[ Pobierz całość w formacie PDF ]

noc. Byłem ślepy. Wyciągnąłem, więc ręce i poprosiłem towarzyszy:
- Prowadzcie mnie, bo nic nie widzÄ™.
Jeden z nich wziął mnie za rękę i zaprowadził do Damaszku. Spędziłem tam
trzy dni nie widzÄ…c, nie jedzÄ…c i nie pijÄ…c.
Trzeciego dnia zbliżył się do mnie jakiś człowiek. Nie znałem go.
Wiedziałem tylko, że nazywa się Ananiasz. Wziął mnie za ręce i rzekł:
- Saulu, mój bracie, Jezus, Syn Boży, który ukazał ci się w drodze, przysłał
mnie, byś odzyskał wzrok i został przejęty Duchem Zwiętym.
Poczułem jakby skorupa spadła z mych oczu i przejrzałem. Upadłem na
kolana i prosiłem o chrzest święty.
Odtąd równie żarliwy w wierze, jak dawniej zażarty w nienawiści,
przeszedłem Judeę od Sydonu aż do Arad, od góry Seir aż do potoku Bezer.
Przebiegłem Azję, Bitynię, Macedonię. Widziałem Ateny i Korynt, byłem na
Malcie i w Syrakuzach. Stamtąd, idąc najpierw wzdłuż wybrzeża Sycylii,
dotarłem do portu Puteoli. Jestem tu od piętnastu dni. Czekałem na listy z
Rzymu, które otrzymałem wczoraj. Moi bracia wzywają mnie do siebie.
Nadchodzi dzień triumfu, a Bóg toruje nam drogę. Z jednej strony nadzieja, z
drugiej szaleństwo, podkopują stary świat u podstawy i u szczytu.
- Mój ojcze - zawołała Akte - widzę, że jesteś święty, że gardzisz wiarą
mych ojców i wzdragasz się na wspomnienie władcy świata. Jakże mogę
powiedzieć ci, co czuję!
- Co ty możesz mieć wspólnego z tym okrutnym człowiekiem? - zapytał
Paweł zdziwiony.
- Mój ojcze - Akte ukryła twarz w dłoniach - opowiedziałeś mi swoje życie i
chcesz, bym teraz ja się zwierzyła. Jestem występna... Jestem kochanką Nerona!
- To tylko błąd, moje dziecko.
- Lecz ja go kocham - zawołała Akte - kocham nad wszystko na świecie.
- Tak - rzekł cicho starzec - to ciężki grzech.
Ukląkł i zaczął się modlić.
II
Gdy nadeszła noc, Paweł narzucił płaszcz, wzuł sandały, wziął kij i zwrócił
się do Akte. Była już gotowa do drogi. Nie pytała dokąd ją zaprowadzi, pragnęła
tylko znalezć się jak najdalej od Nerona. Okropne przeżycia i strach,
towarzyszące jej poprzedniego dnia, utwierdziły ją jeszcze w tym
postanowieniu. Czuła, że gdyby znowu ujrzała tego człowieka, który tak
zawładnął jej sercem, zmieniłaby zamiar. Jej miłość ożyłaby z nową siłą,
porwałoby ją to burzliwe życie, jak ocean pochłania ciche wody strumienia.
Wbrew wszystkiemu jej kochanek był dla niej zawsze Lucjuszem, a nie
Neronem. Zwycięzca igrzysk i cezar to byli dwaj ludzie całkiem różni. Nie
mogła pozbyć się wrażenia, że przeżywa jednocześnie dwie różne miłości;
swoją szczerą i głęboką, którą go darzyła i drugą, miłość Nerona, która jej
zdawała się być snem.
Gdy wyszła z chaty, jej spojrzenie skierowało się ku zatoce, z którą wiązały
ją tak straszne przeżycia. Woda lekko falowała, a światła mizeńskiej latarni
sięgały aż na jej drugą stronę. Spostrzegła ciemną linię drzew otaczających
Bauli, gdzie, jak sądziła, przebywał Lucjusz. Zatrzymała się i westchnęła. Paweł
czekał na nią przez chwilę, potem zbliżył się i zapytał łagodnie:
- Zostajesz?
- Mój ojcze - odparła, nie mając odwagi wyjawić, co ją naprawdę
powstrzymuje. - Wczoraj opuściłam Nerona razem z Agrypiną, jego matką.
Okręt, na którym płynęliśmy, rozbił się. Ratowałyśmy się obie i rozstałam się z
nią w chwili, gdy jakaś łódz pospieszyła jej z pomocą. Przed opuszczeniem tych
brzegów chciałabym się dowiedzieć, co się z nią stało.
Paweł wyciągnął rękę ku willi Juliusza Cezara i wskazując wielką łunę,
jaśniejącą między jej zabudowaniami a drogą mizeńską, powiedział:
- Widzisz ten płomień?
- Widzę - odparła.
- To płonie jej stos.
I jakby był pewien, że jego słowa rozproszą wszelkie jej wątpliwości, ruszył
w drogę nic więcej nie mówiąc. Zrezygnowana Akte poszła za nim.
Przez pewien czas szli brzegiem morza. Minęli Puteoli, kierując się ku
Neapolowi, lecz obeszli to miasto i podążyli drogą do Kapui. W połowie nocy
spostrzegli Atellę. Tu oczekiwał ich Sylas. Starzec zamienił z nim kilka słów i
już we trójkę ruszyli przez pola. Wkrótce przybyli do stojącego na uboczu
domu. Czekano tu na nich, bo gdy tylko Sylas zapukał, drzwi się otworzyły.
Cała rodzina, wraz ze służbą, zgromadziła się w wytwornym atrium. Gdy
Paweł ukazał się na progu, wszyscy uklękli. On wzniósł ręce i pobłogosławił
ich. Pani domu zaprowadziła ich do triclinium i zanim zasiedli do wieczerzy,
sama umyła nogi apostołowi. Akte nie znała nowej religii, a pochłonięta
własnymi myślami prosiła, by pozwolono się jej oddalić. Młoda dziewczyna,
osłonięta jak westalka, zaprowadziła ją do swej komnaty i tam przyniosła dla
niej posiłek.
Akte dziwiła się wszystkiemu. W domu jej ojca nazywano chrześcijan sektą
szalonych marzycieli, którzy śnią o niedoścignionych rzeczach. Na dworze
cesarza utrzymywano, że są to ludzie bezbożni, przewrotni, oddający się
najohydniejszym praktykom, dla których nie ma dość surowej kary. Upłynął
zaledwie dzień, odkąd poznała Pawła i chrześcijan, a już zdążyła się przekonać,
że sądy o nich nie były prawdziwe. Zorientowała się, że są to ludzie pełni
miłości i poświęcenia, od razu też przekonała się do wiary nakazującej wspierać
biednych, otaczać opieką nieszczęśliwych, wybaczać krzywdy i jeszcze modlić
się za tych, którzy nas krzywdzą...
Następnej nocy udali się w dalszą drogę. Tym razem szli dłużej. Zostawili
po prawej ręce Kapuę i zatrzymali się na brzegach Volturnu. Po chwili z małej
zatoki wypłynęła łódz. Paweł porozumiał się z prowadzącym ją wioślarzem,
wsiedli do niej oboje, a gdy już wysiadali, Paweł chciał zapłacić, ale przewoznik
nie przyjął pieniędzy. Ukląkł tylko, ucałował kraj szaty apostoła i długo jeszcze
modlił się, choć starzec już się oddalił.
Zbliżał się świt, gdy do podróżnych przyłączył się ich wczorajszy
przewodnik, który i tym razem znalazł dla nich schronienie. Była to uboga
chata, w której dostali kęs twardego chleba, ale podano go serdecznie i szczerze.
Przyjął ich człowiek z piętnem niewolnictwa na czole i żelaznymi obręczami na
szyi i nogach. Był pasterzem u bogatego właściciela willi, wypędzał w pole
tysiące owiec, a nie miał nawet jednej baraniej skóry, by się nią okryć.
Powitawszy gości wskazał im na stole chleb i wodę, potem przygotował w kącie
izby posłanie z trzciny i wrzosu. Jego gościnność z pewnością większe uznanie
zyskała w oczach Pana, niż wystawne przyjęcie bogacza.
Paweł i Akte usiedli przy stole, a gospodarz wyszedł do przyległej izby, skąd
dobiegały płacz i jęki. Akte oparła rękę na ramieniu Pawła i rzekła:
- Słyszysz, mój ojcze?
- Słyszę, płaczą tam gorzkimi łzami, ale zasmucony będzie pocieszony.
Po chwili wrócił gospodarz i nic nie mówiąc usiadł w kącie izby, oparł ręce
na kolanach, a twarz ukrył w dłoniach.
Akte, widząc jego przygnębienie, uklękła przy nim i szepnęła:
- Dlaczego nie zwierzysz się apostołowi? Może znalazłby jakąś pociechę na
twój smutek, może ulżyłby twemu bólowi.
- Naszego smutku i bólu nie można ukoić słowami - odparł niewolnik.
- Człowieku słabej wiary - rzekł Paweł wstając - dlaczego wątpisz? Nie są ci
znane cuda, czynione przez Chrystusa?
- Znam je, ale Chrystus już umarł - westchnął niewolnik, kiwając głową. -
%7łydzi go ukrzyżowali i jest teraz w niebie, po prawicy swojego Ojca. Niech
będzie błogosławione Jego imię!
- Nie wiesz - rzekł Paweł - że przekazał swą władzę apostołom?
- Moje dziecię, moje biedne dziecię!... - zapłakał tylko niewolnik.
Głuchy jęk rozległ się w sąsiedniej izbie, jakby echo odpowiedziało na ten
wybuch rozpaczy.
- Ojcze - Akte zwróciła się do Pawła - jeżeli możesz przynieść im ulgę, zrób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire