[ Pobierz całość w formacie PDF ]
\e wyglądała jak pogrą\one w transie medium, które widzi odległe otchłanie kosmosu, daleko, ponad ogolonymi głowami
klęczących przed nią czarnych olbrzymów. Conan uśmiechnął się z aprobatą. Z tej małej jest naprawdę wielka aktorka - pomyślał.
Wiedział, \e trzęsła się z przera\enia, ale nie dawała tego poznać po sobie. W niepewnym blasku pochodni wyglądała zupełnie jak
bogini, którą widział le\ącą na tym samym postumencie, je\eli mo\na by ją sobie wyobrazić pełną \ycia i werwy.
Gorulga grzmiącym głosem zaintonował jakiś psalm w nieznanym Conanowi języku - prawdopodobnie inwokację w prastarym ję-
zyku Alkmeenonu, przekazywaną przez arcykapłanów z pokolenia na pokolenie. Niecierpliwiącemu się Cymmerianinowi wydawało
się, \e śpiew nigdy się nie skończy. Im dłu\ej to trwało, tym bardziej zdenerwowana musiała być Muriela. Je\eli się załamie ... Prze-
sunął do przodu swój miecz i sztylet. Nie mógłby patrzeć, jak czarni ludzie torturują i zabijają małą nierządnicę.
W końcu jednak głęboki, nieopisanie złowieszczy przyśpiew dobiegł końca, co podkreślił głośny krzyk aprobaty, jaki wydali mini-
stranci. Unosząc głowę i wznosząc ramiona do cichej postaci na postumencie, Gorulga zawołał głębokim, dzwięcznym głosem, który
był naturalnym atrybutem kapłana Keshanu:
- O wielka bogini, mieszkająca w wielkich ciemnościach, pozwól swemu sercu stopnieć, a wargom swym otworzyć się dla uszu
niewolników twoich le\ących z głowami w pyle u twych stóp! Przemów, o wielka bogini świętej doliny! Ty znasz ście\ki naszego
przeznaczenia; ciemność tajemna dla nas jest jak światło słońca w południe dla ciebie. Oświeć światłem twej mądrości ście\ki sług
twoich! Powiedz nam, o głosie bogów, jaka jest ich wola względem Stygijczyka Thutmekriego!
Wysoko upięta, połyskliwa masa włosów drgnęła lekko w przyćmionym, miedzianym świetle pochodni. Czarni westchnęli gwał-
townie, w połowie z podziwu, w połowie ze strachu. Głos Murieli doleciał wyraznie do uszu Conana w pełnym napięcia milczeniu i
wydał mu się zimny, obojętny i bezosobowy, chocia\ awanturnika z\ymał wcią\ pobrzmiewający w nim koryncki akcent.
- Wolą bogów jest, by Stygijczyka i jego shemickie psy wypędzono z Keshanu! - powtarzała dokładnie jego słowa. - To złodzieje i
zdrajcy spiskujący, by obrabować bogów. Niechaj Zęby Gwahlura będą oddane w opiekę generałowi Conanowi. Niech on popro-
wadzi armie Keshanu. On jest ulubieńcem bogów.
Głos jej lekko zadr\ał pod koniec i Conan zaczął się pocić, pewien, \e była bliska histerycznego załamania. Jednak czarni nie zwró-
cili na to uwagi, ani na koryncki akcent, którego nie znali.
Z cichym klaśnięciem zło\yli dłonie, wydając okrzyk zdumienia i podziwu. Oczy Gorulgi błyszczały fanatycznie w świetle pochod-
ni.
- Yelaya przemówiła! - zakrzyknął podniosłym głosem - Taka jest wola bogów! Dawno temu, za dni naszych przodków, uczyniono
je tabu i ukryto na rozkaz bogów, którzy wyrwali je ze strasznej paszczy Gwahlura - króla ciemności, w dniu narodzin świata. Na
rozkaz bogów Zęby Gwahlura zostały ukryte; na ich rozkaz zostaną wydobyte ponownie. O niebiańska bogini, pozwól nam udać się
do miejsca ukrycia Zębów, by zabezpieczyć je dla tego, kogo miłują bogowie!
- Zezwalam wam odejść! - odpowiedziała fałszywa bogini z władczym, odprawiającym gestem, który wywołał uśmiech Conana.
Kapłani wycofali się tyłem; strusie pióra i pochodnie wznosiły się i opadały w rytmie ich pokłonów. Złote drzwi zamknęły się i bo-
gini z jękiem opadła bezwładnie na postument.
- Conanie! - wyjęczała słabo - Conanie!
- Tss! - syknął przez otwory, obrócił się, wyśliznął z niszy i zamknął płytę. Rzut oka przez rzezbione drzwi ukazał mu kapłanów
wychodzących z wielkiej sali tronowej. Jednocześnie uświadomił sobie, \e blask, jakim sala była wypełniona, nie pochodził od po-
chodni. Zaniepokoił się, ale wyjaśnienie przyszło natychmiast. Wczesny księ\yc wzszedł i to jego światło padało przez otwory w ko-
pule, która dzięki jakiejś przedziwnej sztuce wzmacniała je. Zwiecąca kopuła Alkmeenonu nie była więc bajką. Zapewne pokryto jej
wnętrze dziwnym, białawo płonącym kryształem, znajdowanym tylko w górach czarnych krain. Zwiatło wypełniało salę tronową i są-
czyło się do bezpośrednio przylegających komnat.
Conan ruszył w kierunku drzwi wiodących do sali tronowej, zawrócił jednak na głos, który zdawał się dochodzić z przejścia prowa-
dzącego do alkowy. Przyczaił się u wejścia mając jeszcze w pamięci dzwięk gongu, który zwabił go w pułapkę. Zwiatło kopuły prze-
sączało się zaledwie do małej części wąskiego korytarza, ukazując mu tylko pustą przestrzeń. Mimo to byłby przysiągł, \e słyszał
gdzieś w głębi ukradkowe stąpanie.
Z rozmyślań wyrwał go dochodzący z tyłu, zduszony krzyk kobiety. Wpadając w drzwi za tronem, zobaczył w krystalicznym świe-
tle niespodziewaną scenę. Pochodnie kapłanów zniknęły z wielkiej sali - ale jeden kapłan pozostał w pałacu; Gwarunga.
Z twarzą wykrzywioną furią ściskał przera\oną Murielę za gardło, dławiąc jej próby krzyków oraz błagań i potrząsał nią brutalnie.
- Zdrajczyni! - syczał jak kobra czerwonymi wargami Co to za gra? Czy Zargheba nie powiedział ci, co masz mówić? Zdradzasz
swojego pana, czy te\ on zdradza swych przyjaciół przy twojej pomocy? Dziwko! Ukręcę ci ten fałszywy łeb, ale najpierw...
Zliczne oczy schwytanej rozszerzyły się, gdy spojrzała mu przez ramię i to ostrzegło olbrzymiego Murzyna. Puścił ją i obrócił się
akurat, kiedy miecz Conana opadał na jego głowę. Silny cios rozciągnął go na marmurowej posadzce, gdzie le\ał drgając, z krwią są-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]