[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zatelefonuję i sprowadzę jakiś pług.  Znów podszedł do telefonu. Ale
po kilku rozmowach przeprowadzonych podniesionym głosem, po prostu cisnął
słuchawkę i poszedł po kurtkę.
 Czy pług przyjedzie?  spytała Charli.
 Mo\e wieczorem.  Wło\ył buty.  A wtedy poczta będzie ju\
zamknięta.
 Chyba nie zamierzasz jechać w takich warunkach?
 Najpierw muszę odkopać wyjazd.  Wło\ył czapkę i zniknął za
drzwiami.
Charli bez namysłu chwyciła swą nową, \ółtą kurtkę i spodnie. Po kilku
minutach przedzierała się przez głęboki śnieg.
 Dokąd się wybierasz?  zawołał za nią Max, gdy kierowała się w stronę
klubu.
 Znajdę ci pług!  krzyknęła w odpowiedzi.
 To niemo\liwe.
 Mo\liwe.
Nie odwrócił się do niej, nie widziała więc wyrazu powątpiewania na jego
twarzy.
 Być mo\e Max Taylor wie du\o o kobietach, ale musi poznać trochę
lepiej \ycie  mruknęła pod nosem, torując sobie drogę.  Zamierzam udzielić
mu lekcji!
Max nie miał w ręku łopaty od czasu pobytu w college u. Całkiem
zapomniał ju\ jak cię\ki potrafi być śnieg. Gdy przerwał pracę, by rozprostować
plecy, pikap z przyczepionym z przodu pługiem zatrzymał się na jego
podjezdzie.
Gdy Charli w swym olśniewającym \ółtym stroju wyskoczyła z szoferki,
mógł tylko gapić się na nią z niedowierzaniem.
 Wes pomo\e ci wyjechać  oświadczyła, posyłając mu radosny
uśmiech.
Wes był potę\nie zbudowanym brodaczem w kowbojskim kapeluszu.
Pomachał ręką do Maxa, a potem zaczął manewry swym wozem w przód i w
tył, metalowym pługiem zgarniając na bok podjazdu ogromne zwały śniegu.
Niebawem oczyścił ze śniegu cały wjazd.
 Zaraz wracam  powiedziała Charli do Wesa, gdy skończył pracę.
Max patrzył, jak prędko znika w środku domu. Podziękował Wesowi i
wyciÄ…gnÄ…Å‚ portfel.
 Ile panu płacę? Mę\czyzna zignorował pytanie.
 To wasz miodowy miesiąc, prawda?  spytał.
 Tak...  odparł niepewnie Max, wyciągając kilka banknotów z portfela.
 Pańska \ona to prawdziwy skarb!  powiedział brodacz tonem
zazdrości. Gdy zobaczył, \e Max podsuwa mu pieniądze, machnął tylko ręką: 
To nie będzie konieczne.
 Charli ju\ panu zapłaciła?
W tym momencie Charli w podskokach wybiegła z domu.
 To dla ciebie, Wes  powiedziała, wręczając mu okrągłe pudełko.
 Dzięki. Wesołych Zwiąt!  Wszedł do kabiny wozu, zatrąbił i odjechał.
 Co mu dałaś?
 Ciasteczka rumowe. Moja matka piecze je co roku na święta. Kupiłam
puszkę, aby zjeść je razem z twoją rodziną, ale postanowiłam dać je Wesowi,
poniewa\ był tak uprzejmy... Wyobraz sobie, \e czekało na niego a\ siedem
osób w kolejce!
Max przyglądał się jej z niedowierzaniem. Nie potrafił sobie wyobrazić,
jak udało jej się skłonić tego mę\czyznę, by odśnie\ył jego podjazd poza
kolejką. Z pewnością nie połakomił się na puszkę ciasteczek...
 Ile kosztowało mnie znalezienie się na górze listy?  zainteresował się.
 Dlaczego zadajesz takie głupie pytanie? Wa\ne, \e mi się udało.
Max zrozumiał, \e miała rację. Udało jej się dokonać czegoś, co dla niego
okazało się niemo\liwe. Nic dziwnego, \e odnosi sukcesy w swoim interesie.
Była zaradna i wytrwała. I nadal wyglądała jak leśny skrzat przebrany za
trzmiela...
 Chcesz się przejechać?  spytał, otwierając drzwi samochodu.
 Oczywiście  odparła bez wahania.
 W drodze powrotnej zatrzymamy się na lunch  powiedział, nadymając
policzki.  Przecie\ nie jedliśmy śniadania.
Po zrobieniu zakupów w Big Sky Max zabrał Charli do małej restauracji
udekorowanej jak saloon z Dzikiego Zachodu. Drewniana podłoga skrzypiała
przy ka\dym stąpnięciu, a z sufitu zwisały \yrandole zrobione z kół
drabiniastych wozów.
Charli powątpiewała, by Max dobrze się czuł w takim miejscu.
Spodziewała się raczej, \e zaprosi ją do restauracji z białymi obrusami i
kelnerami w białych koszulach.
Ale gdy przyglądała mu się, jak pałaszował hamburgera, pomyślała, \e na
wakacjach jest całkiem inny ni\ w świecie interesów. Nie mogła zaprzeczyć, \e
Max z Montany podobał jej się o wiele bardziej ni\ Max z Minnesoty.
Gdy na pytanie kelnerki, co zjedzą na deser, poprosił o lody z gorącą
polewą karmelową, po prostu zdobył jej serce.
 Bardzo chciałabym spróbować, ale nie dam rady zjeść całej porcji... 
Zawahała się lekko, zerkając na taki sam deser podany do sąsiedniego stolika. 
Czy mogłabym prosić o połówkę?  zwróciła się do kelnerki.
 Przykro mi.  Kelnerka potrząsnęła głową.  Ale mogę przynieść drugi
talerzyk, jeśli zechce pani trochę skosztować od pana  dodała, wskazując na
Maxa.
 Och, nie, dziękuję...  Charli była za\enowana.
 Proszę przynieść talerzyk  zawyrokował Max.  Z chęcią podzielę się z
tobÄ… lodami. Starczy dla nas obojga.
Poczuła się tak, jakby znów miała szesnaście lat i dzieliła się w szkolnym
bufecie lemoniadą ze swoim chłopakiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire