[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przerażające.
Wstąpiłam na następną mogiłę. Nie ściągałam butów, bo robiłam to tylko dla
zabicia nudy i treningu. Nie chciałam przeziębić się na chłodnym górskim powietrzu,
skoro odczytami tymi uprzyjemniałam sobie tylko czas.
Wiesz, Tolliver, kiedyś ludzie nie umierali tak często na zawały.
Taa?
Słyszałam tak w telewizji. Och! Tego przygniotło drzewo, które ścinał.
Tolliver nie raczył unieść głowy.
Uhm wymamrotał, więc doszłam do wniosku, że nie słuchał mnie zbyt uważnie.
Ruszyłam na prawo.
Atak astmy powiedziałam do siebie. Posocznica po zranieniu nożem.
Szkarlatyna. Ospa wietrzna. Grypa. Zapalenie płuc. Potrząsnęłam
głową. Tak wiele z tych chorób dało się wyleczyć, przynajmniej teraz. Nie mogłam
zrozumieć ludzi tęskniących za dawnymi czasami. Na pewno nie brali pod uwagę, że
nie było wtedy antybiotyków.
Kolejny grób wydawał się najstarszy w okolicy. Płyta pękła na pół; ktoś próbował
zsunąć części, ale nie mogłam odczytać nazwiska.
Hej, tym razem postrzał! krzyknęłam do Tollivera.
To porucznik Pleasant Early odezwał się Hollis Boxleitner gdzieś z metr za
mną. Dostał kulkę podczas wojny secesyjnej.
Gdyby w pobliżu znajdował się otwarty grób, pewnie bym do niego wskoczyła.
Tolliver poderwał głowę, odkładając krzyżówkę.
Skąd pan się tu wziął? zapytał nieprzyjaznie.
Wyrywałem chwasty na grobie prababki, tam. Hollis machnął w stronę
północnej części cmentarza. Faktycznie, przy mogile z pochyloną stelą stało wiadro z
chwastami oraz kopaczka.
Mą pan czas na pielenie podczas śledztwa? rzucił Tolliver ostrzej, niż należało.
Taka praca pomaga mi się odprężyć. Szeroka twarz Hollisa pozostała
spokojna. Poza tym przyjechali stanowi.
Poryw wiatru przepędził suche liście po mogiłach. Szeleściły przyjemnie, tocząc
się po wyżwirowanej alei głównej. Lubiłam ten odgłos.
A więc to dla pani coś w rodzaju& rozrywki? zapytał Hollis zataczając ręką
krÄ…g.
Nie chcę wyjść z wprawy.
Czemu ludzie zawsze uważali, że powinnam być zakłopotana, tym co robię?
Była pani kiedyś na prawdziwie wiekowym cmentarzu? Takim jak w Anglii na
przykład?
Pochyliłam głowę.
Na niewielu. Są oczywiście miejsca pochówku Indian, a nawet jeszcze
wcześniejszych mieszkańców Ameryki. I te są interesujące. Raz byliśmy na bardzo
starym cmentarzu, w Massachusetts.
Czy w takich miejscach jest tak samo? Czy to, że zostali pogrzebani tak dawno
robi jakąś różnicę?
Jego pytania sprawiały mi przyjemność. Niewiele osób chce wiedzieć coś więcej o
tym, czym siÄ™ zajmujÄ™.
Owszem. Im dawniejszy grób, tym słabszy obraz i mniej informacji. Chciałabym
kiedyś pojechać do Westminster Abbey. I Stonehenge. Tam na pewno leży wielu
starożytnych.
Czy mogłaby się pani dowiedzieć czegoś więcej w domu Helen Hopkins?
Policjant wrócił do rzeczywistości, ucinając poprzedni temat.
Nie. Muszę być blisko ciała.
Ale nie chciałam przez to przechodzić, absolutnie. To okropne, obserwować
śmierć kogoś, kogo się znało.
Zledztwo przejęła policja stanowa oznajmił Hollis, podnosząc wiaderko.
Odbieram tylko telefony. Założyli gorącą linię.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że został wyłączony poza nawias
śledztwa.
To kijowo stwierdziłam ze współczuciem. Poznałam wystarczająco wielu
policjantów, by wiedzieć, że najlepsi z nich lubili rządzić. Ci najlepsi wierzyli we
własne siły i chcieli wykorzystywać swoje umiejętności.
W pewnym sensie. Wzruszył ramionami. Policjantem jestem tylko na pół
etatu.
Helen była twoją teściową.
Tak rzekł poważnie. Czekają na ciebie.
Ze względu na miejsce, w którym się znajdowaliśmy, przez chwilę myślałam, że
mówi o wszystkich tych zmarłych ludziach; wiedziałam, że to prawda. Ale zaraz
uświadomiłam sobie, że chodzi mu o coś bardziej przyziemnego. Przy samochodzie
Tolliver rozmawiał z Paulem Edwardsem oraz nieznajomym mężczyzną w cywilu.
Dobrze, że nie zdjęłam butów. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w ich kierunku.
Powodzenia rzucił Hollis, a ja kiwnęłam głową. Wiedziałam, że mnie obserwuje i
dostrzeże ten gest.
Pobyt na posterunku był fatalnym doświadczeniem. Stanowi policjanci traktowali
mnie jak hienę nomen omen cmentarną. Odgadłam ich nastawienie już w drodze
do miasta, ale mimo tej wiedzy i tak mnie wykończyli. Twarze mężczyzn pojawiały się
przed moimi oczami jedna za drugą. Pociągłe, nalane, białe, czarne, inteligentne,
tępe. Wszyscy ci ludzie podzielali opinię co do mnie i nie zadawali sobie trudu
ukrywania jej. Jeśli chodzi o Tollivera, uważali chyba, że jest opiekunem tej hieny.
Nie lubię być traktowana jak hochsztaplerka, a Tolliver chyba jeszcze bardziej.
Odizolowałam się od nich murem obojętności, żeby nie mogli zranić moich uczuć.
Tolliver stara się w takich sytuacjach postępować podobnie, ale z gorszym skutkiem.
Bardzo się irytuje, gdy ktoś kwestionuje naszą uczciwość.
Czytaliśmy wasze akta zaczął mężczyzna o twarzy charta i zimnych, wąskich
oczach. Na jego identyfikatorze widniało nazwisko Green. Pokój, w którym
siedzieliśmy był mały, pomalowany na beżowo. Tollivera zaprowadzono do
pomieszczenia obok.
Nabrałam powietrza do płuc, wypuściłam je i wbiłam wzrok w ścianę za
policjantem.
Oboje z bratem byliście wielokrotnie przesłuchiwani. Poczekał chwilę,
upewniając się, że zauważyłam wielki cudzysłów przy słowie brat .
Ponieważ nie było to pytanie, też się nie odzywałam.
Nikt nigdy nie wsadził was za kratki ciągnął.
Kolejny bezdyskusyjny fakt, który skwitowałam milczeniem.
A powinni.
Opinia. Nie wymagała odpowiedzi. Nie na darmo miałam rodziców prawników.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]