[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Newcastle a. Najwyrazniej policjant nic nie powiedział rodzicom Chance a. Nie zamierzała
go wyręczać.
- Powiem mu to - zapewniła wzruszona.
- Bardzo za nim tęsknimy - dodała smutno Marlena, a Kelsey wiedziała, że ma na myśli
Chance a.
- Ja też.
- Chyba będę już kończyć - jej głos zadrżał. Kelsey ścisnęło się serce.
- Daj znać, jeśli będziecie jeszcze czegoś potrzebować - powiedziała Kelsey i odłożyła
słuchawkę.
Chwilę pózniej Pan Pies wyszedł zza rogu, wywęszył Feliksa i przygalopował do klatki.
Szczekał na całe gardło. Feliks dostał szału, zaczął piszczeć i prychać. Następne pół
godziny Kelsey spędziła, usiłując uspokoić oba zwierzaki. Gdy ponownie zadzwonił
telefon, była już w połowie drogi do garażu, prawie pewna, że najlepiej zrobiłaby, wracając
do siebie. Dzwonił doktor Alastair. Zawiadomił ją, że jeśli nie nastąpią żadne
nieprzewidziane komplikacje, Jarred wyjdzie ze szpitala za kilka dni.
96
Rozdział 7
Grudzień
Wie pan, że mamy w szpitalu wirtualny program, który pozwala pacjentom zapomnieć o
bólu w czasie rehabilitacji - powiedziała Joanna Wirth, obserwując, jak Jarred obraca lewe
ramiÄ™.
Spocony i obolały, Jarred nie był w nastroju na pogaduszki z terapeutką. Chrząknął tylko i
ćwiczył dalej, obracając rękę i zginając ją w łokciu. Po zdjęciu gipsu była słaba i wątła.
Przerażające, jak szybko zanikły mięśnie.
O swojej prawej nodze nawet nie chciał myśleć.
- Stosujemy go zwykle u poparzonych pacjentów. Oni cierpią najbardziej. Zakładają hełm i
ścigają wirtualnego pajączka. To pozwala im nie myśleć o bólu. - Uśmiechnęła się. - To
naprawdę dość skuteczne.
Byli w apartamencie Jarreda, wypełnionym teraz sprzętem do ćwiczeń. Większości
urządzeń Jarred miał używać dopiero w przyszłości. Joanna przychodziła co dzień, by
kontrolować jego postępy. To była monotonna harówka, po której Jarred co dzień był
bardziej zmęczony, kapryśny i zniecierpliwiony. Chciał wyzdrowieć całkowicie i to szybko.
Czuł się bezużyteczny i słaby jak kociak. Miał zły humor, bo nie był z siebie zadowolony, i
dlatego teraz wolał się nie odzywać.
- Mógłby pan spróbować przy następnej wizycie w szpitalu. Może spodoba się panu.
Jarred tylko na nią spojrzał. Jej pogoda ducha doprowadzała go do pasji. Chwilami miał
ochotę wrzasnąć na nią z furią. Powstrzymywały go tylko zasady dobrego wychowania,
wpajane mu latami przez Nolę. Inaczej pewnie wyładowałby na niej całą swoją frustrację.
Ale tak naprawdę nie chodziło tylko o rehabilitację i ślimacze tempo, w jakim zdrowiała
każda złamana kość i naderwany mięsień. Oczywiście, to też, ale była jeszcze Kelsey.
Kelsey.
Jarred zacisnął zęby. Poczuł, że złość wzbiera w nim jak wulkan. Mieszkała na drugim
końcu korytarza, ale widywał ją chyba jeszcze rzadziej niż przed jej przeprowadzką. No,
może to nie do końca prawda. Ale wychodziła o świcie, a gdy wracała wieczorem, on był
już prawie nieprzytomny ze zmęczenia. Raportowała mu jak automat, co zdarzyło się tego
97
dnia w pracy, a potem zostawiała go samego, żeby mógł odpocząć. To było tak, jakby w
ogóle się nie widywali.
- Zobaczmy, jak pan chodzi - zaproponowała Joanna.
Miał ochotę rzucić się na łóżko i jęknąć. Każdy mięsień drżał z przemęczenia. Ogromnym
wysiłkiem woli wstał z krzesła. Zignorował balkonik i wyciągnął ręce w stronę kuł,
opartych o przeciwległą ścianę. Joanna otworzyła usta, by zaprotestować, ale wściekłe
spojrzenie Jarreda sprawiło, że zatrzymała swoje uwagi dla siebie. Cierpiąc przy każdym
kroku, zdołał żałośnie przekuśtykać z jednego końca pokoju na drugi. Krzywił się za
każdym razem, gdy choćby minimalnie obciążył prawą nogę. Każdy nerw krzyczał z bólu.
Jarred pocił się i sapał. A jednak było lepiej niż wczoraj. A wczoraj było odrobinę lepiej niż
dnia poprzedniego.
- Bardzo dobrze - orzekła Joanna, klaszcząc powoli z aprobatą. - Bardzo dobrze.
Jarred padł z powrotem na krzesło. Dziewczyna zbierała swoje rzeczy. Próbował nie dać po
sobie poznać, że jest kompletnie wyczerpany fizycznie, ale Joanna strasznie grzebała się i
jeszcze od drzwi rzucała mu rady i słowa zachęty. Jarred poczuł, że zapada w nieuchronny,
wywołany zmęczeniem sen.
- Wszystko w porządku? - zapytała Joanna. Zatrzymała się w drzwiach apartamentu.
- W jak najlepszym.
- Proszę odpocząć. Potrzebuje pan tego.
Drzwi zamknęły się za dziewczyną. Jarred zagapił się na nie. W końcu położył się na wznak
na łóżku i wpatrzył w sufit. Przekręcił się na bok, gapił na ścianę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]