[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecież nie ma tu prawie żadnej tajemnicy.
- Zgadzam się z tobą, nie ma żadnej tajemnicy.
- Myślę, że nie powinniśmy uwierzyć w raczej niezwykłą opowieść o zadurzeniu się jej ciotki.
To byt dla mnie jedyny podejrzany element. To taka miła, porządna kobieta.
- Nie ma w tym nic niezwykłego, to jest całkowicie zwyczajne. Czytając uważnie gazety często
spotykasz taką sytuację. Miła, przyzwoita kobieta w tym wieku opuszcza męża, z którym żyła przez lat
dwadzieścia, a czasem i dzieci, żeby związać się ze znacznie młodszym mężczyzną. Uwielbiasz les
femmes[13], Hastings, padasz plackiem przed wszystkimi ładnymi, uśmiechniętymi do ciebie (co
dobrze świadczy o ich guście) kobietami, ale w aspekcie psychologicznym nic o nich nie wiesz. W
jesieni życia przychodzi zawsze moment szaleństwa, kiedy kobieta pragnie romansu, przygody -
zanim będzie za pózno. Z pewnością może to spaść na żonę szanowanego dentysty w
prowincjonalnym miasteczku!
- I myślisz...
- %7łe sprytny facet mógł wykorzystać ten moment.
- Nie nazwałbym Pengelleya sprytnym facetem - powiedziałem z namysłem. - Całe miasto wzięło
go na języki. Ale myślę, że masz rację. Radnor i lekarz, którzy jako jedyni coś wiedzą, chcą
zatuszowania sprawy. Pengelley jakoś sobie radzi w tej sytuacji. Chciałbym, żebyśmy go zobaczyli.
- Możesz spełnić swoje pragnienie. Wróć pierwszym pociągiem i nazmyślaj coś o bolącym zębie
trzonowym.
Popatrzyłem uważnie na Poirota.
- Byłbym rad wiedzieć, co dla ciebie jest najbardziej interesujące w tej sprawie.
- W swoim spostrzeżeniu po rozmowie z pokojówką bardzo trafnie określiłeś to, co interesujące.
Zauważyłeś, że jak na osobę, która miała nie powiedzieć nic, powiedziała bardzo dużo.
- Och! - nie byłem o tym przekonany i z uporem wróciłem do osoby dentysty:
- Ciekaw jestem, dlaczego nie próbowałeś zobaczyć się z Pengelleyem?
- Mon ami, daję mu trzy miesiące. Potem będę go widywał, ile zechcę - na ławie oskarżonych.
Chociaż raz, myślałem, przewidywania Poirota się nie sprawdzą. Czas płynął, a w naszej
kornwalijskiej sprawie nic się nie działo. Zajmowały nas inne rzeczy i już prawie zapomniałem o
tragedii w Polgarwith, gdy nagle odświeżyła mi wszystko krótka notka w gazecie o ekshumacji zwłok
pani Pengelley na polecenie ministra spraw wewnętrznych.
Parę dni pózniej kornwalijska tajemnica była tematem wszystkich gazet. Wyglądało na to, że
plotka nigdy całkowicie nie umarła i, gdy ogłoszono zaręczyny wdowca z panną Marks, jego
asystentką, podniosła się wrzawa większa niż kiedykolwiek. W końcu do Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych trafiła petycja, zwłoki ekshumowano, odkryto wielką dawkę arszeniku, pan Pengelley
został aresztowany i oskarżony o zamordowanie żony.
Poirot i ja uczestniczyliśmy w postępowaniu wstępnym. Dowodów było więcej niż się
spodziewano. Doktor Adams przyznał, że symptomy zatrucia arszenikiem mogą być bardzo podobne
do objawów nieżytu żołądka. Ekspert Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przedstawił swoje
orzeczenie, pokojówka Jessie trysnęła fontanną informacji, które, choć w większości odrzucone,
wzmocniły jednak z pewnością siłę oskarżenia. Freda Stanton zeznała, że jej ciotka zawsze czuła się
gorzej, gdy zjadła coś, co przygotował wuj. Jacob Radnor opowiedział, jak wpadł nieoczekiwanie w
dniu śmierci pani Pengelley i zastał pana domu odstawiającego na półkę butelkę ze środkiem
chwastobójczym - a na stole obok znajdował się talerz z kleikiem dla żony. Poproszono z kolei pannę
Marks, jasnowłosą asystentkę. Płacząc histerycznie wyznała, że łączyły ją intymne stosunki z
pracodawcą i ż obiecywał on jej małżeństwo w wypadku, gdyby co przytrafiło się żonie. Pengelley
oświadczył, że będzie się bronił sam i wytoczono mu proces.
Jacob Radnor szedł z nami w kierunku hotelu.
- Widzi pan, panie Radnor - powiedział Poirot - miałem rację. Głos ludzi dał się słyszeć, był to
głos wyrazny. Ta sprawa nie została wyciszona.
- Miał pan całkowitą rację - westchnął Radnor - Widzi pan jakąś szansę, żeby on z tego wyszedł?
- No, oświadczył, że będzie bronił się sam. Może ma coś w rękawie, jak to mówi się u was w
Anglii. Wejdzie pan do nas?
Radnor przyjął zaproszenie. Zamówiłem dwie whisky i filiżankę czekolady. Ta ostatnia pozycja
wzbudziła konsternację i zacząłem wątpić, czy kiedykolwiek dostanę ten napój.
- Oczywiście - ciągnął Poirot - mam spore doświadczenie w sprawach tego rodzaju. Widzę tylko
jedną dróg ratunku dla naszego przyjaciela.
- JakÄ…?
- Pański podpis na tym dokumencie. Błyskawicznie, jak kuglarz, Poirot wyczarował zapisany
arkusz papieru.
- Co to jest?
- Pańskie przyznanie się do zamordowania pani Pengelley.
Zapanowała cisza, a po chwili Radnor roześmiał się.
- Pan musi być szalony!
- Nie, nie, przyjacielu, nie jestem szalony. Pan tu przybył, założył mały biznes, brakowało panu
pieniędzy. Pan Pengelley był człowiekiem bardzo zamożnym. Poznał pan jego siostrzenicę, która
poczuła do pana skłonność. Ale nie wystarczało panu skromne wiano, w jakie Pengelley miał zamiar
wyposażyć krewniaczkę w wypadku zamążpójścia. Musiał pan usunąć zarówno wuja, jak i ciotkę, bo
wtedy wszystkie pieniądze przejmowała siostrzenica, nikogo więcej w tej rodzinie nie było. Jak
sprytnie pan to obmyślił! Rozkochał pan w sobie tę kobietę w średnim wieku, aż stała się pańską
niewolnicą. Zaszczepił pan w niej podejrzenia co do męża. Najpierw odkryła, że ją oszukuje, potem,
idąc za pańskimi wskazówkami, że próbuje otruć. Bywał pan często w tym domu i miał okazję
dodawać arszenik do jedzenia. Ale bardzo pan uważał, żeby nie zrobić tego nigdy pod nieobecność
męża. A pani Pengelley, jak to kobieta, nie zachowała swoich podejrzeń dla siebie, lecz powiedziała
o nich siostrzenicy i niewątpliwie kilku przyjaciółkom. Jedyną rzeczą, która wyglądała na bardzo
trudną, było prowadzenie romansu równocześnie z tymi dwiema kobietami, ale i tu dał pan sobie
radę. Wyjaśnił pan ciotce, że musi udawać adorowanie siostrzenicy, żeby zmylić męża. A młodszej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]