[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jasne, że nikt, z wyjątkiem Carol, nie lubi Rhondy.
Za nimi rozległo się głośne klaśnięcie. Wszyscy zwrócili
oczy w kierunku sceny. Stal na niej, w towarzystwie nie
odstępującego go ani na krok asystenta, zniecierpliwiony
Chalmers i przyglądał im się z wściekłością.
- A może by tak, panie i panowie, wziąć się wreszcie do
roboty? - krzyknÄ…Å‚.
Gdy stłoczyli się na scenie, Resse znalazł okazję, by
przysunąć się do Charley. Był tak blisko, że czuła dotyk jego
biodra.
- Zobaczymy się pózniej - wyszeptał głosem pełnym
obietnic.
Rozdział 4
Próba zmęczyła wszystkich. Chalmers nie był
człowiekiem skorym do żartów. Podczas próby zachowywał
się tak jak w czasie przesłuchań. Charley się nie myliła - to był
gbur.
- Mam dokładnie dwa tygodnie, żeby z was, pozujących
na gwiazdy przygłupów, zrobić aktorów - zaczął, patrząc z
wyższością gdzieś ponad ich głowami. Postawy dopełniały
ręce zaplecione z tyłu.
- Facet nie zapomina języka w gębie - mruknęła Charley
do Allison.
Allison odpowiedziała uśmiechem, który zabłysnął i zgasł
w mgnieniu oka. Chalmers nadal gadał, co dało Charley
okazję, aby dokładnie przyjrzeć się profilowi Allison. Po raz
kolejny zadała sobie pytanie, czy ta dziewczyna wie, z kim
naprawdę zamieszkała pod jednym dachem. Gdyby mogła
znać odpowiedz, odzyskałaby spokój. Ale na uczucie spokoju
trudno było liczyć w tym interesie. Mieć się na baczności
dwadzieścia cztery godziny na dobę, to był jedyny sposób, aby
przetrwać.
Monolog reżysera trwał już dobre dwadzieścia minut.
Charley pomyślała, że Chalmers mówi tak długo tylko
dlatego, że upaja go dzwięk własnego głosu. Nie oszczędzał
ich przez resztę dnia, gdy przygotowywali główną scenę
sztuki. Było go wszędzie pełno, z każdym z osobna omawiał
jego sposób gry, nie ćwiczyli jedynie układów tanecznych.
To było naprawdę wyczerpujące.
Szczególnie dla Charley, która w dodatku starała się
unikać Reese'a, a właściwie jego wzroku. Jako inspicjent
Reese musiał siedzieć koło Chalmersa i notować jego uwagi.
Również do niego należało suflerowanie, gdyby ktoś z zespołu
zapomniał jakąś kwestię.
Charley miała nadzieję, że robienie notatek zajmie nie
tylko ręce, ale i oczy Reese'a. Myliła się. Ilekroć zerknęła w
jego stronę, mogła dostrzec, jak pieści ją czule spojrzeniem.
Tak czule, jak kiedyś robiły to jego ręce.
Tymczasem minęła piąta i wszyscy odetchnęli z ulgą. To
pewne, że gdyby nie przepisy związkowe, gwarantujące
ośmiogodzinny dzień pracy i odpowiednie przerwy, Chalmers
kazałby im harować do bladego świtu.
- Wygląda tak, jakby mógł zacząć od początku z nową
grupą straceńców - powiedziała Charley, gdy razem z Carol
szły za kulisy.
- Nawet nie chcę myśleć, co będzie, gdy zaczniemy z nim
ćwiczyć układy taneczne - Carol ze znużeniem pokiwała
głową.
- Nie ma choreografa? - zdziwiła się Charley.
- On nim jest - odpowiedziała Carol strapionym głosem,
zarzucajÄ…c na ramiÄ™ brezentowÄ… torbÄ™. - Chodz, zobaczymy,
kto ma przyjść na próbę jutro rano. Dobry Boże, żebym to
tylko nie była ja - westchnęła, przewracając oczami. -
Chciałabym posiedzieć w wannie jeszcze przed Bożym
Narodzeniem - dodała kpiąco.
Przy tablicy ogłoszeń natknęły się na Reese'a. Właśnie
przypinał do niej długą listę z nazwiskami.
- Próba o dziewiątej, moje panie - powiedział pogodnie,
patrzÄ…c na Charley.
- Jesteśmy na liście? - z przestrachem w głosie zapytała
Carol.
- Owszem - odpowiedział, nie przestając przyglądać się
Charley.
Charley przesunęła się niewygodnie, by uniknąć
spojrzenia Reese'a. Patrzyła na Carol, która długim,
szkarłatnym paznokciem wodziła po liście, aż wreszcie
znalazła swoje nazwisko.
- Rzeczywiście jestem - westchnęła.
- Przecież ci powiedział. Facet wie, co mówi, bo sam to
napisał - powiedziała Charley, czując, że głos jej drży.
Cóż takiego miał w sobie Reese, że już sama jego
obecność odbierała jej pewność siebie? Rzuciła na niego
przelotne spojrzenie. Wpatrywał się w nią zachłannie, a to
tylko pogarszało sytuację. Reese uśmiechnął się tak, jakby
czytał w jej myślach.
- Do zobaczenia jutro - pożegnał je obie i odszedł.
Charley odetchnęła z ulgą i pospiesznie pożegnała się z
Carol. Rozejrzała się w poszukiwaniu Allison. Ostatnio
widziała ją, jak flirtowała z kimś z zespołu. Chciała ją złapać,
zanim wyjdzie z teatru. Zdołała zrobić zaledwie parę kroków,
gdy zatrzymał ją glos Carol:
- Hej, Charley - zawołała, wyraznie zaintrygowana - tu
jest jeszcze jakaÅ› karteczka!
- Tak? Gdzie? - zapytała Charley zawracając.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]