[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wykonując zwód i wymierzając szybki, krótki sztych w szyję sobowtóra. Jego ruch został
przewidziany, zgrabnie zblokowany i jak na ironię, natychmiast powtórzony przez sobowtóra.
Podobnie jak następny blok Conana.
 Na Croma!  zawołali obaj mężczyzni równocześnie.
 Może mógłbyś się z nim jakoś dogadać  zaproponowała Elashi, gdy dwaj
Cymmerianie stanęli naprzeciw siebie nie kwapiąc się do kolejnego starcia.
 Dogadać się? Chyba żartujesz  mruknął prawdziwy Conan.
Drugi Conan wybuchnął śmiechem.
Niemniej jednak z kim najłatwiej jest się dogadać, jeśli nie z samym sobą? Prawdziwy
Cymmerianin opuścił swój miecz.
 Jeśli jeden z nas jest fałszywy, to musi być naprawdę niezły  rzekł Conan.
Strażnik bramy pokiwał głową.
 Dobrze mówisz  stwierdził.
 A jeśli obaj jesteśmy prawdziwi?
 Niemożliwe.
 Zgoda, ale musisz przyznać, że w tej krainie czarów jest to prawdopodobne.
 Tak, to możliwe.
 Zatem, skoro to prawda, nie uchybisz swym obowiązkom, pozwalając mi przejść przez
tÄ™ bramÄ™.
 To prawda  potaknÄ…Å‚ z uznaniem.
 W takim razie pozwól mi przejść, bo ja wiem, że jestem prawdziwy.
Sobowtór namyślał się chwilę.
 Jeśli nawet to, co mówisz, jest prawdą, to co z nią?
Conan nie wiedział, co odpowiedzieć.
 Ja?  odezwała się Elashi.  Jestem tylko złudzeniem.
 ZÅ‚udzeniem?
 Tak. IluzjÄ…. Fantomem. Duchem. Ja nie istniejÄ™.
 Hmm. Skoro tak, to mógłbym cię przepuścić. Ale najpierw musiałbym stwierdzić, czy
to prawda.
Elashi uśmiechnęła się.
 To proste. Dotknij mnie. Twoja dłoń przeniknie mnie na wylot.
Prawdziwy Conan spojrzał na nią. Czy ta dziewczyna oszalała? Przecież nie była iluzją!
Jego dłoń nie może przeniknąć żyjącego, ciepłego ciała!
Elashi postąpiła krok naprzód, nieznacznie odwróciła głowę i mrugnęła do prawdziwego
Conana.
Aha! Barbarzyńca wreszcie zrozumiał.
 Tak, dotknij jej  powiedział wsuwając miecz do pochwy. Sobowtór opuścił miecz,
przeświadczony, że zagrożenie zostało zażegnane. Zrobił dwa kroki w stronę Elashi.
Tymczasem wojowniczka pustyni zadarła tunikę ukazując swe opalone piersi.
 Proszę  powiedziała  Dotknij.
Kiedy sobowtór wyciągnął rękę, by dotknąć tych idealnych krągłości, prawdziwy Conan
dał susa i zdzielił go pięścią w tył głowy.
Fałszywy Cymmerianin runął na ziemię nieprzytomny. Elashi uśmiechnęła się i obciągnęła
tunikÄ™.
 Ja nie dałbym się oszukać w taki sposób  skomentował Conan.
Jej uśmiech poszerzył się.
 Na pewno  upierał się barbarzyńca.
 Oczywiście, że nie  powiedziała. Ale nie przestała się uśmiechać. Kiedy zbliżyli się
do bramy, barbarzyńca wciąż miał w pamięci obraz półnagiej i stojącej dumnie dziewczyny.
Nie dziwił się tamtemu Conanowi, który leżał teraz bez przytomności na wilgotnej ziemi. To
był miły widok. Ale mimo wszystko on nie dałby się nabrać na taką prostą sztuczkę. Na
pewno nie&
Neg odkrył, że amulet obdarzył go jeszcze jedną umiejętnością. Mógł, jeśli tego zapragnął,
 widzieć oczyma dowolnego nieumarłego. Wystarczyło, że zażyczył sobie tego, i
natychmiast znajdował się w dwóch miejscach naraz; w jednym realnie, w drugim zaś jak we
śnie. W zależności od potrzeb wzrok mógł być przenoszony albo tu, albo tam.
Co więcej, mógł wtłaczać swój umysł do ciał Bezokich i to było najbardziej interesujące.
Pomimo iż ślepi, mieli tak wyczulone zmysły, że brak wzroku był dla nich jedynie drobną
niedogodnością. Wypróbował też tę umiejętność na jednym z żyjących wieśniaków, ale bez
powodzenia. No cóż. To była drobnostka. Po uśmierceniu wieśniaka nie miał z tym już
najmniejszych trudności.
Wkrótce jego armia będzie tak wielka, że nic jej się nie oprze. Od niego tylko zależeć
będzie kierunek jej marszu. Czy powinien najpierw wyruszyć na północ, do Koryntii,
Nemedii i Brythunii?A może dalej na zachód, zajmując Ophir, Aquilonię i Zingarę? Koth i
Shem leżały na południu, a jeszcze dalej za nimi Stygia i Kush, na wschodzie zaś Zamora i
Turan&
W gruncie rzeczy nie miało znaczenia, od czego rozpocznie swoje podboje. Koniec
końców i tak wszystko będzie należeć do niego. Z każdąchwilą jego armia będzie się
powiększać, każdy padły w boju żołnierz stanie się jego sługą, podobnie jak każdy cywil. Im
obrona będzie bardziej zacięta, tym szybciej będzie wzrastać w siłę jego armia.
Niezwyciężona rzesza umarłych nie potrzebujących snu, pożywienia ani odpoczynku zmiecie
wszystko, co stanie jej na drodze, jak porywisty wiatr suche liście.
A potem, kiedy już zawładnie całym światem, będzie mógł robić wszystko. Będzie rządził
przez tysiÄ…ce lat!
Ostatni żyjący w świecie pełnym umarłych sług.
Drzwi w drzewie prowadziły do mrocznego korytarza. Conan szedł pierwszy dzierżąc
miecz przed sobą, a Elashi trzymała go z tyłu za pas.
Po chwili ujrzeli w oddali słabe światełko.
Niebawem okazało się, że pochodziło ono z małej olejowej lampki zawieszonej na ścianie
kamiennego korytarza.
Conan poczuł chłód przekraczając próg zamczyska nekromanty. Kiedy odwrócił się, by
spojrzeć na drzwi, ujrzał tylko kamienną ścianę.
 Jesteśmy na miejscu?  spytała Elashi.
 Na to wyglÄ…da.
 I co teraz?
 Znajdziemy Nega i zabijemy go.
Pięć żywych trupów szło zwartą grupą Pomiędzy Zwiatami. Byli to Bezocy. Szósty
spoczywał teraz w trzewiach stwora przypominającego rozmiarami ziemskiego wieloryba.
Potwór ten wyłonił się z ziemi na szlaku, którym wędrowali kapłani, i pochwyciwszy jednego
z nich, połknął go w całości. Jeśli ciało ożywionego trupa nie przypadło do gustu potworowi,
nie dał tego po sobie poznać, ale ponownie zanurzył się w ziemi niczym w wodzie i znikł
zabierajÄ…c ze sobÄ… ofiarÄ™.
A kapłani szli dalej, już w piątkę.
Przy gigantycznym drzewie napotkali sobowtóra Conana.
 Już raz zostałem oszukany  rzekł Cymmerianin.  To się już nie powtórzy.
Odejdzcie.
Nieumarli kapłani nie mieli takiego zamiaru. Ruszyli w stronę bramy.
Kimkolwiek był bóg czy półbóg, który stworzył kopię Conana, i z jakiego powodu to
uczynił, nie wiadomo, niemniej jednak spisał się doskonale. W piersi sobowtóra rozgorzał
gniew, który przybierał na sile i w końcu eksplodował jak wybuchający ludzki wulkan. Rzucił
się na pięciu kapłanów tnąc mieczem na lewo i prawo, w górę i w dół, w przód i w tył, a w
powietrzu latały strzępy ciała. Dłonie, ręce, stopy, uszy, głowa  wszystko, co zdołało
odrąbać zimne żelazo, zaczęło fruwać na wszystkie strony. Niektóre bardziej ruchome części
ciała, zwłaszcza dłonie, usiłowały powrócić do swoich właścicieli pełznąc po ziemi niczym
owady, ale śmigające ostrze nie pozwoliło żadnej z nich zbliżyć się i połączyć z trupim
ciałem.
Kiedy fałszywy Cymmerianin zmęczył się w końcu, wyczerpawszy olbrzymi zapas
barbarzyńskich sił, polana przy wielkim drzewie usiana była porąbanymi fragmentami
bezkrwistych ciał. Wprawdzie wciąż jeszcze tliło się w nich życie, ale było to już coś na
kształt roślinnej wegetacji. By uniemożliwić ich ponowne połączenie, kopia barbarzyńcy
kopniakami rozrzuciła poszatkowane szczątki pięciu napastników na obszarze mili wokoło.
Następnie fałszywy Conan powrócił na swój posterunek, przepatrując pas dżungli
gorejącymi niebieskimi oczami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire