[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sissel westchn a.
- Mo e masz racj , co nie zmienia faktu, e sytua-cja jest niezno na. W domu nie uda mi si milcze bez wzgl du na to, jak bardzo b tego
chcia a. I jakkol-wiek na to patrze , najbardziej i tak ucierpi Fredrik.
Wyci gn r i dotkn jej policzka.
- Bardzo mi przykro z powodu tego wszystkiego, Sissel. Nie chc , eby cierpia a, bo wiem, e prze y- ju wiele trudnych chwil. Chcia bym zosta
przy tobie i cho troch rozja ni twoje ycie...
Przytuli a policzek do jego d oni, nie by a w stanie mówi , ale b yszcz ce oczy same wystarczy y za odpo-wied .
Oboje drgn li, kiedy rozleg o si ciche pukanie do drzwi. On poszed otworzy , Sissel stan a nierucho-mo, wstrzyma a oddech.
Nadchodzi kres d ugiego, dr cz cego niepokoju, straszliwej niepewno ci. W drzwiach stan a Marta, okr a i yczliwa jak kiedy .
Za enowana podesz a do Sissel, która wreszcie ock-n a si z transu. Troch dr two, onie mielone, poda- y sobie r ce.
- Jak ci si wiod o, Sissel?
- Dzi kuj , dobrze. A tobie?
- Równie .
Sztywno, uroczy cie... Dwaj m czy ni przygl dali si im bez s owa.
- Usi dziesz, Marto?
- Dzi kuj . - Przycupn a na brze ku krzes a. - W domu wszystko jak zawsze?
Sissel kiwn a g ow . Spokojnie, tylko spokojnie, po-wtarza a sobie w duchu. Wszystko jak zawsze, wszyst-ko jak zawsze... Nie wolno popada w
sentymentalizm. Spokojnie, wszystko w porz dku, nie traci g owy...
Nie zdo a jednak powstrzyma ez, sp yn y po policzkach.
Jej towarzysz podszed do niej, obj delikatnie i pog a-dzi po czole, szepcz c co , eby j uspokoi . Sissel zaci-sn a wargi, eby st umi p acz, ale
to by o tak, jakby chcia a powstrzyma wodospad. Nagle poczu a, e to ra-miona Marty j obejmuj . I ona tak e p aka a. M czy ni dyskretnie si
usun li, zostawiaj c je na jaki czas same.
Sissel próbowa a wzi si w gar .
- Tak bardzo si niepokoi am, Marto! Tak strasznie nam ciebie brakowa o. Szukali my ci i bez ko ca si zastanawiali my. To by o straszne,
naprawd straszne!
- Rozumiem. Teraz ju wszystko b dzie dobrze.
I oto Marta, która tyle wycierpia a, pociesza a j , Sissel! Przecie powinno by odwrotnie!
- Co my zrobimy, Marto? - spyta a. - Co wymy li-my? Tak bardzo bym chcia a, eby wróci a do domu. Nic ju nie jest tak jak dawniej.
Marta pokr ci a g ow .
- To niemo liwe, kochanie, chocia bogowie jedni wiedz , jak bardzo za wami t skni am. Ale teraz jest lepiej. Trond Svendsen, ten, który mnie
przyprowa-dzi , jest dla mnie bardzo dobry. On...
Urwa a zmieszana.
- Co takiego, Marto? - zach ca a j Sissel.
Starsza kobieta popatrzy a na ni nie mia o.
- Uznasz, e to okropne z mojej strony, e ja, sta-ra, wyjd za m ?
- Ale , Marto, to cudownie! - uradowa a si Sissel. - Oczywi cie, e powinna si zdecydowa ! Zawsze pragn am, eby mia a w asny dom i
rodzin , chocia wiesz, e uwa ali my ci za matk .
Marta gniot a w r kach chusteczk .
- Ale mam przecie ponad pi dziesi t lat. Co lu-dzie powiedz ?
- e zas na to. Ach, Marto, jak wspaniale, e trafi na mi ych ludzi, u których dobrze si czujesz! Od razu wszystko wydaje si lepsze.
Sissel do a drew do ognia.
- Jak ci si tutaj sz o? - spyta a Marta. - Widz , e przemok .
- O, to nic strasznego. Mia am sympatyczne towa-rzystwo i wszystko by o w porz dku.
- Prawda, e to mi y ch opak? Bardzo go lubi . Cz -sto przychodzi mnie odwiedzi , rozmawiamy wtedy o tobie. Mam wra enie, e on wie wszystko o
twoim dzieci stwie, Sissel.
Dziewczyna wpatrywa a si w Mart zdumiona.
- Co ty mówisz?
- To najprawdziwsza prawda - mia a si Marta. - Wiem te , e uk ada tras swoich patroli tak, eby za-wadzi o twoj wiosk w nadziei, e chocia
mu mi-gniesz. Nigdy go nie zauwa ? Sissel zamy li a si .
- Widywa am czasami policjantów na motocyklu. Ale wszyscy wydaj mi si jednakowi. Mundur i wiel-ki, ci ki motor. Nigdy na nich nie patrz . e
te te-go nie robi am, g upia jestem!
- To znaczy, e i ty masz do niego s abo ?
- S abo ? To agodnie powiedziane. - Za mia a si za enowana. - Najgorsze, e nie wiem nawet, jak on si nazywa. Zrozumia am, e przyja ni si
z Tomasem, ale nic wi cej nie wiem.
- Nie wiesz, kto to jest? - zdumia a si Marta.
- Nie, jako nie mog am si zdoby , eby zapyta . A on chyba wychodzi z za enia, e go znam.
- To zupe nie nieprawdopodobne! Naprawd nie wiesz, jak on si nazywa?
- Nie. Powiesz mi?
Marta patrzy a na ni wielkimi oczyma.
- Stefan Svarte.
ROZDZIA VII
Sissel osun a si na krzes o. Poczu a, e robi jej si s abo. Nie znios wi cej, pomy la a. Nie mam ju si y. Ze wszystkich ludzi na wiecie to musi
by akurat on!
Marta, nie dostrzegaj c reakcji dziewczyny, mówi a dalej o swoich planach na przysz . Wrócili m czy- ni, ale Sissel unika a spojrzenia Stefana.
Siedzia a po-gr ona w apatii.
Jednym uchem s ucha a dyskusji o miejscach do spa-nia. Najwidoczniej Marta i Trond Svendsen zamierza-li nocowa w tym domku, nale cym do
h
h
X
a
X
a
-
-
n
n
F
F
g
g
D
D
e
e
P
P
w
w
Click to buy NOW!
Click to buy NOW!
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
d
d
k
k
o
o
c
c
c
c
a
a
r
r
u
u
t
t
-
-
C C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]