdę jest, każda ze stron będzie go mogła uznać za zdrajcę. Jego umiejętności
wzrastały wprawdzie z każdym wykonanym zadaniem, ale najcięższej, ostatecznej próbie miały
zostać poddane dopiero podczas wykonywania tego zadania.
Może to dziwne, ale najbardziej martwił go problem Juno. Jego mistrz wyszkolił go
wprawdzie w sztuce przemocy i podstępów, ale o kobietach praktycznie nie powiedział mu nic.
Zerknął na dziewczynę i stwierdził, że młoda pilotka ciężko pracuje, żeby doprowadzić
kadłub statku do sterylnej czystości. Włączył komunikator, zeskoczył z kapelusza grzyba i ruszył w
głąb cuchnącej dżungli.
Niemal od razu dostroił zmysły do licznych, wzajemnie od siebie uzależnionych form
felucjańskiego życia. Od czasu jego ostatniej wizyty rzeczywiście równowaga uległa zakłóceniu na
korzyść Ciemnej Strony. Otoczenie wyglądało wprawdzie znajomo, ale wcale nie kojąco. Uczeń
poczuł, że został rozpoznany, ale nie jest mile widzianym gościem. To przeświadczenie zaprzątało
jego umysł, kiedy musiał się bronić przed atakami krwiożerczych drapieżników, jakie planeta
wysyłała do walki z nim.
Na razie wszystko na to wskazywało. Pod nieobecność Shaak Ti, która utrzymywała na
wodzy ich wrodzoną wrażliwość na oddziaływanie Mocy, miejscowe formy felucjańskiego życia
atakowały go dosłownie na każdym kroku. Z pogrążonych w głębokim cieniu zakątków dżungli
dochodził odór rozkładu. Kiedy Starkiller się zbliżał do pękatych roślin, eksplodowały i
opryskiwały go żrącą mgiełką. Powykręcane pędy winorośli owijały się wokół jego kostek albo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]