[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiadł, żeby je włożyć. Wpatrywała się w jego nagie stopy, ledwie go
słuchając.
- Muszę pojechać do szpitala, coś się tam wydarzyło - wyjaśnił krótko. -
Nie, nic ważnego - dodał, aby ją uspokoić. - Nie wiem, kiedy wrócę, ale to
chyba nie potrwa dłużej niż godzinę.
- Nie wiedziałam, że dyrektorów też się wzywa po nocy. Może
poczekam u siebie? Zabiorę resztę prania, kiedy wrócisz.
- Nie bądz śmieszna - prychnął, wkładając marynarkę. - Rozgość się
tutaj. Dlaczego miałbym cię wypędzać i skazywać na przebywanie w
ciemnościach i zimnie?
- Pomyślałam sobie, że może kiedy wychodzisz, nie chcesz zostawiać w
domu kogoÅ› obcego.
- Trudno cię nazwać obcą - zaprotestował, wkładając do kieszeni telefon
i kluczyki. - Jak by nie było, pracujemy razem już od kilku tygodni.
- A ty ciągle mnie obserwujesz, jakbyś mnie o coś podejrzewał albo
przynajmniej po prostu nie lubił - nie wytrzymała w końcu i poskarżyła się.
Dostrzegła na jego twarzy zdziwienie. Zniknęło szybko, tak że nie miała
nawet pewności, czy nie było to złudzenie.
- Jestem zadowolony, że mogłem zatrudnić tak wykwalifikowaną
pielęgniarkę. Bardzo sobie cenię twoją pracę - odparł sztywno.
RS
42
- Przepraszam, że o tym wspomniałam - ciągnęła, czując ulgę, że
wreszcie zrzuci z siebie gniotący ją od dawna ciężar - lecz ja nie odnosiłam
takiego wrażenia. Patrzyłeś na mnie, jakbyś sądził, że mogę otruć
pacjentów, zamiast się nimi opiekować.
- Chyba trochę przesadzasz - rzucił niecierpliwie i spojrzał na zegarek,
nie zdając sobie sprawy, że Lauren jest na krawędzi wybuchu.
- Nie, nie przesadzam. Wiesz doskonale, że na początku przychodziłeś
ciągle sprawdzać, jak pracuję. Teraz mimo wszystko też mi nie ufasz. Nie
sądzisz, że należy mi się jakieś wyjaśnienie?
To bezpośrednie żądanie sprawiło, że zatrzymał się w drodze do drzwi i
odwrócił. Tym razem na jego twarzy malowało się zakłopotanie zmieszane
z niepokojem i rezygnacjÄ….
- Jasne, chyba tak - przyznał. - Muszę już jednak wyjść. Czeka na mnie
ktoÅ› z ochrony.
- A zatem pogadamy po twoim powrocie? Zastanawiała się, czy nie
naciska zbyt mocno. Może on wolałby, by wróciła do siebie, gdy tylko
skończy pranie?
- Dobrze - zgodził się z westchnieniem. - Rzeczywiście warto oczyścić
atmosferÄ™.
Lauren niemal poczuła się winna. Wiedziała, że Marc pracuje zawsze do
póznych godzin. Gdyby wracał wcześniej, na pewno już wielokrotnie by
siÄ™ spotkali.
Może za tym wszystkim nic się nie kryje, może po prostu na początku
nie darzył jej sympatią? Zastanowiła się nagle, czy gospodarz zdążył tego
dnia coś zjeść. Jeśli nie, wróci do domu wściekły.
- Jadłeś już kolację? - zapytała, gdy otworzył drzwi. - Jeśli nie, mam coś
w zamrażalniku, mogę przygotować dla nas obojga.
- Lepiej nie otwieraj zamrażalnika, kiedy nie ma prądu. Po powrocie
znajdÄ™ coÅ› u siebie.
- Jeśli w ogóle wyjdziesz. - Gestem dała mu znak, by się pospieszył. -
Jedz i sprawdz, co tam siÄ™ dzieje.
ZerknÄ…Å‚ na zegarek.
- Wrócę najszybciej, jak się da.
Poczekała, aż samochód Marca zniknie za zakrętem. Potem otworzyła
lodówkę, żeby się zastanowić, co mogłaby ugotować. Zdecydowała się na
kurczaka w warzywach i sosie słodko-kwaśnym. Spośród potraw, których
RS
43
przyrządzenie umożliwiała zawartość lodówki, z tym daniem mogła się
uporać najszybciej.
Usłyszała samochód Marca dopiero po dwóch godzinach, kiedy
starannie złożona bielizna już od dawna spoczywała w koszu.
- Nie musiałaś tego robić - oświadczył, gdy stanął w drzwiach i poczuł
zapach mięsa i warzyw.
- Mam nie kończyć? - zapytała, wyjmując z rondla drewnianą łyżkę.
Jak gdyby w odpowiedzi Marcowi zaburczało w brzuchu. Oboje się
roześmiali.
- Rozumiem, że mam robić dalej - podsumowała z uśmiechem.
Wymieszała w garnku mięso, dodając posiekane warzywa. Gdy grzyby i
sos dołączyły do pozostałych składników, Marc otworzył butelkę i napełnił
jej zawartością dwie maleńkie porcelanowe miseczki.
- Co to jest? Sake? - zapytała Lauren, przystając z talerzami w dłoni.
- Tak. Lubisz sake? - Postawił butelkę na stole, obok sosu sojowego. -
Pewien Japończyk nauczył mnie to pić - wyjaśnił.
- Nigdy nie próbowałam. Wiem, że to sfermentowane wino ryżowe. Jest
mocne?
Uśmiechnęła się, nieco zmieszana, gdy odsunął dla niej krzesło.
- Sama się przekonaj - zaprosił, zajmując miejsce po przeciwnej stronie
stołu. - Uznałem, że sake jest bardzo dobra do orientalnych potraw. Nie
zabija ich smaku.
Rozmawiali o zaletach kuchni różnych krajów i o swych własnych
umiejętnościach kulinarnych.
Po dłuższym czasie Lauren zorientowała się, że jest już bardzo pózno.
- Powinnam wracać do siebie. Na pewno nastawiłeś budzik na jakąś
przerażająco wczesną porę.
- Nie jestem aż tak stary i zramolały, żeby dobił mnie jeden pózny
wieczór - odparł i dodał już poważnie: - Przecież mamy o czymś
porozmawiać.
- A w jakim stopniu jesteś stary i zramolały? - zapytała żartobliwie,
spodziewajÄ…c siÄ™ dowcipnej odpowiedzi.
Marc nie odwzajemnił jej uśmiechu. Przesadziła? Nie są ze sobą dość
blisko na takie przekomarzanie się? Co to w ogóle znaczy  ze sobą"? Są
tylko znajomymi.
Jakby odgadując jej myśli, odpowiedział:
RS
44
- Nie przejmuj się moją ponurą miną. Chodzi o powód, dla którego
wezwali mnie dziś do szpitala. Jesteś tu od niedawna, nie słyszałaś więc
pewnie, że mieliśmy intruza.
- Jakiego intruza? - zapytała. - W Edenthwaite, czy w samym szpitalu? -
dociekała, zastanawiając się, do czego zmierza ta rozmowa.
Marc rozpoczął ją z takim naciskiem, jakby to wszystko miało coś
wspólnego z nią samą.
- Zacznijmy od szpitala. Nie wdając się w szczegóły, pewien lekarz
napadł na jedną z pielęgniarek.
- Ale go schwytano?
- Och, tak. Nadal przebywa w jednej z mniej reprezentacyjnych
rezydencji Jej Królewskiej Mości. Korzysta z pomocy psychiatrów.
- Skoro jest w więzieniu, co mogło wydarzyć się dziś?
Czuła, że to dopiero początek opowieści.
- No cóż, gdy został aresztowany, zastosowaliśmy mimo to pewne
środki ostrożności. Szczegóły nie są ważne. Dzisiaj jeden z pracowników
ochrony zaskoczył kogoś w miejscu, w którym ten ktoś nie powinien prze-
bywać.
- No i co?
Wiedziała, że usłyszy wszystko do końca, niecierpliwiła się jednak, by
wreszcie dotrzeć do sedna.
- Jakiś mężczyzna wyszedł z damskiej szatni na parterze północnego
skrzydła. Ochroniarz go zobaczył, ale nie zdołał dogonić.
- Co dalej?
Miała ochotę potrząsnąć Markiem, żeby przyspieszyć relację.
- Okazało się, że ten facet otworzył kilka szafek, w tym twoją.
- No cóż, nie wiem, czego szukał, ale na pewno się nie obłowił. Nic tam
nie ma. Torebkę zostawiam w szafce tylko w dzień, kiedy jestem w pracy.
Marc się uśmiechnął.
- Znalazł tam jednak jakieś zaadresowane do ciebie reklamy. Dzięki
temu dowiedział się, która szafka jest twoja i zostawił list.
Odsunął krzesło i podszedł do wieszaka.
- List? - Uniosła się z krzesła. Myślała, że intruz okradał po prostu
szafki. Okazało się, że z jakiegoś powodu chciał się dostać właśnie do tej
należącej do niej.
- Co to za list? Co napisał?
RS
45 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire