[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mo\liwości związania się z Frederickiem Ainsleyem. Ani przez
chwilę nie wątpiła, \e pan Ainsley jest kandydatem na
troskliwego i kochającego mę\a. Pod wieloma względami
przypominał jej ojca. Obaj byli inteligentni, obaj szczerze
oddani swojemu powołaniu. Ale chyba właśnie to było
przyczyną, \e Robina nie zamierzała dopuścić do zacieśnienia
znajomości z panem Ainsleyem.
Nigdy nie ukrywała, \e w Abbot Quincey spędziła bardzo
szczęśliwe dzieciństwo. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty
zmienić w swoim \yciu jedynie plebanii.
Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu
\ycia. I to jej się podobało! Naturalnie wcale nie wiązała
swojej przyszłości wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami
towarzyskimi. W tym nie widziałaby nic pociągającego.
Chciała wyjść za mą\ i mieć dzieci. Ale najwa\niejsze było dla
niej, by poślubić mę\czyznę, którego mogłaby kochać i
szanować. Jej ideał gdzieś ju\ na nią czekał, tego była pewna, a
mimo to nie umiała go sobie wyobrazić. Obraz tego człowieka,
jaki miała w głowie, wcią\ był zamazany.
- Tak, chciałabym wyjść za mą\, Danielu. Zdecyduję się
na to dopiero wtedy, kiedy spotkam mę\czyznę, którego
pokocham. - A więc zdradziła swoje najskrytsze myśli. - Nigdy
nie zawarłabym mał\eństwa tylko dla poczucia bezpieczeństwa
albo tylko po to, by mieć własny dom.
Roześmiała się dzwięcznie, trochę zakłopotana.
- Och, sama nie wiem, Danielu. Mo\e za wiele wymagam
od \ycia. To prawda, \e miałam więcej szczęścia ni\ wiele
innych panien. Tylko \e... Jak to wytłumaczyć? - W moim
\yciu nigdy nie zdarzyło się nic naprawdę ekscytującego.
Ka\da panna marzy o spotkaniu rycerza z bajki, dzielnego
Galahada, który ocali ją przed niebezpieczeństwem, a potem
beznadziejnie się w niej zakocha. Pan mo\e się śmiać -
ciągnęła, gdy po tym wyznaniu usłyszała głośny wybuch
104
śmiechu. - Pan jest mę\czyzną i bez wątpienia miał niejedno
ekscytujące doświadczenie. Tymczasem moje \ycie jeszcze
kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne.
Daniel nadal się uśmiechał, ale gdy się odezwał, nie ulegało
wątpliwości, \e mówi szczerze i bez ironii.
- Wydaje mi siÄ™, \e to rozumiem, ptaszyno. CoÅ›
ekscytujÄ…cego od czasu do czasu na pewno nikomu nie
zaszkodzi. A więc masz nadzieję spotkać swojego sir
Lancelota.
- Galahada - poprawiła go zawstydzona, \e przyznała się
do tak dziecinnego marzenia. - Poniewa\ jednak ziszczenie siÄ™
tej nadziei jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się
do myśli, \e będę wiodła \ycie guwernantki.
- Wielkie nieba! To jednak du\o skromniejszy plan ni\
\ycie u boku dzielnego rycerza.
- Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu.
Daniel wyjął jej z ręki wachlarz, rozło\ył go i zaczął się
przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty.
- Czy zapomniała ju\ pani, \e mama proponowała jej
pobyt w Bath w charakterze damy do towarzystwa?
Robina dobrze pamiętała tę rozmowę, ale nie potraktowała
słów lady Exmouth powa\nie.
- Pańska matka z pewnością tylko \artowała.
- Nie sądzę. Ona bardzo panią lubi. Wyglądał tak, jakby
chciał powiedzieć coś jeszcze, ale najwyrazniej zmienił zdanie.
Szybko oddał jej wachlarz, po czym wstał.
- Ma pani dość czasu, aby rozwa\yć propozycję mojej
matki. Sezon w Brighton trwa dość długo. Tymczasem
mo\emy wrócić na salę i dalej się weselić.
Byli w pół drogi przez oszkloną budowlę, gdy zauwa\yli,
\e przy drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie. Grupka nagle
się rozstąpiła i do oran\erii wszedł wypróbowany przyjaciel
Daniela, Montague Merrell, w towarzystwie nie kogo innego, a
samego regenta, Robina naturalnie wiedziała, \e przyjaciel
105
Daniela pozostaje w przyjazni z przyszłym królem. Tu\ przed
kolacją widziała, jak pan Merrell wchodzi na salę w grupce
osób otaczającej regenta. Wtedy nie miała szansy zostać
przedstawiona monarsze, za to teraz nie mogła tego uniknąć.
Regent potoczył wzrokiem po oran\erii i jego nalana twarz
rozjaśniła się na widok znajomej postaci.
- Exmouth, stary druhu! - Jak na d\entelmena o tak
obfitych kształtach poruszał się z zaskakującą lekkością. - Tu
obecny Monty poinformował mnie, \e znajdujesz się wśród
gości. Jak to dobrze znowu zobaczyć cię w towarzystwie!
- Dziękuję, sir. - Daniel zauwa\ył, \e spojrzenie
przyszłego monarchy kieruje się na Robinę, więc szybko ją
przedstawił.
Z gracją dygnęła i poczuła, jak jej dłoń otaczają ciepłe,
pulchne palce.
- Pyszności! Pyszności! - rozpromienił się regent, z
uznaniem mierząc ją wzrokiem. Robina poczuła się jak
wyjÄ…tkowo smakowity kÄ…sek podany mu na talerzu.
- Panna Perceval przebywa razem z nami w Brighton.
Jest pod opieką mojej matki - wyjaśnił szybko Daniel na
wypadek, gdyby władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do
reputacji Robiny.
- Wspaniale! - Przyszły król ostatni raz uścisnął smukłe
palce Robiny i uwolnił jej dłoń..- A jak się miewa twoja droga
matka, Exmouth? Ufam, \e zdrowie jej dopisuje.
- O, tak, sir. Jak zawsze.
- Wspaniale! Wspaniale! - powiedział znowu i zwrócił się
do Merrella. - Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi
tę pyszną pannę pod opiekuńcze skrzydła matki, a my chodzmy
poszukać Wilmingtona. O ile pamiętam, mówiłeś, \e i on tu
dziś będzie.
- Zaiste jest - potwierdził pan Merrell i szelmowsko
mrugnąwszy okiem do Daniela, wrócił z regentem do sali
bankietowej.
106
Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po
chwili znalezli lady Exmouth wśród osób zgromadzonych w
drugim końcu sali.
- Nie kto inny jak regent we własnej osobie polecił mi
odprowadzić Robinę pod twoją opiekę - oznajmił Daniel,
wywabiwszy matkę z kręgu. - Poniewa\ nie śmiałbym
przeciwstawić się woli króla, oto panna Perceval.
- Na Boga, gdzieś ty była, moje dziecko? Ostatnio gdy
cię widziałam, tańczyłaś z lordem Farleyem.
- Och, Robina tymczasem awansowała w hierarchii
społecznej, mamo - odrzekł Daniel, zanim Robina zdą\yła
powiedzieć cokolwiek na temat swojej długiej nieobecności. -
Zawarła znajomość z jego królewską mością.
- Naprawdę? - Lady Exmouth spoglądała podniecona to
na jedno, to na drugie. - Poznałaś regenta, dziecko? Czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]