[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cześć, mamo! -wychrypiał Sam, kiedy tylko ją
zauważył.
- Witaj, słoneczko. Jak się czujesz? - Objęła go
i niemal się rozpłakała.
- Kiedy przyjdzie Ben? - zapytał chłopiec, a gdy
zbyt długo nie otrzymywał odpowiedzi, ciągnął: -
Wiesz, że on był tam, na operacji? Wiesz, że wsadzał
mi do nosa te rurki i inne takie? Chcę go zapytać, jak
to wyglądało.
Kat pamiętała głos Bena dochodzący zza drzwi,
gdy kazano jej wrócić do pokoju Sama. Zawsze bę
dzie mu wdzięczna za to, że nie zawiódł jej syna.
- Pewnie nie będzie mógł ci opowiedzieć do
kładnie o tym zabiegu, bo go tam nie było - zauwa
żyła.
Stwierdziła, że na razie Sam jest w bardzo dobrym
stanie. Czekała tylko, aż ktoś powie jej, jakie są
prognozy.
- On tam był! - upierał się chłopiec. - Rozmawia
liśmy o domku na drzewie. We dwóch narysujemy
plany, ale pewnie pozwolimy Joshowi z nami go
budować.
- To dobrze.
Sam w końcu poddał się środkom nasennym i za
mknął powieki. Kat w tym czasie zastanawiała się,
jak spełni marzenie syna o domku na drzewie, gdy
Bena już nie będzie. Nie miała też pojęcia, jak mu
powie, że wyjechał. Lecz z pewnością na to jeszcze
jest za wcześnie.
Recepcja zaczynała się wypełniać pacjentami, gdy
Kat wróciła ze szpitala.
CUDOWNY LEK 133
- Zwietnie, że już jesteś - powiedziała Rose, wrę
czając jej słuchawkę. - To pani K.
- Tu doktor Leeman. W czym mogę pani pomóc?
- Proszę wznieść toast, pani doktor. - Kat domyś
liła się, że Kerry śmieje się szeroko. - Godzinę temu
zrobiono mi badania.
- I? - zapytała Kat.
- To blizniaki! - zawołała. - Nie wiem, jakim
cudem to się stało. Mój mąż siedzi teraz i w kółko
powtarza: Na szczęście to nie trojaczki".
- Przynajmniej ma czas, żeby się oswoić z tą
myślą.
- I zbudować kolejną sypialnię - dodała Kerry.
Kat rzuciła okiem na zegarek i kiedy usłyszała, że
na razie ciąża rozwija się normalnie, skończyła roz
mowę, gdyż przed drzwiami stal pierwszy pacjent.
Chciała jeszcze przed dyżurem zamienić słowo
z Benem, ale nie miała już na to czasu.
- Dlaczego, kiedy chcę skończyć o czasie, wszyst
ko sprzysięga się przeciwko mnie? - wymamrotała.
Wyłączyła komputer i sięgnęła po torebkę. Od
nosząc koszyk z kartami pacjentów do recepcji, usły
szała głos Josha.
- Cześć, mamusiu! Idziemy do domu?
- Cześć, Josh. Co tu robisz?
- Ben poprosił mnie, żebym przyszedł - odparł
beztrosko chłopiec. - Powiedział, że musi gdzieś
pojechać i że wie, że nie lubisz, jak z Samem zo
stajemy sami w domu.
- Ben wyjechał? - zapytała spanikowana.
Po chwili skarciła się w myślach za swą głupotę.
134 JOSIE METCALFE
Ostatnim razem, gdy wbiegła do pokoju Bena,
wszystko było na miejscu. Tym razem będzie ina
czej.
- Powiedział, że ci o tym mówił - kontynuował
chłopiec, nieświadomy sensu swoich słów. Zarzucił
plecak na ramię i przytrzymał jej drzwi. - Wiesz,
kiedy wróci? Chciałem mu się pochwalić klasówką
z biologii. Nic nie rozumiałem, dopóki on mi nie
wytłumaczył. Byłem najlepszy w klasie!
Kat z trudem znalazła odpowiednie słowa, by po
gratulować synowi.
Emocje nakazywały jej pobiec na górę i przekonać
się, czy Ben wyjechał na zawsze, ale najpierw musi
nakarmić syna, sprawdzić jego pracę domową, a po
tem zawiezć go do brata do szpitala.
I nie ma po co iść do jego pokoju. Dom był bardzo
pusty, co mogło znaczyć tylko jedno: Ben wyniósł się
na dobre.
Ukryła twarz w dłoniach. Jak ma się skupić na
pacjentach, gdy bez przerwy będzie się zastanawiać,
w którym momencie popełniła błąd. Nie miała poję
cia, czym go od siebie odstręczyła.
- Myślałam, że był szczęśliwy, spędzając czas
z nami - mruknęła. Serce jej pękało, kiedy przypomi
nała sobie, jak dobrze pasował do jej rodziny. Wy
glądał na radosnego. Do tamtej nocy.
To dlatego wyjechał? Uświadomił sobie, że nie
mógłby żyć pod jednym dachem z kobietą, przez
którą zdradził pamięć żony?
Jeśli jest pierwszą osobą, przed którą się otworzył,
to nawet nie zaczął przepracowywać tej straty. Jego
CUDOWNY LEK 135
wyrzuty sumienia musiały skończyć się oskarżenia
mi wobec niej.
Dość naiwnie dostrzegła promyk nadziei w fakcie,
że większość rzeczy Bena dalej była w pokoju. Leża
ły w walizkach i czekały, być może, na wynajętą
firmÄ™ transportowÄ….
Musi się w sobie zebrać. Epidemia ospy szalała
w najlepsze, telefony zaniepokojonych rodziców się
urywały. Jeśli chce pogodzić pracę w gabinecie i od
wiedziny u Sama w szpitalu...
Na jej biurku telefon zadzwonił po raz kolejny,
przerywając zaklęte koło myśli.
- Doktor Leeman, doktor Khan chciałby poroz
mawiać z panią w wolnej chwili - powiedziała
Rose.
- Doktor Khan? Ach tak. Ten ortopeda, do które
go odesłałam pana Aldariniego. Przełącz go, proszę.
- Doktor Khan czeka w recepcji - odrzekła Rose
lekko podekscytowana.
- W takim razie już wychodzę - odparła Kat
z uśmiechem, który szybko zniknął, gdy przypomnia
ła sobie, że wygląda jak siedem nieszczęść. - Pomo
cy! -jęknęła. Szybko sięgnęła po szczotkę do wło
sów i pomadkę.
Po niecałych dwóch minutach pojawiła się na ko
rytarzu.
- Witam, doktorze. - Uśmiechnęła się, wchodząc
do recepcji.
Elegancko ubrany mężczyzna odłożył jedną z za
bawek dla małych pacjentów i wyprostował się.
Był młodszy, niż się spodziewała. Miał czarne,
głęboko osadzone oczy i ciemnozłotą karnację.
136 JOSIE METCALFE
- Jeśli to pani nie obrazi, proszę mówić do mnie
Razak - rzekł miękkim głosem.
- Ja mam na imię Kat. Proszę usiąść. Mogę za
proponować panu kawę? - Musieli przejść przez tego
typu formalności
- Nie, dziękuję. Przejeżdżałem obok i postanowi
łem wstąpić. Nie chcę zabierać pani dużo czasu -
rzekł otwarcie. - Rose już mi powiedziała, jak bardzo
jest pani zajęta pacjentami i synem w szpitalu. Cieszę
się, że wszystko poszło dobrze.
- Ja również - odparła szczerze. - To cudowne,
że każdy dzień przynosi poprawę. Naprawdę obawia
Å‚am siÄ™ najgorszego.
- Cóż, moi pacjenci nie są zazwyczaj w tak cięż
kiej sytuacji - przyznał. - Zazwyczaj chodzi o złago
dzenie bólu, jak w przypadku pana Aldariniego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]