[ Pobierz całość w formacie PDF ]
barbarzyńca nie zatrzymał się ani
nie zawahał. Tygrysim skrętem ciała uniknął ataku dwóch
następnych napastników i ostrze
jednego z nich, chybiwszy celu, wbiło się aż po rękojeść
w pierÅ› drugiego.
Na ten widok Xuthalczycy wydali okrzyk zgrozy, a
barbarzyńca zaśmiał się ochryple i
odskoczywszy przed spadającym ze świstem ostrzem ciął
nisko, powalając następnego
przeciwnika. Trysnęła szkarłatna struga krwi i żółtoskóry
jęcząc, runął z rozciętym brzuchem
na podłogę.
Wojownicy Xuthal zawyli jak stado wilków. Nie zaprawieni
do walki, byli śmiesznie
powolni i niezdarni w porównaniu ze zwinnym jak tygrys
barbarzyńcą, który poruszał się z
błyskawiczną szybkością możliwą tylko dzięki doskonałemu
zgraniu stalowych mięśni i
refleksu. Tamci zderzali siÄ™ i potykali, przeszkadzajÄ…c
sobie wzajemnie, uderzali zbyt
wcześnie lub za pózno, trafiając w powietrze. On nawet
przez chwilę nie pozostawał w tym
samym miejscu: uskakujÄ…c, obracajÄ…c siÄ™, schodzÄ…c z linii
ciosu, stanowił dla ich mieczy
nieustannie poruszający się cel, podczas gdy jego wygięte
ostrze nieprzerwanie śpiewało im
pieśń śmierci.
Jednak mimo wszystko wojownikom Xuthal nie brakowało
odwagi. Roili się wokół niego,
wrzeszczÄ…c i siekÄ…c, a z Å‚ukowatych drzwi wybiegali
następni, obudzeni ze snu niebywałym
zgiełkiem.
Krwawiąc z rozciętej skroni, Conan na chwilę oczyścił
sobie pole szerokim zamachem
ociekającej krwią szabli i rozejrzał się wokół, szukając
drogi ucieczki. W tejże chwili
dostrzegł, że arras na jednej ze ścian odchyla się,
ukazując wąskie schody. Stał na nich
mężczyzna w bogatych szatach, ze zdziwieniem mrugający
oczami, jakby dopiero co siÄ™
obudził i jeszcze nie oprzytomniał. Cymeryjczyk nie wahał
Strona 115
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
siÄ™ ani chwili.
Jednym tygrysim skokiem przedarł się nietknięty przez
zwierający się krąg wrogów i
skoczył ku schodom, słysząc za sobą wycie i tupot nóg.
Trzech wrogów zastąpiło mu drogę u
stóp marmurowych schodów wpadł na nich i ciął potężnie.
Przez moment cztery ostrza
zalśniły w powietrzu jak letnie błyskawice; pózniej
grupka rozpadła się i Conan skoczył na
schody. Zcigający go napastnicy potknęli się o trzy trupy
leżące na ziemi: jeden leżał twarzą
w dół w okropnej kałuży mózgu i krwi, drugi usiłował
dzwignąć się na rękach, brocząc czarną
posoką z rozrąbanego gardła, a trzeci, skowycząc jak
pies, ściskał krwawy kikut, który kiedyś
był ramieniem.
Gdy Conan pomknął po marmurowych schodach, mężczyzna na
stopniach otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ ze
snu i dobył miecza, który zalśnił zimno w blasku
zielonych kamieni. Zadał mocne pchnięcie,
celując w gardło nadbiegającego barbarzyńcy, jednak ten w
ostatniej chwili uchylił się. Ostrze
rozcięło tylko skórę na plecach Cymeryjczyka, który
natychmiast wyprostował się, z
potworną siłą tnąc szablą od dołu, jak rzeznickim nożem.
Pędził po schodach z impetem, którego nie wytracił,
wbijając szablę po rękojeść w brzuch
przeciwnika. Odbił się od nieszczęśnika, odrzucając go na
bok i z trzaskiem uderzył o ścianę.
Tamten, rozpruty od podbrzusza aż po mostek, potoczył się
po schodach. WlokÄ…cy za sobÄ…
ohydną plątaninę wnętrzności trup runął na biegnących po
schodach ludzi, zbijając ich z nóg.
Lekko oszołomiony barbarzyńca przez chwilę opierał się o
ścianę, mierząc ich
spojrzeniem, pózniej pogroziwszy im ociekającą szablą
pognał schodami w górę.
Znalazłszy się na górze przystanął tylko na moment, by
sprawdzić, czy nikogo tam nie ma.
Za nim zgraja wyła z taką wściekłością i zgrozą, że
Cymeryjczyk zrozumiał, iż na schodach
zabił jakąś znamienitą osobę, zapewne króla tego miasta.
Uciekał na oślep, przed siebie.
Rozpaczliwie pragnął odnalezć i oswobodzić Natalę, która
czego był pewny bardzo
potrzebowała pomocy, lecz mając za plecami ścigających go
wojowników Xuthal, mógł tylko
uciekać, ufając, że szczęście pozwoli mu umknąć i znalezć
Strona 116
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
dziewczynÄ™. W ciemnych lub
mrocznych komnatach szybko stracił orientację, więc nic
dziwnego, że w końcu wpadł do
sali, do której właśnie wbiegali wrogowie. Wrzasnęli
mściwie i rzucili się na barbarzyńcę,
który warknął z obrzydzeniem i obróciwszy się, pognał z
powrotem drogą, którą przybył. A
przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy jednak wpadł do
kolejnej, urzÄ…dzonej ze
szczególnym przepychem komnaty, zrozumiał, że się mylił.
Wszystkie pomieszczenia, które
przemierzył, od kiedy wbiegł na schody, były puste. Ten
pokój miał mieszkańca, który zerwał
się z krzykiem na widok barbarzyńcy.
Conan ujrzał żółtoskórą kobietę, zupełnie nagą, jeśli nie
liczyć wysadzanej drogimi
kamieniami biżuterii, patrzącą nań szeroko otwartymi
oczyma. Tyle zdążył dostrzec, nim
podniosła rękę i szarpnęła za jedwabny sznur zwisający
przy ścianie. W tejże chwili podłoga
zapadła się pod nim i nawet jego szybki jak myśl refleks
nie zdołał uratować go przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]