[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na plecach.
Ale tam był jakiś dziwny spokój. Halldis zawsze wcześnie wstaje, więc poszedłem
jej poszukać. Pomyślałem, że uda mi się wycyganić od niej szklankę soku albo czegoś innego
do picia. A tam... ani żywej duszy. Zasłony były rozsunięte, więc pomyślałem, że może pije
kawÄ™ i czyta gazetÄ™, jak to zwykle robi.
Jan Farstad, znany jako Jaffa, patrzył Kannickowi w oczy i czekał w napięciu.
W takim razie kontynuował Kannick pomyślałem, że załapię się na kromkę
domowego chleba z kozim serem. Kiedyś Halldis dala mi osiem kromek chleba, ale to były
ostatnie.
MrugnÄ…Å‚ oczami na wspomnienie tamtej chwili.
Zacznij wreszcie gadać do rzeczy! krzyknął Karsten, rzucając tęskne spojrzenie na
czekoladowe ziarenka, jego zapłatę za opowieść.
Zobaczyłem ją, kiedy tylko wyszedłem zza studni. I powiem wam przełknął ciężko
ślinę ten widok będzie mnie prześladował do końca życia.
Tak, ale co zobaczyłeś?
Głos Karstena zabrzmiał falsetem. Był jedynym z chłopców, który miał cień wąsów i
pierwsze ślady trądziku w kącikach nosa.
Zobaczyłem ciało Halldis Horn! powiedział Kannick, wypuszczając głośno
powietrze, bo zapomniał odetchnąć. Leżała na plecach, na schodach do domu. Z motyką w
jednym oku. A z oczodołu wylewała jej się jakaś szara substancja. Wyglądała jak owsianka.
Spojrzenie chłopca stało się nagle odległe.
Co to jest szara substancja? spytał cicho Simon.
Jej mózg wyjaśnił Karsten znudzonym głosem.
Ale przecież mózg nie może się wylać, prawda?
Pewnie, że może. Leje się jak ta lala. Nie wiedziałeś, że to, co masz między uszami,
jest rzadkie jak zupa?
Simon skubał nitkę w koszuli i nie przestawał, dopóki nie wyciągnął jej całej.
Kiedyś widziałem mózg w słoiku i wcale nie był rzadki stwierdził ponuro, lecz
także z odrobiną niepokoju, bo ośmielił się nie zgodzić z doświadczoną grupą. Bez dwóch
zdań, był z nich wszystkich najmłodszy.
Co za tuman! Nie był rzadki, bo był spreparowany. Wtedy zaczyna przypominać
grzyba i daje się ciąć na cienkie plasterki. Widziałem w telewizji.
Co to znaczy spreparowany"? spytał Simon.
Utwardzony mówił Karsten. Wkładają go w coś, co sprawia, że twardnieje. Ale z
mózgiem Kannicka nie będą musieli tego robić jego już dawno zdążył stwardnieć.
Dajcie sobie siana! Niech Kannick dokończy.
Tym razem przerwał Philip. Jeżeli ci dwaj zaczną się kłócić, nigdy nie przestaną. A
lada chwila mogła się pojawić Margunn. Nie wierzyła, że jej zakaz mówienia o morderstwie
będzie przestrzegany. Dobrze wiedziała, czego może się po nich spodziewać. Pytanie
brzmiało: ile będą mieć czasu oraz ile szczegółów uda im się teraz wyciągnąć od kolegi.
Kannick czekał z cierpliwością kaznodziei, marszcząc brwi na widok leżących przed
nim łupów. Postanowił zacząć od ziarenek Mocca.
Jej ciało zaczęło już gnić mówił dalej, kładąc szczególny nacisk na słowo gnić".
Co ty pleciesz? wybuchnął Karsten. Daj spokój! Tak się składa, że zanim ciało
zacznie gnić, musi minąć kilka dni. A Errki nawet nie zdążył odejść z miejsca zbrodni. Nie
wciskaj nam tu kitu.
Wiesz, jak gorąco było tam na górze w lesie? Kannick pochylił się naprzód i głos
zadrżał mu z oburzenia. Na takim upale ciało zaczyna gnić w parę minut.
Nie masz o tym pojęcia. Zapytam policjantów, jeżeli w ogóle tu przyjadą. Kannick,
jakbyś był taki ważny, dawno by już tutaj byli.
Gurvin obiecał, że przyjadą.
Zobaczymy, ale nie opowiadaj głupstw o tym gniciu, bo ci nie wierzymy. Płacę ci za
prawdÄ™.
Zwietnie! Mogę ominąć najgorsze części. Przecież są tutaj dzieci. Wracając do
motyki...
Jaka to była motyka? spytał znów Philip.
Taka do kopania w ziemi. Do ziemniaków i chwastów. Wyglądała jak siekiera, tylko
z dłuższym trzonkiem. Ale mogła to być też siekiera, bo Halldis miała głowę prawie
rozłupaną na pół. Oko jej wypłynęło i zwisało na policzku na cienkiej nitce i...
Karsten przewrócił oczami.
Naoglądaleś się za dużo filmów. Opowiedz lepiej o Errkim powiedział.
Kto to jest Errki? zapytał Simon. Pochodził z innego miasta i od niedawna był w
zakładzie.
Postrach lasów szydził Karsten, skubiąc jeden z wyprysków na twarzy. Ale nic
mu nie zrobią. Nigdy nic mu nie robią. On naprawdę jest czubkiem, a wariatów nigdy nie
skazują. Siedzą w zakładzie, łykają pigułki, a potem wychodzą i zaczynają zabijać. Gdyby
wsadzili go w kaftan bezpieczeństwa, zacząłby zabijać samymi zębami.
Wypuszczą go? dopytywał się Simon z niepokojem.
Jeszcze go nie złapali, palancie. Jeszcze go nawet nie znalezli.
To gdzie on jest?
Tam w górach, w lesie.
Simon rzucił przestraszone spojrzenie za okno, w górę ku drzewom.
Errki może być szalony, ale szalony nie znaczy to samo co głupi powiedział
zamyślony Kannick. Zauważył to, że go widziałem. Może będzie mnie śledził. Myślę, że
powinienem dostać ochronę policyjną.
Spojrzał na nich, robiąc zmartwioną minę, chcąc zobaczyć, czy ta informacja do nich
dotarła, czy zrozumieli, co to znaczy żyć w cieniu takiego zagrożenia. Niebezpieczny
szaleniec na jego tropie. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego.
Ha. Pewnie już dawno uciekł. Sam mówiłeś, że nie jest głupi. A jak wyglądał?
chciał wiedzieć Karsten. Czy miał na sobie jakieś ślady krwi?
Stał za drzewem odparł Kannick cicho. Wyglądał dziwnie. Ramiona jakby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]