[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na jednej z nich znajdowało się coś, czego tam nie powinno być...
Ellen mocniej chwyciła rękę Morahana. On dał jej znak, że powinni podejść bliżej. Do drzwi,
które zdawały się prowadzić na schody przeciwpożarowe.
Kroki Ellen stawały się coraz bardziej ostrożne, poczuła mrowienie na plecach i z całych sił
zapragnęła znalezć się na świeżym powietrzu. W korytarzu zalegały jakieś osobliwe cienie,
Ellen domyślała się, że to refleksy ostatnich promieni zachodzącego słońca, które schowało
się już za jeden z wysokich domów.
Słychać było jedynie zdyszany oddech Ellen i świszczące, ciężkie dyszenie Morahana.
Nieoczekiwanie schwycił ją za ramię, więc przystanęła. Dalej nie mogli już iść.
Stała nieruchomo i czuła, że rozrasta się w niej bunt, gwałtowny protest przeciwko przyjęciu
do wiadomości tego, co wyłaniało się z mroku. W błyskawicznej wizji, jaka przemknęła jej
przez głowę, pojęła, co musieli przeżywać mieszkańcy bloku, kiedy otwierając drzwi,
spoglądali w twarz tego! Wiedziała, że ktoś zmarł na atak serca, a ktoś inny, ten, który mimo
woli wpuścił potwora do domu, leżał w wejściu i wyglądał tak, jakby został zmiażdżony
drzwiami. I nie było wiadomo, na co właściwie umarł. Wielu innych lokatorów znajdowało się
w szoku.
159
I oto, jak za zrządzeniem losu, ostatni promień słońca padł na ścianę korytarza. Ellen z
przerażającą wyrazistością zobaczyła, co się przed nią znajduje.
- To on! - szepnęła zdrętwiałymi wargami.
Długi korytarz zaczął się kołysać pod jej stopami jak pokład statku w czasie sztormu i
musiała się przytrzymać Morahana, żeby nie upaść.
160
ROZDZIAA XIII
Mały Gabriel miał sen.
Zniło mu się, że siedzi w samochodzie, ale ani mamy, ani taty, ani Peika z nim nie ma. Mimo
to wiedział - jak to często bywa we śnie, że wie się coś, czego się nie widzi - że na przednim
siedzeniu jadÄ… dwie inne osoby.
Słyszał szepty, a kiedy spojrzał w okno, zobaczył jakieś wstrętne gęby przylepione do szyb i
gapiÄ…ce siÄ™ na niego.
Zaczął się bać. Były to normalne ludzkie twarze, ale robiły przerażające wrażenie. Niektóre
wykrzywiały się do Gabriela, inne miały grozne miny. Czyjeś ręce tłukły w drzwi i szarpały
klamkÄ™.
Głosy... Zaczynał rozróżniać słowa.
- Teraz ich mamy! Trzy muchy za jednym pacnięciem.
- Opuść szybę! Znajdz jakiś kamień i wybij to cholerne okno!
- Nie! Podłóż ogień pod to całe gówno, tak będzie najszybciej!
Ktoś nagle znalazł się przy nim na tylnym siedzeniu. Czyjeś duże, bezpieczne ramię objęło
go i przytuliło.
- Wszystko będzie dobrze, Gabrielu - powiedział głęboki głos, w którym chłopiec rozpoznał
głos Ulvhedina. - Marco też ma swoich obrońców.
Co Marco ma wspólnego z tym snem?
Nagle koło samochodu powstał okropny tumult. Gabriel słyszał przerażone wrzaski i krzyki
jakichś ludzi, którzy rozbiegli się na różne strony, a ponad całym hałasem dało się słyszeć
ponure warczenie, jakby wielkich, wściekłych psów, a może wilków.
Wrzask oddala się, przycicha i wreszcie całkiem ginie pomiędzy drzewami.
- No, to już po wszystkim, Gabrielu - powiada znowu głos obok. - Zpij spokojnie.
CzyjeÅ› ramiÄ™ obejmuje go nadal. Gabriel wraca do swojego snu, znowu czuje siÄ™
bezpieczny.
Tengel Zły okazał się znacznie mniejszy, niż Ellen sądziła, znacznie mniejszy od niej samej.
Siedział skulony na szafie szaroczarny niczym cień i przezroczysty jak zjawa, mimo to żywy.
Jego oddech był rytmiczny, głęboki, a za każdym razem, gdy wciągał powietrze, ponad
szafą wznosiły się kłęby pyłu, smród i budzące grozę wibracje. Skulona figura przypominała
161
nietoperza z tą pochyloną, płaską głową, z tą szaroburą peleryną okrywającą całe ciało.
Oczy zmrużone tak, że pozostały tylko wąskie szparki mętnego żółtego koloru w szarej
gębie, zamiast nosa i ust miał coś, co przypominało dziób. Dokładnie tak został niezliczoną
ilość razy opisany w kronikach Ludzi Lodu.
Pokraka spoglądała na nich z gniewem i nienawiścią, ale nawet się nie ruszyła, siedziała
wyczekujÄ…c.
Ellen zasłoniła usta ręką i jęknęła.
- yle się czujesz? - zapytał Morahan troskliwie.
- Nie, nie, zaraz mi przejdzie - odparła szeptem. - Na chwilę pociemniało mi w oczach.
Chodz, zejdzmy piętro niżej...
Ledwie była w stanie mówić. Morahan sprowadził ją na półpiętro, gdzie opadła na schody,
trzymając się kurczowo poręczy. Dzwoniła zębami jak w febrze.
- Dlaczego on mnie nie atakuje? - powtarzała niczym w transie. - Dlaczego nie atakuje ani
mnie, ani ciebie, skoro atakował tamtych? Dlaczego nie mnie? Przecież pochodzę z Ludzi
Lodu, których on tak nienawidzi!
Morahan patrzył na nią pytająco, ale czekał bez słowa, usiadł również na schodach nieco
wyżej niż ona, także wstrząśnięty, choć widział potwora już kilka razy. W końcu Ellen
odwróciła głowę i spojrzała na niego. Drżące wargi dziewczyny były trupio blade.
- Co my, na Boga, mamy począć? - szepnęła gorączkowo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]