[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie licz na to, że kiedykolwiek cię zaakceptuję, młody
człowieku, ale obiecaj mi, że będziesz się o nią troszczył.
- Obiecuję - powiedział Romeo, kłaniając się. -Jesteś bardzo
podobny do ojca - dodała takim tonem, jakby mówiła mu, że
wygląda jak parszywy osioł.
- Słyszę straże - ostrzegł mnich.
-To ludzie mojego męża, wysłani na poszukiwanie Romea -
wyjaśniła pani Kapuleti. - Chodzmy stąd.
- Szybko, do wozu! - zawołał Romeo, gdy stukot podkutych
butów niósł się już echem po cmentarzu. Grupa musiała być
liczna, choć na razie grobowiec Kapuletich zasłaniał nas przed
ich wzrokiem.
- Zostawcie wóz - powiedziała pani Kapuleti. - Wezcie konia.
Na koniu szybciej ujdziecie z miasta.
-Mimi też jest w niebezpieczeństwie - oświadczyła Julia. - Nie
mogę zostawić jej na pastwę losu.
- Nie, nie jest - zaprzeczyła pośpiesznie jej matka. -Odwołam
wygnanie i osobiście dopilnuję, żeby wróciła do Mankatanu. Nikt
jej nie skrzywdzi. Uciekajcie! Szybko!
- Jedzcie z nami - poprosił Romeo. - To dzięki wam poznałem
JuliÄ™.
Nie moglibyśmy we czwórkę zmieścić się na jednym koniu.
Wierzcie mi, w tamtej chwili żałowałam, że nie mogę z nimi
pojechać.
- Nic nam się nie stanie! - zawołałam, robiąc dobrą minę do
złej gry. Oczywiście ani przez chwilę nie ufa-
łam pani Kapuleti. - Uciekajcie! To jest teraz najważniejsze.
-Nigdy cię nie zapomnę - Romeo pocałował mnie w policzek.
Uścisnęłam Julię. Do dziś czuję ciepło jej drobnego ciała.
Wręczyłam jej mój list.
- Przeczytasz go, kiedy zechcesz. Znam twojÄ… historiÄ™ i
chciałabym, żebyś poznała moją.
- Trzymajcie się - powiedział Troy, wyprzęgając konia.
Romeo wskoczył na jego grzbiet. Wyciągnął rękę do Julii i
posadził ją przed sobą w siodle.
- %7łyczę wam szczęścia - powiedziała pani Kapuleti.
-Szczęścia, które nie było mi dane.
Klepnęła zwierzę w zad i koń pogalopował.
Byłam jednocześnie uszczęśliwiona i niespokojna. Szkoda, że
już się nie dowiem, jak wygląda nowe życie Julii.
Odwróciła się jeszcze i uśmiechnęła się do nas na pożegnanie.
Jej uśmiech był zarazem szczęśliwy i niepewny. Taka jest
zazwyczaj nowo zdobyta wolność. Udało się! Ta historia miała
jednak szczęśliwe zakończenie.
Pani Kapuleti patrzyła w ślad za nimi, póki nie zniknęli nam z
oczu. Wtedy otarła łzę.
- Wyniesiesz się z Werony - powiedziała do mnicha. - Znasz
prawdę, więc nie pozwolę ci pozostać w tym mieście. A teraz
zejdz mi z oczu, pókim dobra.
Spojrzała na mnie. Wzrok miała pusty i martwy.
- Ty i ten mężczyzna macie tu czekać. Powiem strażom, że
jesteście wolni, i nakażę odwiezć was tam, gdzie zechcecie.
Lekko przechyliła głowę, odwróciła się i odeszła z godnością.
Jej peleryna powiewała na wietrze, gdy znikała za narożnikiem
grobowca. Po czym straciliśmy ją z oczu.
Mnich podniósł torbę.
- Tą szeroką ulicą dojdziecie do kościoła Zw. Aukasza.
Znajdziecie tam brata Aukasza, to mój przyjaciel. On wam
pomoże. Oj, zapomniałbym dać wam to...
Sięgnął do torby i wyciągnął gęsie pióro.
- Wezcie je na pamiątkę. To jest pióro, którym napisałaś list do
Julii. Nic więcej nie mogę wam dać.
Sięgnęłam po pióro.
- Dziękuję.
Podrapał się w ogromne ucho.
- Swoją drogą, to bardzo ciekawe. Wspominałaś mi o kimś,
kto napisał historię Romea i Julii. Ale to dzięki tobie Julia
znalazła wolność, a Romeo miłość. I mnie też pomogłaś, bo odtąd
nie mam już żadnych zobowiązań wobec Werony. - Na jego
twarzy pojawił się domyślny uśmiech. - Wygląda na to, że Bóg w
swojej mądrości uczynił cię autorką wszystkich naszych historii.
Ucałował moją rękę i on także zniknął za narożnikiem
grobowca.
- Jestem autorką - szepnęłam, wpatrując się w pióro. - Troy?
- Sam na to wpadłem - powiedział Troy i podniósł jedną ze
świec, stojących u wrót grobowca. - Dziwne, że wcześniej nie
przyszło nam to do głowy.
Właśnie, dlaczego wcześniej na to nie wpadliśmy? Kiedy
patrzyliśmy wstecz na te zdarzenia, wszystko wydawało się
oczywiste. Ale zanim się dokonały, poruszaliśmy się wśród nich
po omacku. Podobnie jak wśród własnych uczuć.
- Myślisz, że to zadziała?
- Lepiej, żeby zadziałało - odparł Troy. - Bo nawet jeśli pani
Kapuleti dotrzyma słowa, nie uśmiecha mi się życie w
szesnastym wieku.
Włożyłam pióro do ognia. Dym osmalił mi skórę.
Chorągiewka gęsiego pióra natychmiast stanęła w ogniu aż po
dudkę. Czysta biel zamieniła się w smolistą czerń. Pióro płonęło
jak sucha drzazga na rozpałkę.
- Wasza Wielmożność! - zawołał męski głos. - Mieliśmy
rozkazy, żeby przeszukać całe miasto.
- Nie musicie szukać! - zawołała pani Kapuleti. - Ta szmata
Montekich jest za grobowcem, razem ze swoim kochankiem.
Zabijcie ich!
Jednak nas oszukała.
- Już idą - powiedział Troy. Ogień dosięgną! moich palców.
-Au! - krzyknęłam i upuściłam pióro. Kroki były coraz bliższe.
Padłam na kolana, żeby pozbierać popiół. Znalazłam coś
skręconego w nieważką, srebrzystą spiralę. Gwardzista wyszedł
zza narożnika.
-Mimi, pospiesz się! - zawołał Troy, stając między mną a nim.
- Monteki! - zawołał gwardzista, obnażając szpadę. Błagam -
myślałam, patrząc na popiół - zadziałaj
i wyciÄ…gnij nas stÄ…d!
Wzięłam głęboki oddech i dmuchnęłam w popiół tak mocno,
jak tylko mogłam. Zawirował w porannej mgiełce, drapiąc w
oczy i gardło tak samo jak wtedy, w teatrze.
- Troy!
Gdzie on się podział? Kaszląc i kichając, szukałam go w
chmurze popiołu. Nagle ujrzałam w niej błysk szpady.
- Chcemy wrócić do domu! - zawołałam, łapiąc Troya za rękę.
I w tej samej chwili poczułam się mniej więcej tak, jakbym
spadała z diabelskiego młyna. Dłoń Troya wyśliznęła się z mojej.
Zwiał caly jest sceną
wszyscy mężczyzni
i wszystkie kobiety
sÄ… aktorami jedynie
( I jak wam siÄ™ podoba, akt II, scena 7)
Zcierpła mi tylna część ciała. I nie bez powodu. Siedziałam
bowiem w śniegu. Spojrzałam w niebo i pojedyncze płatki śniegu
opadły mi na policzki. Zniknął gdzieś błękitny poranek w
Weronie. Wąski pasek nieba nad ulicą był zaciągnięty
szaroburymi chmurami. Wylądowałam na chodniku jak worek,
który spadł z przejeżdżającej ciężarówki. Ostre, mrozne
powietrze kłuło w płuca, kiedy brałam oddech. Wszystko jasne.
Tę ulicę znam, pomyślałam. To przy niej stoi Teatr Wallingford.
A więc udało się.
Stanęłam na nogach i spróbowałam otworzyć boczne wejście.
Jak zwykle, było zamknięte na klucz. Czy Troy jest już po drugiej
stronie? Zastukałam, a potem zaczęłam walić z całej siły.
- Hej, Troy! Wpuść mnie!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]