[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeciwko mnie. Obrzucono go szyderczymi okrzykami, ale nie
omieszkałem zauważyć w tłumie pewnych spojrzeń świadczących
o tym, iż nie wszyscy byli przekonani, że w istocie jestem tym, za
kogo chciałem się podawać. Wyznaję, że nie ma nic pochleb-
niejszego lubimy być rozpoznawani i wyobrażamy sobie, że
wynika to nie tyle z przenikliwości innych, ile raczej z tego, co
tkwi w nas samych, co przebija zasłony, którymi chcemy to
zamaskować. To jednak,
co przy każdym innym spotkaniu być może sprawiłoby mi
przyjemność, w tym przypadku wprawiło mnie w duże
zakłopotanie.
Postanowiłem jak najszybciej opuścić tę wieś, chętnie
zostawiłbym w niej owego pijanego chłopa, z którym nie miałem
już co robić, gdybym nie bał się, aby w stanie, w jakim był, nie
dokoÅ„czyÅ‚ ujawniać tego, co zaczÄ…Å‚ opowiadać. Ów pÅ‚omieÅ„
światła pozostawiony za mną mógłby w pewnej chwili rozejść się
daleko i stać się przeszkodą w dalszej wędrówce. Kazałem pi-
janego załadować na wóz i aby zabezpieczyć go przed
upadkiem, grożącym mu przy każdym wstrząsie musiałem
służyć mu za barierę i podporę. Przywódca moich przewodników
usiadł na przedzie, by powozić, ja zaś odesłałem trzeciego
przewodnika w celu zawiadomienia ambasadora o mej szczęśliwej
przeprawie przez Wisłę.
Wyjechaliśmy z wioski nie ośmieliwszy się pytać o drogę, aby w
razie pogoni nie można było powiedzieć, jaką trasę obraliśmy. W
gruncie rzeczy nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy; znając nieco
mapę tych okolic, kierowałem się domysłami. Ponieważ chodziło o
przeprawę przez Nogat, cały czas starałem się dotrzeć do miejsca,
gdzie oddziela się on od Wisły, pozostawiając przy przeprawie z
lewej strony miasto Malbork,27 w którym znajdował się garnizon
nieprzyjaciela.
Przejechaliśmy przez kilka wsi zajętych przez Sasów i Moskali,
nie niepokojeni przez nikogo. Jakakolwiek by była potrzeba
zatrzymania się, nie ośmieliliśmy się wysiąść; jednak nie można
było jechać dalej był nieznośny upał, a popędzane konie były
zmordowane. Na szczęście o sto kroków od drogi odkryliśmy
opuszczony dom, w którym zatrzymaliśmy się przez dwie godziny,
aby zezwolić koniom na popas. Około ósmej
wieczorem dotarliśmy na brzeg rzeki. Niedaleko był szynk, a kilka
kroków od niego na piasku stara, prawie całkiem dziurawa łódka.
Jakie szczęście! krzyknęli moi ludzie. Oto wreszcie
Nogat i łódka, którą Opatrzność jakby umyślnie zostawiła na
brzegu, abyśmy mogli się przeprawić".
Ta opinia zupełnie nie zgadzała się z moimi myślami, ale była
przyjemna i nie ośmieliłem się jej zaprzeczyć. Już zaczęli spychać
łódkę o na pół zbutwiałych deskach, kiedy pojawił się jakiś
wieśniak, którego zapytałem, czy to Nogat.
Gdzież tam odpowiedział to Wisła, Nogat znajduje się
o półtorej mili stąd".
Owo wyjaśnienie nie mogło nadejść w odpowiedniejszej chwili.
Zginęliśmy niechybnie, gdybyśmy raz jeszcze przeprawili się przez
tę rzekę, którą z takim trudem przebyliśmy. Weszliśmy do szynku i
podaliśmy się za rzezników z Malborka, którzy chcą przeprawić
się przez Nogat, aby na drugiej stronie zakupić bydło.
Ta przeprawa jest niemożliwa powiedział nam gospodarz
wszystkie łódki z tej strony rzeki, nawet te najmniejsze, zabrali
Rosjanie do Malborka z powodu polskich oddziałów działających
po drugiej stronie".
Cóż to, znowu przeszkody?! powiedziałem sobie w duchu.
I to w czasie, kiedy miałem najwięcej nadziei już ich nie spotkać.
Czyż nie lepiej było doznać niepowodzenia przy pierwszych
krokach i nie płacić tyloma trudami za smutny przypadek, którego
nie mogę uniknąć. Jednakże szczęście, którego już doznałem,
ożywiało moją odwagę i w mym sercu służyło jako rękojmia tego,
co Opatrzność zechciała mi jeszcze zgotować.
Spędziłem noc w stodole, nie mogąc wypocząć. Ze
świtem moi sznapani zadecydowali, że jedyny sposób przebycia
tej rzeki to dotrzeć do mostu w Malborku.
Prawdę mówiąc krzyknąłem, zwracając się do nich nie
poznaję was. Czy to właśnie wy wykazujecie tyle odwagi? Cóż!
Ośmielicie się stawić czoła dużej załodze wojsk regularnych
wy, którzy bledliście na widok małego, niezdyscyplinowanego
oddziału ludzi nie zasługujących nawet na miano żołnierzy! Czy
nie widzicie, że niebezpieczeństwo, przed którym uciekam,
oczekuje mnie w tym mieście i że wy znajdziecie w nim z
pewnością kajdany i szubienicę, których się obawiacie?"
Można było sądzić, że więcej nie trzeba, aby skłonić ich do
porzucenia tego tak niebezpiecznego zamiaru; myliłem się, gdyż
tak uparcie obstawali przy swoim i chcieli mnie zmusić do udania
się tam, że zagrozili opuszczeniem mnie, jeżeli nie zrealizuję tego
zamiaru. Było to szaleństwo czy rozpacz? Nie wiem, ale jedynie
dzięki prośbom i błaganiom pozostawili mnie panem swojego i ich
losu.
To, co im zaproponowałem, było z pewnością rozsądne.
Chodzmy przynajmniej nad brzeg Nogatu powiedziałem
im i jeżeli nie znajdziemy żadnego sposobu przeprawy, udamy
się do Malborka bez względu na racje, jakie powinny odwieść nas
od drogi tak bardzo niebezpiecznej".
Ruszyliśmy znów w drogę wałem, a wkrótce potem przez lasy i
okropne drogi. Dosyć daleko od naszego schronienia napotkaliśmy
wieś, gdzie uznałem za celowe zatrzymać się, aby zasięgnąć
języka. Zwierzyłem się z tego zamiaru moim przewodnikom,
którzy nie zaaprobowali tego. Uznali oni za niebezpieczne pytanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]