[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trójkątnym kapeluszu nie opuszczał jakiejś Rosjanki w białym
diademie.
Panie Blanchot i Gerard wyglądali w czarnych atlasowych
dominach jak sędziowie piekieł, którzy przybyli incognito.
Lady Helster była bez maski. Jej domino, całe ze złotych
cekinów, przypominało słońce i Augusta, która chciała
koniecznie oczernić Chipette, zachwycała się elegancją
księżny, której wdzięku ani urody nie potrzebowała się lękać.
Lecz
Chipette, którą
przyszła
umyślnie zobaczyć,
pozostawała niewidzialna i Gerard zaczynał się zastanawiać,
czy w ogóle będzie na balu...
Pragnął, by panie Blanchot, przypatrzywszy się zabawie,
opuściły jak najprędzej pałac. Zamierzał je odprowadzić i
wrócić sam. W jakim celu? Nie umiałby na to pytanie
odpowiedzieć, wiedział tylko, że nie będzie rozmawiał z żoną
ani się do niej nie zbliży. Nie mając określonego planu, chciał
być na balu, a przede wszystkim nie słuchać ironicznych uwag
Augusty o Jocelyne.
Pani Blanchot byłaby się chętnie rozpływała nad
bogactwem pewnych domin, lecz przypominając sobie, jak w
Cascines wychwalała rywalkę swej córki, nie śmiała już nic
powiedzieć.
Bal rozpoczął się; orkiestra grała nie tylko fokstroty i
tanga, lecz dawne walce w namiętnym i szybkim rytmie.
Powoli uczestnicy zdejmowali maski i dostrzegało się „całą
Florencję".
Gerard wszedłszy do wielkiej sali, szukał wzrokiem żony i
nagle poznał ją w niebieskim dominie przybranym fajetkami,
które rzucały na nią jakby blask księżyca. Jej twarz, otoczona
czarnym aksamitnym kapeluszem z koronką, wydawała się
jeszcze mniejsza niż zazwyczaj i delikatna jak kamea.
Tańczyła z najwytworniejszymi arystokratami włoskimi i
słyszał jej śmiech, gdy przechodziła koło niego z księciem
Dorghese. Gerard, którego nie mogła poznać w przebraniu,
widział, jak książę obejmuje jego żonę i nagle zapragnął
koniecznie zatańczyć z nią; raz w życiu, zanim opuści ją na
zawsze, chciał ją trzymać w ramionach, czuć, że się poddaje i
widzieć tuż przy swych ustach małe, różowe uszko,
wyłaniające się ze złocistobrązowych fal ondulacji...
Lecz Jocelyne była otoczona nowymi tancerzami i panna
Blanchot wyrwała go z zamyślenia.
Nie chcąc zdjąć maski, trzymał się na uboczu, by nie
zwracać uwagi i musiał znosić rozmowę Augusty i jej matki.
Obie kobiety, nie mogąc nic zarzucić Chipette, przestały o niej
mówić, a Gerard od czasu do czasu widział żonę w
towarzystwie złotej młodzieży florenckiej. Wszyscy prawili
jej zapewne komplementy, zachwyceni jej wdziękiem kolki o
dużych, niewinnych oczach.
W pewnej chwili młody książę Dorghese znalazł się z
jakimś przyjacielem w pobliżu Gerarda, który usłyszał ich
rozmowę.
- Ta mała pani Pasquier posiada prawdziwy dowcip
paryżanki - mówił książę. - Potrafiła w kilku na pozór
niewinnych słowach dać nauczkę temu staremu markizowi
della Cabbia, który ciągle uważa się za Don Juana i jest taki
bezczelny w stosunku do kobiet.
- Opowiedz, jak to było, nie cierpię Cabbii.
- Kto go lubi? Przedwczoraj poprosił w teatrze, by go
przedstawiono pani Pasquier. Mimo że utyka i ma łysinę, jest
na dodatek zarozumiały. Pewny powodzenia, ośmielił się jej
powiedzieć: „Och, pani oczy świecą się na mój widok! Jestem
pewien" - dodał - „że odgaduję pani myśli!"
- I cóż ona odpowiedziała?
- „Doprawdy, czyta pan w moich myślach? Dobrze, że
pan nie jest wrażliwy".
- Świetnie! Stary Don Juan zapewne się zmieszał.
- Oczywiście.
Przypatrywał się Chipette otoczonej rojem wielbicieli,
których umiała trzymać na dystans, nie dzięki wychowaniu,
lecz wrodzonemu taktowi. Jakże inaczej zachowywała się w
podobnych okolicznościach Augusta, która traciła głowę i,
upojona próżnością, pozwalała na pożałowania godne
poufałości. Gerardowi podobała się znacznie bardziej powaga
Jocelyne niż kokieteria; nie mógł się oprzeć myśli, że byłaby
doskonałą żoną... Czyż go jednak nie wyrzuciła, nie odtrącała
z pogardą?
Zapragnął, jak nigdy, wziąć w objęcia kobietę, która nie
będzie jego żoną.
- Idziemy? - usłyszał niezadowolony głos Augusty, która,
nie mając co krytykować chciała odejść z balu.
W tejże chwili ujrzał w pobliżu Jocelyne, która chwilowo
uwolniła się od wielbicieli. Orkiestra zaczęła grać tango.
Tancerz, który zamówił ten taniec u pani Pasquier, zapewne
nie mógł jej znaleźć, gdyż nie stawił się. Gerard nie wahał się
dłużej i rzucił się na młodą kobietą z gwałtownością,
niedopuszczalną na tak wytwornej zabawie. Chwycił ją w
ramiona bez pytania, bez żadnej prośby i zaczął tańczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright 2016 Wiedziała, że to nieładnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogła się powstrzymać.
    Design: Solitaire