[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podwórzu stała cysterna do magazynowania wody przynoszonej z
dalekich zródeł na plecach Indianina raz na parę lat, a na jednej z ob-
ręczy cysterny miał swoje miejsce rachityczny struś, jedyne upierzone
zwierzę, które mogło przeżyć tortury tego przewrotnego klimatu. Dom
stał z dala od wszystkiego, w samym sercu pustyni, nieopodal wsi o
nędznych, sprażonych uliczkach, na których kozy popełniały samobój-
stwo z rozpaczy, kiedy wiał wiatr nieszczęścia.
Ten niepojęty przytułek został zbudowany przez męża babci,
legendarnego przemytnika, który miał na imię Amadis, z którym miała
syna, który też miał na imię Amadis, a który z kolei był ojcem Erendi-
ry. Nikt nie znał ani początków, ani dziejów tej rodziny. Najbardziej
znana wersja w języku Indian mówiła, że Amadis, ojciec, porwał swo-
ją piękną żonę z burdelu na Antylach, gdzie nożem zabił człowieka, i
przeniósł ją na zawsze w bezkarność pustyni. Kiedy Amadisowie
zmarli, jeden z melancholijnej gorÄ…czki, a drugi podziurawiony przez
rywali w czasie bójki, kobieta pogrzebała ciała na podwórzu, zwolniła
czternaście bosonogich służących i nadal zaspokajała swoje sny o
wielkości w mroku tajemniczego domu dzięki swojej bękarciej
wnuczce, którą chowała od dnia jej narodzin.
Na samo nakręcenie i nastawienie zegarów Erendira po-
trzebowała sześciu godzin. W dniu kiedy zaczęło się jej nieszczęście,
nie musiała tego robić, bowiem zegary były już nakręcone, musiała
jednak wykąpać i ubrać babcię, wyszorować podłogi na wszystkich
piętrach, ugotować obiad i przetrzeć szkła. Do jedenastej, kiedy już
zmieniła wodę w wiadrze strusia i podlała pustynne zielska na przy-
legających do siebie grobach Amadisów, musiała opierać się wściekło-
ści wiatru, którą trudno było wytrzymać, ale nie przeczuła złowrogich
znaków, że jest to wiatr jej nieszczęścia. O dwunastej czyściła ostatnie
kielichy do szampana, kiedy poczuła zapach świeżego rosołu i cudu
musiała dokonać, aby dobiec do kuchni i nie zostawić za sobą stosu
stłuczonego szkła weneckiego.
Ledwo zdążyła odstawić garnek, w którym już zaczynało
kipieć. Następnie wstawiła przygotowane już wcześniej duszone
53
mięso i skorzystała z okazji, by usiąść i odpocząć chwilę na ławeczce
w kuchni. Zamknęła oczy, otworzyła je bez śladu zmęczenia i zaczęła
przelewać zupę do wazy.
Babcia usiadła na końcu bankietowego stołu, na którym stały
srebrne świeczniki i zastawa na dwanaście osób. Potrząsnęła dzwo-
neczkiem i w tej samej chwili pojawiła się Erendira z dymiącą wazą.
W chwili kiedy wnuczka nalewała zupę, babcia zauważyła jej
lunatyczny stan i przesunęła ręką przed jej oczyma, jakby przecierając
niewidzialną szybę. Dziewczynka nie spostrzegła ręki. Babcia nie od-
rywała do niej wzroku, a kiedy Erendira odwróciła się, by wrócić do
kuchni, krzyknęła:
- Erendira!
Dziewczynka, gwałtownie przebudzona, upuściła wazę na
dywan.
- To nic takiego, córko - powiedziała jej babcia z pewną czuło-
ścią. - Zasnęłaś idąc.
- To przyzwyczajenie ciała - wytłumaczyła się Erendira.
Jeszcze oszołomiona snem zebrała resztki wazy i spróbowała
wytrzeć plamę na dywanie.
- Zostaw to - wyperswadowała jej babcia - zmyjesz ją wieczo-
rem.
W ten sposób obok normalnych wieczornych zajęć Erendira
musiała jeszcze oczyścić dywan w jadalni, a korzystając ze sposobno-
ści uprała też brudne ubrania odłożone na poniedziałek, tymczasem
wiatr kręcił się wokół domu, szukając szczeliny, by dostać się do środ-
ka. Miała tyle roboty, że nie zauważyła, kiedy noc spadła na nią, a gdy
rozłożyła w jadalni dywan, wybiła godzina spoczynku.
Babcia cały wieczór brzdąkała na pianinie, falsetem
podśpiewując piosenki swojej młodości, i jeszcze na jej powiekach ry-
sowały się smugi piżma zmieszanego ze łzami. Ale wyciągając się na
łóżku w muślinowej koszuli, otrząsnęła się już z goryczy miłych
wspomnień.
- Wykorzystaj ranek i oczyść dywan w salonie - powiedziała
Erendirze - który od czasu wrzawy nie widział słońca.
- Tak, babciu - odpowiedziała dziewczynka.
Wzięła wachlarz z piór i zaczęła wachlować nieubłaganą
matronę, która zapadając w sen, recytowała jej kodeks nocnych poru-
czeń.
- Zanim położysz się, wyprasuj wszystko, żebyś mogła zasnąć
ze spokojnym sumieniem.
- Tak, babciu.
54
- Przejrzyj dobrze bielizniarki, w wietrzne noce mole są najża-
rłoczniejsze.
- Tak, babciu.
- A w wolnym czasie, jaki ci zostanie, wyniesiesz na podwórze
kwiaty, niech pooddychajÄ….
- Tak, babciu.
- I dasz strusiowi karmÄ™.
Zasnęła już, ale polecenia wydawała nadal, to właśnie po niej
wnuczka przejęła zaletę dalszego życia we śnie. Erendira wyszła cicho
z pokoju i wykonała ostatnie nocne zajęcia, ciągle odpowiadając bab-
ci.
- Grobom dasz się napić.
- Tak, babciu.
- Zanim położysz się spać, wszystko zostawisz w należytym
porządku, bo przedmioty cierpią, jeżeli nocą nie stoją na swoim miej-
scu.
- Tak, babciu.
- A jeśli przyjdą Amadisowie, to uprzedz ich, aby nie wchodzili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]